Rozdział 63.

397 34 4
                                    

W tym miesiącu było ciężej wygospodarować czas na pisanie. Tym bardziej się cieszę, że udało mi się wytrwać w obietnicy wam złożonej :). Mam nadzieję, że spodoba wam się rozdział. Jak zwykle dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. Enjoy!

Salomea przeszła przez kominek do kwater mistrza eliksirów. Ich właściciel siedział w fotelu pijąc bursztynowy trunek z kryształowej szklanki i popatrzył na nią ponuro.

- Wiem, że jesteś zły. - zaczęła.
- Och, ja nie jestem zły... - powiedział spokojnie, a ją przeszły ciarki.
Jego opanowanie świadczyło tylko o tym jak wściekły był. Kobieta przełknęła ślinę. W ciszy podeszła do barku i nalała sobie trochę wina. Mogłaby użyć zaklęcia, ale potrzebowała czasu na zebranie myśli. Przez cały czas czuła na sobie jego wzrok - jak drapieżnik obserwujący swoją ofiarę. Usiadła w fotelu, z dala od swojego narzeczonego. Ta napięta cisza sprawiała, że czuła się niekomfortowo. Wypiła wiec wino jednym duszkiem i westchnęła. Musiała się z nim zmierzyć prędzej czy później, a z doświadczenia wiedziała, że lepiej chwycić byka za rogi od razu.

- Nie nazwałam go szaleńcem, powiedziałam, że zachowuje się jak szaleniec... - zaczęła jakby to miało wyjaśnić wszystko.
Severus parsknął z pozoru rozbawiony - Naprawdę sądzisz, że to cokolwiek zmienia? - wstał gwałtownie z fotela i zaczął krążyć po pokoju. W końcu dając upust swoim emocjom  - Czy Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę jak potężnym czarodziejem jest Czarny Pan? Nie będę w stanie Cię przed nim obronić, a jestem pewien, że w przypływie gniewu jego chęć mordu nie skończyłaby się tylko na tobie. Ciągle mówisz jak to nie chcesz, żeby inni cierpieli czy umierali. Mówisz, że mnie ochronisz. - zatrzymał się i spojrzał na nią. - Igrasz z ogniem, paplasz i robisz rzeczy bez nawet sekundy zastanowienia. Przypominasz mi małe dziecko, które w ogóle nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji. - westchnął. - A przecież powinnaś już wiedzieć, że wszystko - każde słowo, każdy czyn, niesie ze sobą konsekwencje.

Rudowłosa spuściła głowę zawstydzona. W dłoniach obracała kieliszek. Milczała nawet, gdy mężczyzna przestał mówić. W końcu westchnęła i posłała mu skruszone spojrzenie.
- Masz rację - przyznała. - Chociaż może na to nie wygląda to naprawdę staram się ostrożnie dobierać słowa. Staram się odnaleźć najlepiej jak mogę w całej tej sytuacji. Nie byłam przygotowana w najmniejszym stopniu na zostanie terapeutką Voldemorta. - zaśmiała się gorzko, krótko. Ponownie spojrzała na Severusa. - To żadne wymówki, po prostu robię co mogę, żeby było dobrze. Nie potrafię lepiej, i mimo że to przykre to rozumiem, że może to nie wystarczać.

Mężczyzna spoglądał na nią przez chwilę, a następnie westchnął głęboko i usiadł w fotelu już spokojniejszy. - To nie tak, że wszystko robisz źle. - przyznał cicho. - Po prostu nie mogę cię stracić. - dodał. - Najchętniej zamknąłbym cię w jakimś bezpiecznym miejscu z dala od tego wszystkiego.

- Nigdy nie zostawiłabym cię samego. - zmarszczyła brwi.
Wstała z fotela i podeszła do niego. Mężczyzna wyprostował się, a ona usiadła na jego kolanach. - Obiecuję starać się bardziej uważać na to, co mówię i robię.

Mistrz eliksirów objął ją w pasie i oparł głowę na jej ramieniu.
- Tylko o to proszę. A jeśli musisz robić coś tak szalonego to chociaż upewnij się, że nie ma mnie w pobliżu. - zaśmiał się cicho.

- Zgoda. - pogładziła go po włosach.

Przez chwilę trwali przytuleni, aż Severus w końcu podniósł głowę i spojrzał na nią. - I przez ciebie jestem skazany na noc z Dumbledorem. - nachmurzył się.

- Przykro mi, ale jeśli ktokolwiek może zakończyć te szaleństwo to właśnie Ty. Przy pomocy Dyrektora na pewno szybciej coś wymyślisz. - pocałowała go krótko w usta.

- Pewnie tak, ale za jaką cenę? Nie wiem, czy jestem w stanie tolerować tego człowieka dłużej niż przez chwilę... - przyznał z ciężkim westchnieniem.

Salomea roześmiała się radośnie. - Jak zwykle dramatyzujesz. Jestem pewna, że Dyrektor będzie zachowywał się profesjonalnie.

- Nie znasz go tak dobrze i tak długo jak ja... - westchnął. - Co prawda nie będzie tak pogodny i nie będzie paplał o słodyczach jak zwykle przy uczniach, ale nie będzie też do końca poważny. - wzruszył ramionami. - Chociaż może to i lepiej. Gdy jest całkowicie poważny to tak, jakby wyłączył uczucia. Jest czystą logiką i muszę przyznać, że to trochę straszne. Uwierz mi, nie chcesz go takiego widzieć.

Salomea nie miała powodów, żeby nie ufać ukochanemu, ale z drugiej strony zastanawiała się czy to możliwe, że zawsze przyjazny, radosny i beztroski staruszek mógł zamienić się w bezwzględnego, zimnego i wyrachowanego?

- Cieszę się, że nie muszę go takim widzieć. Jeden bezwzględny morderca mi wystarcza. - uśmiechnęła się ironicznie.

- Pamiętasz, ostrzegałem cię... - westchnął cicho. - Za każdym razem, ale ty mnie w ogóle nie słuchasz.

- To prawda, że mnie ostrzegałeś, ale gdybym posłuchała nie mielibyśmy tego wszystkiego, co nas łączy, a ty wciąż żyłbyś w poczuciu desperacji, rezygnacji i rozpaczy. - pocałowała go w czubek nosa. - Dzięki temu, że jestem uparta i nieposłuszna mogę rozświetlać twoje życie. Nie musisz mi dziękować.

- Nie zamierzam, bo z twoim lekkim podejściem do wszystkiego, a już zwłaszcza do potężnych, niestabilnych szaleńców, przyprawiasz mnie o zawał serca szybciej niż ci wyżej wymienieni szaleńcy zdarzał mnie zabić za zdradę.

Salomea przewróciła oczyma. - Jak zwykle dramatyzujesz Severusie. Po wojnie, gdy już nie będziesz musiał być nauczycielem i szpiegiem proponuje aktorstwo lub dramatopisarstwo jako następną ścieżkę kariery. - zaśmiała się wstając z jego kolan.

Mężczyzna jednak zatrzymał ją chwytając za rękę. Lubił jej bliskość, miękkość i ciepło ciała koiły jego strach i nerwy. Wciąż nie może przestać się dziwić, że ktoś go bezwarunkowo kocha i wspiera. Ktoś go akceptuje, mimo jego parszywego charakteru. Nigdy nie liczył na tyle szczęścia, a im więcej go miał tym myśl o śmierci była cięższa i boleśniejsza. Wiedział jednak, że nieunikniona...

Rudowłosa obserwowała te zmiany emocji malujących się na twarzy ukochanego. Rozumiała - nie musiał nic mówić. Jej serce ścisnęło się boleśnie, gdy zobaczyła jego głęboki smutek, nawet jeśli trwał tylko sekundę. Mistrz eliksirów szybko przywdział swoją maskę obojętności, jednak ona wiedziała lepiej. Obiecała, że nie pozwoli mi umrzeć i zamierzała dotrzymać słowa, chociaż wciąż nie wiedziała jak. Może powinna skonsultować się z Robin, a może z dziadkiem? Oboje mieli mnóstwo doświadczenia i mądrości, której jej z pewnością brakowało.

Każde z nich było zagubione w swoich myślach. W swoich wewnętrznych światach, które łączyły się w jednym celu - przetrwać wojnę. Tę delikatną intymność zmącił głos Dyrektora.

- Severusie? Czas na omówienie strategii. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale to naprawdę bardzo ważne. - powiedział głos wydobywający się z kominka.

- Szlag. - zaklnął Severus pod nosem. - Rozumiem dyrektorze. Już idę. - rzucił już głośniej. Nie wiedząc kiedy czas upłynął i znów musi wracać do pracy, której nienawidzi z całego serca.

- A mówiłeś, że nigdy się nie spóźniasz. - zakpiła z niego.

- To twoja wina - pchnął ją delikatnie na kanapę, na którą opadła śmiejąc się.

- Oczywiście, wszystko, co złe jest moją winą. - przewróciła ponownie oczyma, a rozbawiony mężczyzna zniknął w zielonych płomieniach kominka.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 24, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Severus Snape i uroki leczeniaWhere stories live. Discover now