Rozdział 46.

2.7K 211 35
                                    

- Gotowa? Aportujemy się na 3. 

- Wciąż nie jestem przekonana, czy powinniśmy to robić. 

- Ty nie musisz, ale ja nie mam wyjścia. - wzruszył ramionami. 

- Mógłbyś powiedzieć, że wciąż nie doszedłeś do siebie. - zaproponowała.

- Czy ty jesteś skończoną kretynką? - spojrzał na nią z politowaniem. - Marnujesz mój czas, aportujemy się lub wracaj do zamku. 

- Po prostu się martwię. - westchnęła. - Nie zostawię cię samego... 

- Tylko nie przyspórz mi więcej kłopotów, bo kolejnej porcji tortur mogę nie przeżyć. - uśmiechnął się kpiąco. 

- Dupek z ciebie. - skrzywiła się kwaśno. - Aportujmy się już. 

- Jak sobie życzysz. - skłonił się, a następnie chwycił ją pod rękę i aportował się z nią. 

Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka, a świat zawirował wokół niej więc zamknęła oczy. Wkrótce poczuła twardą ziemię pod stopami i wypuściła powietrze nawet nie zdając sobie sprawy, że wstrzymała oddech.

- Nie lubię aportacji, zawsze mnie po niej mdli. - jęknęła i oparła się o niego mocniej. Mężczyzna syknął z bólu, a ta odsunęła się od niego patrząc na niego z troską. Przez chwilę zapomniała, że jej ukochany wciąż nie czuje się najlepiej. 

- Nic mi nie jest. - warknął zirytowany jej nadmierną troską. Chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.

- Boli cię. - zauważyła, jednak nie odsunęła się od niego. W zamian pocałowała go w policzek. 

- Życie boli. - wzruszył ramionami. Pocałował ją mocno i krótko w usta, a następnie chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę rezydencji Lastrange'ów. 

- Severusie, Salomeo... - powitał ich uśmiechnięty, pyzaty mężczyzna. 

- Rudolfusie. - Mistrz eliksirów skłonił głowę. - Przepraszamy za spóźnienie. 

- Nie przejmuj się Severusie, nie spóźniliście się. - uspokoił ich mężczyzna. 

Salomea go nie znała, nie było go na spotkaniu we Włoszech, jednak wydawał się jej bardzo miłym i ciepłym człowiekiem. Kolejny raz zaczęła się zastanawiać co sprawiło, że postanowił dołączyć do tego szaleńca. W odpowiedzi posłała mu uśmiech. 

- Niemal wszyscy już są - mówił dalej. - Wkrótce powinien pojawić się też nasz Pan. Przyznam, że trochę się denerwuję, bo od dawna nie wyprawiałem przyjęć. Zazwyczaj zajmowali się tym Malfoyowie, ale sam wiesz, że postanowili nas zdradzić... - westchnął cicho i zamilkł na chwilę. - To był prawdziwy cios dla wszystkich, ale dzisiaj świętujemy więc nie wspominajmy ich. - paplał dalej prowadząc ich do sali balowej. Rudowłosa pałała do niego coraz większą sympatią, ale Severus był coraz bardziej zirytowany - nie lubił gaduł. Rudolfus machnięciem różdżki otworzył ciężkie, mahoniowe drzwi. Cała trójka weszła do dużego, wysokiego pomieszczenia, gdzie cicho grała muzyka i było słychać szmery rozmów. 

Salomea czuła się nieco samotna, lubiła innych Śmierciożerców, ale to jednak z Malfoyami czuła się najbardziej związana. Brakowało jej ich tutaj... Severus wyczuł jej napięcie i spojrzał na nią z ukosa. 

- Weź się garść, nie możesz ciągle milczeć i snuć się za mną. - warknął cicho. 

- Postaram się, ale jak ich widzę to rośnie we mnie gniew. - zacisnęła mocniej palce na jego dłoni. - Skrzywdzili cię tak nieludzko, prawie zabili, a teraz bezwstydnie się do ciebie uśmiechają i prowadzą przyjazne konwersacje. - kontynuowała. 

Severus Snape i uroki leczeniaWhere stories live. Discover now