Rozdział 34.

3.3K 212 42
                                    

Znowu dłuższa przerwa i znowu muszę przeprosić. W pracy ostatnio przechodziłam ciężkie chwile i ze stresu prawie straciłam włosy i paznokcie więc nie miałam ochoty pisać. Teraz mam jednak urlop - właściwie jego końcówkę, więc postanowiłam dodać nowy rozdział. Przed nami ciężkie rozdziały, jednak póki co bawmy się i radujmy. Co prawda Severus nie będzie zachwycony, ale kto by się nim przejmował? ^^


Kilka dni później przy śniadaniu przed Salomeą wylądowała brązowa, niewielka sówka. Kobieta zdziwiła się i z ciekawością odwiązała zwitek pergaminu. Odwinęła go i przeczytała krótką wiadomość. 

Dzisiaj o 18.00 w Trzech Miotłach?

- Robin

Rudowłosa nie mogła się nie uśmiechnąć. Odwróciła pergamin i pospiesznie naskrobała odpowiedź.

Nie mogę się doczekać. Do zobaczenia :)

- Salomea

Przywiązała ją do nóżki sowy, która niemal natychmiast odleciała. Salomea była niezwykle podekscytowana i z trudem siedziała na miejscu. 

- Czego chciała Robin? - spytał ją Severus, gdy wychodzili ze śniadania. 

- Nie twój interes. - mruknęła, jednak wciąż się uśmiechała. 

- Mój, bo to wasze durne spotkanie może zagrozić misji. - wysyczał w jej stronę. 

Kobieta przewróciła oczyma. - Będziemy ostrożne. Możesz nie ufać mi, bo masz mnie w końcu za idiotkę - wytknęła mu ciągłe obelgi. - ale skoro Robin jest Twoją najlepszą przyjaciółką to zakładam, że chociaż jej ufasz. 

- Boję się, że zarazisz ją swoją głupotą. - zadrwił z niej po raz kolejny. 

- Bo ty się już zaraziłeś? - rzuciła zjadliwie, po czym uniosła dumnie podbródek i udała się do swoich zajęć. 

Severus zacisnął wargi i pospiesznie udał się do swoich komnat. Korciło go, by wymyślić, coś co uniemożliwi im spotkanie. Oznaczałoby to jednak, że przyznałby się otwarcie do uczuć, do których nie chce się przyznawać nawet przed samym sobą. Mocował się więc ze swoimi myślami. 

***

Rudowłosa po śniadaniu udała się do skrzydła szpitalnego, by pomóc Pani Pomfrey. Jutro zaczynał się rok szkolny więc należało wszystko przygotować. Dzieciaki są nieobliczalne więc musieli być gotowi na wszystko. 

Układała wiec przyrządzone przez Severusa eliksiry. Było ich naprawdę sporo więc zajęło jej to sporo czasu. Nagle do skrzydła szpitalnego wpadł srebrny, migocący kształt. 

- Jak skończysz przyjdź do lochów. - usłyszała zimny głos. 

- Chyba żartujesz? - warknęła roztłukując niemal jedną z fiolek. 

- To nie była prośba. - warknął, a kształt się rozmył. 

- Dupek. - mruknęła do siebie. 

Skończyła układać flakoniki, słoiczki i fiolki. Zamknęła szafki i udała się do Pani Pomfrey. 

- Skończyłam. - oznajmiła. 

- Szybko się z tym uwinęłaś. - pochwaliła ją przełożona. 

- Złość dodaje mi szybkości. - zaśmiała się. 

- Złość? Co się stało? -zmartwiła się starsza kobieta. 

- Proszę się nie przejmować. - machnęła ręką. - Pan i władca lochów wzywa. 

Severus Snape i uroki leczeniaWhere stories live. Discover now