Rozdział 27.

3.6K 236 53
                                    

- Lepiej stąd wyjdźmy. - powiedziała Robin podnosząc ją z podłogi. 

- Zdecydowanie. - westchnęła z ulgą widząc przyjaciółkę mistrza eliksirów. - To był wypadek.

- Wiem, co zobaczyłaś? - spytała, gdy wracały do salonu.

- Kilka wspomnień z dzieciństwa, głównie ze szkoły. - odpowiedziała siadając na kanapie. Wciąż drżała po wyjściu z myślodsiewni.

- O czym rozmawiacie? - wtrącił się szorstki głos Mistrza Eliksirów. Salomea zamarła ze strachu jak łania złapana przez światła nadjeżdżającego samochodu. 

- O wspomnieniach ze szkoły. - wzruszyła ramionami Robin. Trzeba było ratować sytuację, bo rudowłosa wkrótce zejdzie na zawał. - Nie miałeś robić eliksiru? Po co się tu pałętasz? 

- Przypominam Ci, że to moje komnaty i mogę tu przebywać kiedy mi się podoba. - warknął zirytowany. Przestał zwracać uwagę na dziwne zachowanie pielęgniarki. - Dostałem wiadomość, że Malfoyowie zapraszają nas na weekend w swojej rezydencji i chciałem poinformować o tym dyrektora. 

- Więc na co czekasz? - Robin uniosła brew i uśmiechnęła się do niego kpiąco. 

- Nie mogę się doczekać kiedy znikniesz, już mam cię dość. 

- Wiem, że mnie kochasz. 

- Jeśli przez to rozumiesz, że ledwie cię toleruję to tak. - parsknął. 

- To i tak dużo. - zaśmiała się. - Poza tym dzięki mnie przeżywasz najlepsze przygody życia. 

- Chyba najgorsze. - nachmurzył się przypominając sobie o czymś. - Nie, nie chcę o tym nawet myśleć! - potrząsnął głową odganiając wspomnienia. 

- Nie miałeś powiadomić dyrektora? 

- Już. - warknął krzywiąc się lekko. Sięgnął do miseczki stojącej na kominku i wsypał proszek w płomienie, które natychmiast przybrały zielony kolor. - Gabinet dyrektora. - powiedział wchodząc w ogień i znikając. 

- Dziękuję, że mnie nie wydałaś. - westchnęła z ulgą rudowłosa. 

- To przysporzyłoby więcej szkód niż pożytku. - przyznała. - Zapomnijmy o tej sytuacji. 

- Tak będzie najlepiej. - przyznała rację kobiecie, jednak wiedziała, że nie będzie mogła tak łatwo zapomnieć o tym, co zobaczyła. 

- Czeka was wizyta u Malfoyów. - zauważyła zmieniając temat. 

- Cieszę się. - Salomea uśmiechnęła się lekko. - Naprawdę lubię Narcyzę i Lucjusza, są przemiłymi ludźmi i zastanawiam się, jak to możliwe, że w ogóle dołączyli do Sama-wiesz-kogo. 

- Nie przywiązuj się do nich, bo gdy staniesz przed nimi podczas wojny będziesz musiała ich zabić. - zauważyła rozsądnie czarnowłosa.

Salomea zadrżała. - Nie chcę nikogo zabijać... - westchnęła - Liczę, że zmienią stronę... Oni naprawdę nie są źli...

- Dobrzy ludzie nie dołączają do Sama-wiesz-kogo. - odpowiedziała, gdy usiadły na kanapie. - Nawet jeśli nie brali udziału w rzeziach to nie powstrzymywali ich, a to równie złe. 

- Liczę na to, że się opamiętają i odpokutują swoje winy tak, jak Severus. - magomedyczka stwierdziła z westchnieniem.

- Jesteś naiwna. 

Salomea się zaśmiała. - Severus też to cały czas powtarza.

- A mówi, że to urocze i słodkie? 

Severus Snape i uroki leczeniaWhere stories live. Discover now