Miniaturka: "O tym, jak Kobra staje się psychopatą"

225 12 0
                                    

Bierzemy pod uwagę drugie zakończenie. Akcja dzieje się przed ślubem Harry'ego i Nicole.


Nikogo nie dziwiło, że Kobra ma wrogów. Był skłonny do bijatyk pod byle pretekstem i nie interesowało go to, co ktoś sobie o tym pomyśli. Dawał manto każdemu, kto obraził którąś z najbliższych mu dziewczyn, stawał w obronie chłopaków, gdy ci mieli jakiś problem z innymi albo strzelał w mordę, gdy ktoś zalazł mu za skórę. Szczególnie drażliwy był w kwestii Nicole. Wtedy robiło mu się biało przed oczami i wpadał w furię. Jeśli chodziło o zwykłe klepnięcie w tyłek czy zboczony tekst skierowany w jej stronę, zostawiał jej pole do popisu, żeby policzkowała faceta albo dawała mu kopniaka między nogi. Nie wiedziała jednak, że po takich incydentach Harry odbywa pogawędki z tymi odważnymi, którzy zaczepiali dziewczynę.

Tym razem Nicole z taką werwą uderzyła kolesia w policzek, że ten cofnął się o dwa kroki. Chodziło o podszczypywanie, ale nigdy nie pozostawiała takich spraw niezałatwionych. Wróciła do stolika, zerkając na Kobrę, ale on wydawał się spokojny, więc uznała, że albo nie widział sytuacji, albo uznał, że wystarczająco sobie z tym poradziła. Gejsza dostrzegła jednak spojrzenie przyjaciela, który wodził wzrokiem za tym gagatkiem i nie zdziwiła się, kiedy chwilę później oznajmił, że idzie do łazienki.

— Da kolesiowi manto. Idź z nim — powiedziała kącikiem ust do Żylety.

Chłopak w zupełności rozumiał Harry'ego, ale wiedział, że Gejsza nie da mu żyć, jeśli chociaż nie poudaje, że interweniował w tej sprawie. Dołączył do przyjaciela, który wysłał mu przeciągłe spojrzenie.

— Nie będę się wtrącał, ale Gejsza by się na mnie boczyła, gdybym nie poszedł z tobą. Niech żyje w świadomości, że próbowałem — powiedział Żyleta, a Kobra zaśmiał się, kiwając głową.

Wyszli na korytarz, od razu trafiając na odpowiedniego typka. Żyleta udawał, że podziwia sufit, kiedy Kobra chwycił faceta za fraki i uderzył jego ciałem o ścianę.

— Co jest, świrze? — warknął koleś, lekko oszołomiony.

— Jeszcze raz zobaczę, że nie trzymasz rąk przy sobie, dostaniesz taki wpie*dol, że wylądujesz w szpitalu — syknął Kobra.

— Człowieku, to tylko kolejna puszczalska laska, która odgrywa niedostępną.

— Przeje*ałeś sobie, koleś — stwierdził Żyleta, po tych słowach wbijając w nich wzrok. — Kobra, nie świruj — dodał, widząc, że przyjaciel powoli wpada w szał.

— Kobra? — jęknął facet niemal ze strachem. — Ku*wa, to była twoja laska?

Wiedział, że tak, chociaż ten nie zdążył odpowiedzieć. Wystarczyło spojrzeć na minę Harry'ego, który niemal wypuszczał dym nosem. Jedno uderzenie w żołądek wystarczyło, żeby pozbawić typka tchu. Ku zdumieniu Żylety, Kobra się odsunął.

— Masz jedną szansę. W ciągu kolejnych dziesięciu minut podejdziesz do naszego stolika i przy wszystkich przeprosisz ją na kolanach za te słowa albo tak ci wpie*dolę, że nie pozna cię rodzona matka, pi*dzielcu.

Odwrócił się, żeby odejść, mając świadomość, że jeśli koleś chociaż trochę zna go z opowieści, nie da nogi z klubu. Rozbawiony Żyleta ruszył za przyjacielem. Wrócili do stolika, a Kobra zerknął na zegarek. Objął Nicole ramieniem, nic nie komentując.

Typek pojawił się na widoku pięć minut później. Szedł lekko zgięty, więc najwyraźniej żołądek dawał mu się we znaki. Nicole spojrzała na niego z pogardą, ale uniosła brwi, kiedy ten zatrzymał się naprzeciwko niej i klęknął. Wszyscy wytrzeszczyli oczy na ten widok, Żyleta ledwo hamował się przed wybuchem śmiechu, a Kobra wbijał w faceta ostry wzrok.

Harry Potter i Diament CiemnościWhere stories live. Discover now