Rozdział 60.

1.7K 120 86
                                    

Umm, pewnie was to nie rozbawi, ale naprawdę byłam przekonana, że w czerwcu wstawiłam rozdział. Anyway, chciałabym was zapewnić, że nie zamierzam porzucić tego opowiadania, bo naprawdę je lubię. Bez względu na to jak długa jest przerwa między rozdziałami. Dodatkowo chciałabym powiedzieć, że czytam wszystkie komentarze, na niektóre nawet odpowiadam po latach xD.



- Tak dawno tu nie byłam. - powiedziała Salomea wychodząc z kominka w kwaterach Severusa.

- I nie powinno nas tu być jeszcze przez jakiś czas. - westchnął wchodząc za nią.

Kobieta uśmiechnęła się do niego lekko. - Dobrze być w domu, ale sam mówiłeś, że nie możemy ukrywać się w nieskończoność.

- W nieskończoność nie, ale jeszcze kilka tygodni lub miesięcy jak najbardziej.

- Ostrożnie, bo pomyśle, że chcesz mieć po prostu wolne, a nie że się o mnie martwisz. - powiedziała siadając w fotelu.

- Oczywiście, że chcę mieć wolne. - przewrócił oczyma. - Raz na jakiś czas zasługuję na nie.

- Możemy spędzać tam weekendy. - zasugerowała.

- O ile ci popaprani szaleńcy nie będą niczego chcieli... - westchnął.

- Wiesz, odkąd przyjaźnię się z Czarnym Panem może uda mi się go przekonać do wolnych weekendów. - puściła do niego oczko. - Oczywiście, jeśli będziesz grzeczny.

- Zamknij się i lepiej rozpakuj rzeczy, a ja idę do Dyrektora. - przechodząc obok niej dał jej pstryczka w czoło.

- Nie używasz kominka? - zdziwiła się rozmasowując obolałe miejsce.

- Chcę się ponapawać rozpaczą tych pustogłowych zakał tej szkoły. - uśmiechnął się złowieszczo, a następnie wyszedł na korytarz.

To była półprawda, bo oczywiście chciał nacieszyć się udręką uczniów, ale przede wszystkim chciał się upewnić, że nikt i nic nie będzie niepokoiło Salomei. 

Dlatego też wpadł do pokoju nauczycielskiego zatrzaskując za sobą drzwi. W pokoju momentalnie zapanowała cisza.

Najszybciej pozbierała się Minerwa.
- Witaj Severusie, cieszę się, że cię widzę. Jak się ma Salomea?

- O tym właśnie chciałem porozmawiać. - rzucił chłodno bez zbędnego owijania w bawełnę. - Jeśli którekolwiek z was będzie się jej narzucać lub przytłaczać ją kondolencjami i współczuciem to osobiście taką osobę zabiję, czy to jasne? - staksował ich mrocznym spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu.

- Rozumiemy twój ból i stratę, ale nie możesz nam grozić. - odparła Minerwa podnosząc się z krzesła. Reszta grona nauczycielskiego niepewnie rozglądała się po sobie.

- To nie groźba, a zwykle ostrzeżenie. Gest łaski i litości z mojej strony. - wyjaśnił. - Mam nadzieję, że to docenicie i zastosujecie się do moich warunków.

Wiedźma chciała coś powiedzieć, ale mężczyzna już wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. W pokoju zapanował szmer szeptów. Niektórzy byli zmartwieni, inni przestraszeni, a jeszcze inni zirytowani zachowaniem mistrza eliksirów, ale nikt nie zdecydował i nie zdecyduje się mu otwarcie przeciwstawić.

Tymczasem Severus skierował się do kwater Dyrektora.
- Ciągnące toffie - wysyczał przez zaciśnięte żeby. Gdy gryf się odsunął mężczyzna wszedł pod schodach i zapukał do drzwi gabinetu.

- Wejdź, mój chłopcze. - zaprosił go głos.

- Jesteśmy tak, jak Pan sobie życzył. - odpowiedział bez cienia uprzejmości, wchodząc do środka. Wciąż był zły za to, że zmusił ich do powrotu i że tak bezczelnie zmanipulował Salomeę.

Severus Snape i uroki leczeniaDove le storie prendono vita. Scoprilo ora