Rozdział 58.

1.4K 125 32
                                    

Minęły miliony lat, za co jak zwykle przepraszam. Wiele się zmieniło, ale nie zamierzam robić kolejnej emocjonalnej wiwisekcji, ale dziękuję każdemu kto ze mną został i znosi ten cały shit.

[Ogłoszenia prywatne - jeśli lubicie Monstę X, głównie Changkyuna to moja przyjaciółka Varregn pisze opowiadanie po polsku i angielsku, pt. "Smoky nights". Jest epickie, naprawdę fantastycznie napisane, na dodatek rozdziały pojawiają się o wiele częściej niż moje.]

Severus miał dość tych wszystkich współczujących spojrzeń. Wiedział, że gdyby nie strach jaki budził to nie obeszłoby się bez pustych kondolencji i nic nieznaczących słów wsparcia.

Na dodatek jego komnaty były pełne kwiatów z czarnymi wstążkami, które tylko przypominały mu o wszystkim.  Jakby mógł kiedykolwiek zapomnieć. Czuł się w nich jak w domu pogrzebowym więc spędzał w nich jak najmniej czasu.

Nie chciał, by Salomea musiała przez to przechodzić więc postanowił poprosić o urlop. Oczywiście go dostał, Dyrektor był bardziej niż skłonny dać im tyle czasu ile potrzebują na dojście do siebie.

O dziwo Czarnego Pana też dotknęły wieści o ataku na Salomeę i szukał winnych w brutalny sposób. Można powiedzieć, że Londyn spłynął krwią.

Nie to, żeby Severus miał coś przeciwko, sam najchętniej wziąłby w tym udział. Wiedział jednak, że Salomea nie pochwaliłaby tego, a jego miłość do niej była silniejsza niż nienawiść do świata.

Mistrz eliksirów postanowił zrobić wszystko, żeby ochronić ją przed tymi wszystkimi współczującymi spojrzeniami, wieńcami żałobnymi oraz szeptami wsparcia i ofertami pomocy. Nic nie znaczyły.

Potrzebowali ciszy i spokoju, a on znał doskonale miejsce, gdzie będą mogli powoli wracać do życia. Dlatego za zgodą Dyrektora wysłał tam kilka skrzatów, żeby doprowadzić te miejsce do ładu na ich przybycie.

***

Minęło kilka tygodni i Salomea w końcu mogła opuścić szpital.
Była pewna, że aportują się przed zamkiem, jednak wylądowali przed niewielkim domkiem. Zdziwiona spojrzała na Severusa.

- Mój dom. - powiedział krótko na nie zadane pytanie.

Kobieta ponownie rozejrzała się w koło. Budynek był piętrowy, z jasnej cegły. Widać było, że ktoś niedawno go wysprzątał i przywrócił do stanu używalności. Niemniej wymagał jeszcze całkiem sporo pracy, mogli sprawić, że będzie ich. Był idealny. Na dodatek miał duży ogród z mnóstwem kolorowych, pachnących kwiatów oraz częścią z warzywami, owocami i ziołami. W jej głowie pojawiła się nawet myśl, że te kwiaty Severus posadził specjalnie dla niej, wiedząc jak bardzo kocha kolory i słodkie zapachy.

Było też miejscem do zabawy dla dzieci, oczyma wyobraźni widziała gromadkę roześmianych dzieci biegających boso po trawie. Severus mógłby uczyć je o ziołach i roślinach wykorzystywanych do eliksirów, a ona mogłaby uczyć je zaplatać wianki z kwiatów. Nawet rosło tu wielkie drzewo, na którym możnaby zawiesić huśtawkę, gdzie mogłyby bujać się pod niebiosa. Na samą myśl o dzieciach po jej policzkach popłynęły łzy.

- Jeśli Ci się nie podoba to nie musimy tu zostawać. - stwierdził ostrożnie zaniepokojony jej reakcją. Niepewnie objął kobietę i pozwolił jej na łzy.

- Jest pięknie. - zaszlochała. - Idealnie. Po prostu pomyślałam o bawiących się w ogrodzie dzieciach. - wyznała. Nie chciała przed nim ukrywać swoich myśli. Jeszcze w szpitalu mu to obiecała, gdy prosił ją, by nie błądziła w mroku samotnie.

Mężczyzna pocałował ją czule w czubek głowy i przytulił mocniej. Nie myślał o tym, ale teraz, gdy kobieta o tym wspomniała mógł niemal usłyszeć śmiech dzieci, ich dzieci. I poraz pierwszy w tym domu zagościłaby radość zamiast strachu i nienawiści. Ale wszystko przed nimi, taką miał nadzieję.

***

Z kobietą było źle. Nie odzywała się niemal słowem. Nie chciała jeść, zapominała o piciu. Najchętniej spędzałaby całe dnie w łóżku śpiąc lub patrząc ślepo w sufit.

Severus jej jednak na to nie pozwalał. Siadali razem w ogrodzie i w milczeniu kąpali się w promieniach słońca. Wmuszał w nią posiłki i podawał eliksiry przeciw odwodnieniu.

Kobieta nie odzywała się prawie w ogóle, ale Severus opowiadał jej tych kilka szczęśliwych wspomnień, które miał z tym miejscem. Niestety nie było ich wiele więc przerzucił się na książki.

Salomea słuchała, czasami zadała pytania lub uśmiechała się lekko, a to dawało mu nadzieję, że są na dobrej drodze.

Gdy rudowłosa zasypiała on pracował nad niespodzianką dla niej. Chociaż była to też forma terapii dla niego, ostatnie pożegnanie, a jednocześnie unieśmiertelnienie ich miłości.

***

Mijały dni, a Salomea zdawała się powoli wracać do życia. Nakrył ją kilka razy jak spaceruje wśród kwiatów lub czyta książki. Także rozmawiała z nim częściej. Wypytywała o wioskę i starała się go wypytać, co robi, gdy nie jest z nią.

Mogłoby się wydawać, że już jest wszystko dobrze, ale on w jej oczach widział wciąż pustkę i ból. Liczył się z myślał, że ten blask i pogoda dycha mogą nie wrócić już nigdy. Niemniej nie poddawał się.

Rudowłosa rzeczywiście czuła się bardziej żywa. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek wróci do siebie, ale przynajmniej odzyskiwała siły, ciekawość i zainteresowanie światem. Zawsze kochała kwiaty więc spacerowała powoli wśród nich myśląc o tym jak bardzo chciałaby pokazać swojemu dziecku całe piękno tego świata... Pozwalała łzom płynąć, nie kłopocząc się nawet z ich wycieraniem.

Czasami nawet nachodziło ją rozbawienie myślą, że gdyby nie Severus i jego eliksiry to pewnie już dawno skończyłyby się jej łzy. Wszystko przecież ma swój kres, nawet łzy.

Jej serce wciąż było ciężkie niczym kamień. Nie sądziła, że to kiedykolwiek się zmieni, ale chyba po prostu musi nauczyć się z tym żyć.

W końcu po kolejnych kilku dniach poprosił ją o zamknięcie oczu. Poprowadził ją na tyły ogrodu.

- Możesz już otworzyć oczy. - powiedział cicho. Obserwował jej minę, niepewny jej reakcji.

- Czy to...? - Nie dokończyła, bo głos utknął jej w gardle. Po policzkach popłynęły łzy, jednak nie rozpaczy, a wzruszenia.

- Chciałaś syna nazwać Magnus. - powiedział cicho odnosząc się do starannie wygrawerowanej tabliczki z imieniem. - Złote chryzantemy mówią, że nigdy o nim nie zapomnimy. Białe lilie, że był niewinną, czystą duszą, a czerwone mieczniki, że odszedł zbyt gwałtownie i wcześnie. - wyjaśnił znaczenia kwiatów. - Rzuciłem zaklęcie, już zawsze będą kwitnąć.

- Tak bardzo chciałam go przytulić... - powiedziała cicho. - Tak bardzo go kocham. Dzieci nie powinny ginąć w taki sposób... W każdej sekundzie oddałabym za niego życie, gdyby to tylko było możliwe...

- Gdybym tylko mógł cofnąć czas... - dodał obejmując ją mocno.

- Dziękuję. - szepnęła jeszcze nim oboje zanurzyli się w ciszy nad grobem swojego dziecka.

Severus Snape i uroki leczeniaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora