Rozdział 57

1.8K 144 79
                                    

Czysty angst. Nigdy wcześniej nie płakałam pisząc, ale ten rozdział to zmienił. Cóż jeszcze mogę powiedzieć? Przepraszam i ciąg dalszy nastąpi...

***Edytowany 04. 04. 2021 r.***
Cześć w kwadratowym nawiasie to nieaktualne zakończenie tego rozdziału.



Na dworze było już ciemno. W pokoju paliło się kilka świec, gdy Salomea wybudziła się po operacji. Przez chwilę zbierała myśli, jakby starając się sobie przypomnieć gdzie i dlaczego się znalazła. 

- Jak się czujesz? Coś cię boli? - usłyszała cichy, zachrypnięty głos Severusa. 

- To nieważne, co z naszym dzieckiem? - spytała z nadzieją. 

Severus chciał nawet odpowiedzieć, powiedzieć coś co ukoi jej ból, jednak jedyne na co ostatecznie mógł się zdobyć to pokiwanie przecząco głową. Mógł przysiąc, że widzi jak serce jego ukochanej pęka. Jej piękna twarz wykrzywia się w grymasie okropnego bólu, a z piersi wydobywa się wrzask rozpaczy tak dotkliwej, że z trudem powstrzymuje szloch. 

Kobieta znała odpowiedź na swoje pytanie jeszcze zanim je zadała. Czuła, że coś jest nie tak, a mimo się łudziła. Ten jeden gest sprawił, że cały jej świat zamienił się w pustą, zimną otchłań. Czuła się taka pusta. Martwa. 

- Przepraszam. - usłyszała jak zza ściany. Poczuła ramiona oplatające jej ciało. Kurczowo się ich złapała, jakby od tego zależało całe jej życie. Jakby tylko te ramiona trzymały ją przy życiu. I właśnie tak było. 

***

Mijały dni. Severus nie opuszczał ukochanej nawet na krok. Trwał przy jej łóżku, mimo że jego serce pękało. Cierpiał widząc ukochaną w takim stanie. Ta niemoc go zabijała, ale nie mógł jej zostawić. Bał się, że jeśli spuści ją z oczu choć na sekundę to jej również stanie się coś złego. 

Salomea natomiast wpadła w stan apatii. Już nie krzyczała, nie szlochała. Właściwie niewiele w niej życia było. Gdy nie spała to wpatrywała się pustym wzrokiem w ścianę lub sufit. Nie odpowiadała na pytania, nie odzywała się do nikogo. Jedynie łzy płynęły nieustannie po jej policzkach, dlatego ciągle była pojona eliksirami nawadniającymi. 

Robin też była częstym gościem. Starała się rozmawiać z przyjaciółką, nie poddawała się nawet mimo ewidentnego braku reakcji. Próbowała także nakłonić Severusa do wrócenia do domu. Martwiła się również o niego, bo wiedziała, że mimo z pozoru niewzruszonej postawy, cierpi. Widziała jego podkrążone, zaczerwienione oczy i stale zaciśnięte szczęki. Los był okrutny, że skazał jej przyjaciół na takie cierpienie. Bezradność powoli wykańczała także i ją, dlatego postanowiła zrobić coś ryzykownego - zawiadomiła rodzinę Salomei o całej sytuacji. 

***

- Kochanie. - rudowłosa usłyszała znajomy, ciepły głos i po raz pierwszy od dawna spojrzała na osobę, która wypowiedziała te słowa. 

- Mamo? - zaszlochała wyciągając ręce do swojej rodzicielki. Jeśli ktokolwiek zrozumie jej ból to będzie to jej matka. 

- Skarbie, tak mi przykro. - powiedziała łamiącym się głosem. Usiadła na łóżku i powoli kołysała swoją córkę w ramionach, żeby ją uspokoić. 

Severus poczuł się nagle jak intruz. Stał pod jedną ze ścian i starał się jak najmniej przeszkadzać. Scena była tak intymna i tak delikatna, że bał się nawet oddychać. I mimo, że Salomea ponownie szlochała to poczuł odrobinę nadziei, bo to było pierwszy raz od kilku dni, gdy jego ukochana wykazywała aż tyle życia. 

Kobiety nie rozmawiały, żadne słowa na razie nie były konieczne. Matka starała się ukoić ból córki najlepiej jak potrafiła. Kołysała ją w ramionach, gładziła po plecach i nuciła cicho jakąś melodię. Wkrótce jej latorośl zasnęła po raz pierwszy od dawna bez użycia eliksiru. 

Severus Snape i uroki leczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz