Rozdział 9 - Kompromis

274 14 1
                                    

Gdy otworzył oczy, poraziła go jasność. Skrzywił się lekko, kiedy spróbował odwrócić głowę. Całe ciało miał obolałe. Nie wiedział, gdzie jest i co się stało.

— Obudził się...

Nawet nie miał siły podnieść głowy, żeby sprawdzić, kto tutaj jest. Rozległ się szum.

— Żyjesz, stary? — zapytał Jery, stając nad nim wraz z pozostałymi Ślizgonami, oprócz Dextera.

— Chyba nie — odparł cicho.

— Pamiętasz coś? — spytała z kolei Nicole.

— Nie bardzo — mruknął.

— Miałeś wypadek — oznajmił Blaise ze zmarszczonymi brwiami. — Ciesz się, że żyjesz. Pasy uratowały ci życie.

— A co...?

— Dachowałeś kilkanaście razy. Ktoś cię zepchnął z drogi — odpowiedziała Viki, spodziewając się pytania.

— Masz wstrząśnienie mózgu — wytłumaczył Alan, gdy skrzywił się z bólu. — Poza tym złamana noga i jakaś kość przy biodrze. Byłeś przez kilka minut w takim szoku, że chodziłeś normalnie, jak gdyby nigdy nic.

— Auto?

— Całe się zjarało — odpowiedział Jery. — Wybuchło pod wpływem nitro.

— Mieliśmy ich zawiadomić — rzekła nagle Pansy. — Pójdę po kogoś. — Wyszła.

— Gdzie w ogóle jesteśmy? — zapytał Kobra.

— Dexter stwierdził, że ze złamaniem sobie nie poradzi i Szefunio zadzwonił do jakiegoś Snajpera. Jesteśmy gdzieś obok jego klubu. Powiedzieli, że mamy tu siedzieć, a sami gdzieś poszli.

— Snajper był wkurzony? — spytał Harry, nagle wszystkim się przejmując.

— Ymm... Trochę — odparła Nicole. — Niby był spokojny, ale non stop warczał i obrzucał kogoś obelgami.

— Co mówił?

— Że zaje*ie tych idiotów, że jak zrobią to trzeci raz, to ich rozstrzela, no i że od jego ludzi mają się odpie*dolić — powiedział niepewnie Alan. — Ogólnie to chyba klął na tych, którzy zepchnęli cię z drogi.

— W coś ty się wpakował? — zaciekawił się Blaise.

— Ymm... To dłuższa historia — mruknął.

— Z jego gadania wynikało, że to drugi raz — zauważyła Viki.

— I że też ledwo udało ci się z tego wyjść — dodała Nicole, patrząc na niego uważnie.

— Nie zrozumiecie — odparł cicho.

Drzwi otworzyły się z rozmachem. Gejsza wpadła do środka z rozwianymi włosami. Zaczęła całować go po twarzy i włosach, mówiąc, jak bardzo się bała. Snajper przyszedł na samym końcu wraz z Szefuniem.

— Zostawcie nas samych — powiedział szef mafii. — Szefunio, zostań.

Wszyscy posłusznie wyszli, czując do niego respekt. Szefunio wydawał się starszy niż był w rzeczywistości. Miał ponad sześćdziesiąt lat, ale nigdy na tyle nie wyglądał. Dopiero teraz, gdy był zmartwiony.

— Pamiętasz coś? — zapytał Snajper, stając naprzeciwko niego.

— Wypadku w ogóle, ucieczkę jak przez mgłę — odparł cicho. — Ci sami, co wtedy w łazience?

— Prawdopodobnie — odpowiedział Szefunio, siadając obok jego łóżka na krześle.

— Wybieraj: wyjeżdżasz albo siedzisz w domu, dopóki go nie złapiemy — zarządził Snajper.

Harry Potter i Diament CiemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz