Rozdział 7.

5K 307 46
                                    

Przepraszam za tak długą przerwę, ale - jak już pisałam w komentarzu - musiałam przygotować się do obrony pracy licencjackiej oraz wyprowadzić się z mieszkania. Poświęciłam się temu, jednak z tym już koniec. Mam wakacje i mogę częściej dodawać coś nowego. Wpadłam na genialny wątek, pewnie dość oklepany, ale mam nadzieję, że i tak wam się spodoba :) Tu macie preludium całej akcji. Enjoy! 


*Severus POV*

Od tego feralnego incydentu minął już ponad miesiąc. Przez pierwsze dni Salomea unikała mnie niemal jak ognia, widziałem jej smutek, ale nie mogłem i nie chciałem nic z tym robić. Przejdzie jej – pomyślałem. I rzeczywiście tak się stało, było coraz lepiej, aż w końcu doszliśmy do punktu zwanego zimną obojętnością. Przyznam niechętnie, że czasami łapię się na tym, że tęsknię za naszymi przepychankami słownymi. Chyba oboje lubiliśmy sobie dogryzać. Musiałem także przyznać, że było dobrze, ale jak zawsze w takich przypadkach wszystko miało się spieprzyć. Męczyła mnie ta stała czujność. Jakby nie dość problemów to jeszcze Czarny Pan wymyślił sobie wczasy z wewnętrznym kręgiem. Czasami zaczynam podejrzewać, że wariuje na stare lata... Chyba nie tylko on. Siedzę właśnie w gabinecie Dyrektora i z jakiegoś powodu czekamy na pojawienie się Salomei.

- Wejdź moje dziecko i usiądź. -odezwał się Dumbledore, gdy tylko rozległo się pukanie do drzwi. Rudowłosa kobieta weszła niepewnie do środka. Nasze spojrzenia się spotkały, jednak dziewczyna szybko odwróciła wzrok i utkwiła go w starszym czarodzieju. Uśmiechnąłem się krzywo, nie sprawiało mi to przyjemności, ale wiedziałem, że tak jest dobrze. Zauważyłem, że powtarzam to sobie niemal, jak mantrę.

- Coś się stało Dyrektorze? - spytała siadając w fotelu i starając się usilnie na mnie nie patrzeć. Widziałem, jaka jest spięta i podenerwowana. Sam czekałem na to, co wymyślił ten stary człowiek.

- Severus właśnie przedstawił mi raport z planów Toma. - zaczął. - Okazuje się, że Vodemort organizuje wkrótce spotkanie, coś na kształt towarzyskiego spotkania w plenerze. - podniósł dłoń, by uciszyć kobietę, która otwierała już usta, by coś powiedzieć. - Daj mi skończyć, moje dziecko – poprosił. - Severus oczywiście będzie brał w nich udział, jako jeden z członków wewnętrznego kręgu. - tu zrobił przerwę i uważnie przyjrzał się zarówno Salomei, jak i mi. - Jednakże myślę, że powinnaś mu towarzyszyć.

Słysząc to wstałem gwałtownie z fotela. - Chyba nie mówisz poważnie, Dyrektorze. - wtrąciłem się oburzony. - To może być niebezpieczne, poza tym, jak miałbym usprawiedliwić jej obecność?

- Panna Salomea będzie mogła rozmawiać z żonami Śmierciożerców i tym samym zdobyć nieco więcej informacji. Kobiety są bardziej rozmowne, niż mężczyźni.- wyjaśnił spokojnym, irytującym tonem. - A obecność Panny Salomei wyjaśnisz w bardzo prosty sposób, otóż przedstawisz ją jako swoją partnerkę. - Dyrektor uśmiechnął się lekko i utkwił spojrzenie w kobiecie siedzącej przed nim.

- Zgadzam się.

- To absurd! - krzyknąłem w tym samym czasie, co dziewczyna. Słysząc jej słowa spojrzałem na nią gniewnie. - Czy Ty jesteś skończoną idiotką?! - warknąłem. - Pojmujesz skalę niebezpieczeństwa?!

- Tak. - odpowiedziała nad wyraz spokojnie i po raz pierwszy od dawna spojrzała mi w oczy. - Znam zagrożenie i doskonale wiem czym grozi niepowodzenie, jednakże uważam, że Dyrektor ma rację i zgadzam się.

- Dyrektorze... - spojrzałem z nadzieją na starca. Czy oni wszyscy powariowali?

- Skoro Salomea się zgodziła to wszystko postanowione. - powiedział spokojnie Dyrektor, a ja miałem ogromną ochotę tak po mugolsku przyrżnąć mu w twarz i okładać ją tak długo, aż zdarłbym mu ten wstrętny, łagodny uśmieszek. Zamiast tego zacisnąłem pięści wbijając sobie paznokcie w wewnętrzną część dłoni.

- Jak chcecie. - powiedziałem w końcu zrezygnowany. - Przyjdź do mojego gabinetu za godzinę. - zwróciłem się do kobiety i wyszedłem z gabinetu. Miałem dość całej tej sytuacji, musiałem odreagować. Wróciłem do swoich komnat i kopiąc kilka krzeseł dotarłem do barku by nalać sobie szklaneczkę ognistej whisky. Usiadłem w fotelu i rozkoszowałem się trunkiem, mając nadzieję, że to pomoże złagodzić skołatane nerwy.



Nie wiedząc kiedy minęła godzina. Usłyszałem pukanie do drzwi więc z westchnięciem machnąłem różdżką. Do środka bez słowa weszła Salomea. Utkwiłem w niej swoje czarne oczy, oceniając jej zdolności aktorskie.

- Powinnaś się wycofać póki jeszcze możesz i wszyscy żyjemy. - powiedziałem w końcu.

- Podjęłam decyzję Panie Profesorze.- powiedziała pewnym siebie głosem, na co się skrzywiłem. Przeklęci gryffoni i ich brawura.

- Jesteś skończoną idiotką... -powiedziałem gniewnie. - ... ale odważną. - dodałem ciszej, jednak dziewczyna usłyszała to, co mogłem wywnioskować po jej lekkim uśmiechu.

- Dziękuję – powiedziała już nieco lżejszym tonem. - W jakim celu kazał mi Pan tu przyjść?

- Musisz wiedzieć kilka rzeczy. - powiedziałem lewitując przed nią kilka rolek pergaminu. - Tu masz potrzebne informacje o członkach wewnętrznego kręgu i ich rodzinach. Jest tam też kilka informacji o mnie... - mruknąłem niechętnie. - Musisz się tego wszystkiego nauczyć. - wyjaśniłem, gdy wzięła zwoje.

- Dziękuję Profesorze.

- Nie dziękuj, od tego zależy nasze życie i powodzenie wojny. - zbyłem ją. - Poza tym musimy ustalić kilka drobnych szczegółów, np. jak długo się znamy, od jak dawna jesteśmy razem. – tu skrzywiłem się, jakbym zjadł coś kwaśnego, na co ona tylko przewróciła oczyma. - Nie sądziłem, że ta przeklęta noc i poranek może się na coś przydać, dzięki temu mam kilka wspomnień, którymi mogę poprzeć swoje słowa. - spojrzałem na nią z westchnięciem. - Proponuję, abyśmy mówili, jak najwięcej prawdy, gdyż wtrącanie niewielkich kłamstewek jest łatwiejsze niż budowanie całego misternego kłamstwa. -wyjaśniłem, a kobieta przytaknęła mi słuchając uważnie. - Dlatego powiemy, że znamy się od niedawna, zaiskrzyło i skończyliśmy razem.

- Dobry pomysł. - zgodziła się.

- Gdybym nie miewał dobrych pomysłów to już byłbym martwy. - skrzywiłem się. - Idź i naucz się tego najlepiej, jak potrafisz. Przyjdź za dwa dni, bym mógł sprawdzić tę wiedzę. - odprawiłem ją. - Przećwiczę też twoje zdolności do oklumencji.

- Tak jest Panie Profesorze. -powiedziała kierując się do wyjścia.

- Jeszcze jedno. - zatrzymałem ją, a ona odwróciła się w moją stronę. - Myślę, że to dobry czas na przejście na Ty.

- Zabawne, że zmusza nas do tego dopiero wspólne widmo niebezpieczeństwa i śmierci, Severusie. -powiedziała z lekkim rozbawieniem. Po raz pierwszy wypowiedziała moje imię, które, musiałem przyznać, brzmiało wyjątkowo w jej ustach. Skrzywiłem się do swoich myśli.

- Pamiętaj tylko, że to tymczasowe i absolutnie niechciane.

- Oczywiście. - uśmiechnęła się szerzej. Po raz pierwszy od dawna uśmiechnęła się do mnie. - Do zobaczenia. - mówiąc to wyszła zamykając za sobą drzwi, a ja machnąłem różdżką i przylewitowałem do siebie butelkę alkoholu, by uzupełnić braki w szklaneczce.  

Severus Snape i uroki leczeniaWhere stories live. Discover now