Rozdział 52.

2.4K 179 46
                                    

Nie będę się tym razem tłumaczyć. Mogłabym wyjść z tysiącem wymówek, ale to bez sensu. Po prostu mogę pisać tylko wtedy, gdy jestem szczęśliwa lub pijana, czyli na jedno wychodzi. 

Jak zwykle dziękuję @Davea za pomoc. Tym razem chciałam też podziękować @LuftmyszaSnapixa za sięgnięcie do mnie poprzez wiadomość. Oczywiście dziękuję także za te wszystkie miłe komentarze i za to, że wciąż pamiętacie o moim opowiadaniu.

Wraz ze wszystkimi pakunkami w szafie zamknęła również myśl o ciąży. Nie kłopotała się więc ze zrobieniem testu. W końcu na pewno nie jest w ciąży, prawda?

Dni zmieniały się w tygodnie. Voldemort nie nękał ich ciągłymi spotkaniami więc było w miarę spokojnie. Czas między Sylwestrem a Wielkanocą nigdy nie jest specjalnie emocjonujący, a te kilka miesięcy wyjątkowo się dłuży. 

Może to i lepiej, bo Salomea czuła się wyjątkowo parszywie. Ciągłe wymioty i ogólne osłabienie sprawiło, że przez tydzień nie wyszła z łóżka. Myślała, że czymś się zatruła i leczyła się ziołowymi herbatkami. Severus miał swoje podejrzenia, ale wolał nie wypowiadać ich na głos i upchnął je w najgłębszych odmętach umysłu. 

Pani Pomfrey zaniepokojona dłużącą się nieobecnością swojej podwładnej postanowiła ją odwiedzić. Salomea przywitała kobietę ciepłym, lecz nieco zmęczonym uśmiechem. Wiedźmy usiadły w salonie Severusa i delektowały się herbatą.

- Jak się czujesz? - spytała jej przełożona. - Wyglądasz na chorą, może powinnam cię przebadać?

- Nic mi nie jest. - rudowłosa machnęła dłonią lekceważąco. - To pewnie tylko zatrucie, zjadłam coś nieświeżego albo to jakiś wirus. 

- Badania nie zaszkodzą. - nie dała się przekonać starsza kobieta. - Usiądź. - poleciła wyciągając różdżkę. 

Salomea przewróciła oczyma, ale posłusznie wykonała polecenie swojej przełożonej. Czarownica machnęła nad nią kilka razy różdżką i uśmiechnęła się lekko. 

- Wszystko w porządku? - spytała młodsza wiedźma marszcząc brwi. 

- Dziwi mnie, dlaczego nie rzuciłaś na siebie tego zaklęcia. - powiedziała siadając w fotelu i sięgając po filiżankę herbaty. - Myślę, że powinnaś to zrobić. 

- Czemu? To coś poważnego? - zaniepokoiła się. 

- Tak i nie, zrób to a sama się przekonasz.

Stażystka machnęła nad sobą różdżką. - Nie, to niemożliwe. - jęknęła. - To nie może być prawda. 

- Przynajmniej wiesz, że ziółka, które pijesz nie pomogą. - zaśmiała się kobieta. - Chyba powinnam zostawić cię samą. Widzę, że masz sporo do przemyślenia. - przytuliła swoją podwładną po czym opuściła komnaty mistrza eliksirów. 

Salomea siedziała jak spetryfikowana w fotelu i wpatrywała się w przestrzeń pustym wzrokiem. Przez jej głowę goniło tysiące splątanych myśli.

Czy powinna powiedzieć Seerusowi? Nie wydawał się zbyt optymistycznie podchodzić do idei posiadania dzieci. Wojna również nie sprzyjała dzieleniem się takimi wiadomościami. Bała się, ale nie mogła pozbyć się tej wszechogarniającej radości. Zawsze chciała mieć dziecko, a dziecko z ukochaną osobą to już w ogóle spełnienie marzeń.

Severus wrócił do swoich komnat. Trzask drzwi wyrwał Salomeę z letargu. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.

- Widzę, że czujesz się już lepiej. - zauważył.

- Trochę. - przyznała. - Odwiedziła mnie Pani Pomfrey.

- Zastanawiam się czego cię ona uczy skoro nie potrafisz rzucić na siebie podstawowych zaklęć. - pokręcił z rezygnacją głową. - Albo po prostu jesteś głupia i niekompetentna. - wzruszył ramionami.

Severus Snape i uroki leczeniaWhere stories live. Discover now