Rozdział 54.

2.7K 184 85
                                    

Dni znowu zaczęły niezauważalnie zamieniać się w tygodnie. Voldemort przez jakiś czas na spotkania wzywał jedynie Severusa więc Salomea nie musiała się mierzyć z psychopatycznym mordercą i jego problemami egzystencjalnymi, z czego była wielce zadowolona.

Para postanowiła zatrzymać informację względnie dla siebie, czyli nie informowali o tym nikogo nowego. Miała spokój i w końcu docierało do niej, że jest w ciąży. Z jednej strony oczywiście się cieszyła - zawsze chciała mieć dzieci. Jednak z drugiej strony była przerażona. Sama ciąża i przyszły poród jest stresujący, ale na samą myśl o tym, że jest wojna i na dobrą sprawę w każdej chwili może umrzeć wraz ze swoim jeszcze nienarodzonym dzieckiem, dostawała ataku paniki. Starała się te wszystkie nieprzyjemne myśli upychać na dnie swojego umysłu, ale wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała się z tym wszystkim zmierzyć. Najważniejsze, że nie teraz.

Niemniej jednak Salomea miała na głowie o wiele poważniejsze zmartwienie. Otóż, od kiedy Severus dowiedział się o dziecku zaczął jej unikać. Znikał na całe dnie w swoim laboratorium lub, jak była pewna, zgłaszał się na przypadkowe misję, czy to dla Dumbledora, czy Voldemorta. Wiedziała jednak, że jeśli go skonfrontuje to ten to zbagatelizuje i wyśmieje. Było jej przykro, czuła się samotna i jedynie myśl o dziecku podtrzymywała ją na duchu. Zaczęła nawet rozważać, czy nie przerwać tego wszystkiego i nie wrócić do rodziców. Wiedziała, że zarówno Dyrektor, jak i Czarny Pan ją zrozumieją. Te wszystkie myśli pogarszał jeszcze ten koktajl z hormonów, który właśnie fundowało jej ciało.

Severusa natomiast ogarnęło poczucie strachu i pewnego rodzaju niemoc. Przeklinał się w duchy za tę słabość. Gardził sobą. Nie bał się bycia szpiegiem, wykonywania najróżniejszych misji, stawania twarzą twarz z najpotężniejszymi czarodziejami w dziejach, a bał się zostania ojcem. Nie mógł się z tym mierzyć w tej chwili więc jedyne, co mógł zrobić to zepchnąć te wszystkie natrętne myśli w głąb swojej podświadomości. To wszystko jednak zaowocowało tym, że unikał spędzania czasu z Salomeą. Zastanawiał się kiedy mu to wytknie, ale na szczęście znosiła to dzielnie. Oczywiście nie mógł i nie chciał tego przyznać, ale był jej wdzięczny. Wiedział, że dla niej na pewno też nie jest to łatwy czas. Wiedział także, że prędzej czy później dojdzie do konfrontacji.

***

Salomea coraz więcej czasu spędzała w swoich komnatach. Puste pokoje Severusa sprawiało, że chciało jej się płakać. Poza tym zastanawiała się jak długo zajmie Severusowi zauważanie, że jej nie ma. Jak długo zajmie mu przyjście do niej. Nie chciała naciskać, nie chciała znowu być tą, co wymusza od niego reakcję.

Na szczęście zaczęła częściej odwiedzać rodziców, a i Robin chętnie dotrzymywała jej towarzystwa.

Właśnie piły herbatę w jej komnatach, gdy przez drzwi wleciał świetlisty kruk.

- Voldemort wzywa. Szykuj się. Masz być przed bramą za 5 minut. - zarządził Severus, a następnie kształt się rozpłynął.

Salomea westchnęła i uśmiechnęła się smutno do przyjaciółki. - Pan i władca wzywa.

- Mówisz o Czarnym Panu czy Severusie? - sarknęła czarnowłosa.

- Zgadnij. - wzruszyła ramionami. - Zafiukam do ciebie, gdy wrócę. Może nie zajmie to tak wiele czasu i będziemy mogły dokończyć naszą herbatkę.

- Trzymam cię za słowo. - uśmiechnęła się do niej przyjaciółka, a następnie zniknęła w zielonych płomieniach.

Severus Snape i uroki leczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz