Rozdział 4.

5.6K 353 143
                                    

Był weekend, więc miał wolne od bandy idiotów, która śmie nazywać się uczniami, a i Czarny Pan nie planował dziś herbatki w różanym ogrodzie. Zamierzał zejść porządne śniadanie i wrócić do swoich komnat, by zrelaksować się przy ciekawej książce. Na jego ustach pojawił się uśmiech, a mijający go uczniowie drżeli ze strachu. Po szkole rozeszła się plotka, że Snape jest dziś w wyjątkowo paskudnym nastroju i pewnie ktoś zginie. Severus nie miał w planach nikogo zabijać, a jedynie dać nauczkę, otóż nastał dzień zemsty.

- Dzień dobry Profesorze. - wyrwał go z zamyślenia dźwięczny głos. Mężczyzna przybrał swoją zwyczajową znudzoną, obojętną minę.

- Był póki Pani nie spotkałem. - powiedział nachylając się tak, by móc mówić wprost do jej ucha. - Zemszczę się dotkliwie. Mam nadzieję, że jest Pani gotowa na najgorsze. Ze mną się nie pogrywa i wkrótce się Pani o tym przekona. - jego głos przybrał temperaturę zera absolutnego.

Dziewczyna zadrżała, ale z całkiem innych powodów niż myślał. - Obiecuje Pan?

- Widzę, że Cię to bawi. - zauważył z irytacją.

- Tylko troszkę. - przyznała szczerze.

Na tę odpowiedź mężczyzna tylko prychnął i wyminął dziewczynę idąc do wielkiej sali. Salomea jeszcze przez chwilkę stała w miejscu patrząc jak odchodzi. - No to zabawa się zaczyna. - powiedziała do siebie. Wzięła głęboki oddech i również udała się na śniadanie.

W tym czasie Severus obmyślił plan - wysłał skrzata do swojego gabinetu po fiolkę z pewnym eliksirem i obiecując, że to nic złego przekonał go, żeby wlał go do pucharu Salomei. Czas na przedstawienie - pomyślał z podłym uśmieszkiem, który natychmiast ukrył, gdy obiekt jego zemsty wszedł do pomieszczenia. Był szpiegiem doskonałym więc bez problemu utrzymywał swoją obojętną twarz i w spokoju, jak gdyby nigdy nic, jadł śniadanie. Stażystka usiadła obok profesor McGonagall i po wymianie kilku uprzejmości również zajęła się jedzeniem. Mistrz eliksirów obserwował kątem oka, jak dziewczyna podnosi puchar i wypija jego zawartość. Na początku nic się nie działo, ale wkrótce zamiast niej na krześle siedział rudy kotek, który miałczał coś, jednak wkrótce przestał. Wyplątał się ze swoich ubrań, nie wydawał się zły lub przestraszony, jedynie machał ogonkiem.

- Severusie! - krzyknęła oburzona McGonagall posyłając mu wściekłe spojrzenia.

- Słucham? - spytał spoglądając na nią obojętnie.

- To Twoja sprawka?

- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia jajecznicy.

- Jesteś niemożliwy! - sapnęła wznosząc ręce do góry i szybko je opuszczając.

- Tak dobrze mnie znasz Minerwo. - parsknął.

Do końca śniadania kobieta mierzyła go ponurym spojrzeniem, jednak on nic sobie z tego nie robił. Spokojnie dokończył jajecznicę i wrócił do swoich komnat. Nie zauważył, że krok za nim podąża ruda kotka. Kocie skille bardzo się przydają w śledzeniu ludzi. Nim Severus się zorientował„zwierzak" siedział już w jego ulubionym fotelu i bezczelnie lizał swoją łapkę. Mężczyzna zmrużył niebezpiecznie oczy.

- Wynocha! - warknął otwierając drzwi, by kot mógł wyjść. Jednak doczekał się jedynie ziewnięcia i zwinięcia w kłębek. Postanowił więc ignorować stworzenie i zająć się tym, co planował. Sięgnął więc po grubą książkę oprawioną w czarną skórę, zasiadł w wygodnym fotelu i zagłębił się w lekturze. Na początku wyczuwał uważne spojrzenie Salomei, jednak wkrótce przestał zwracać na to uwagę. Zareagował dopiero, gdy zwierzątko wskoczyło mu na kolana. Zdziwił się i spojrzał pytająco na kotkę, jednak ta wpatrywała się w książkę, jakby czytając.

Severus Snape i uroki leczeniaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon