Rozdział 11 - Dzień śmierci

312 18 10
                                    

Szum fal. Rześkie powietrze. Miękki piasek.

Harry nigdy nie był nad morzem i bardzo tego żałował. Wchodzili na plażę, czując, jak lekki wiatr mierzwi im włosy. Wdowa wciągnęła głęboko powietrze. Tak jak większość z nich, pierwszy raz była nad morzem. Dziewczyny z ekipy spojrzały na siebie. Nagle zgodnie pisnęły, rzuciły swoje manatki na ziemię i, robiąc dużo hałasu, pobiegły w stronę wody, do której wskoczyły.

— Aaa! Zimna! — wrzasnęła Gejsza, zamoczona po kolana i uciekła na brzeg.

Pozostali wybuchnęli śmiechem, widząc, jak szybko umykają z wody.

Rozłożyli swoje manatki na plaży i pościągali koszulki, spódniczki i spodenki. Po chwili część pluskała się w morzu, a reszta smażyła się na piasku. Viki weszła do wody tylko do pasa, gdyż twierdziła, że nie umie pływać, a fale były dość duże. Żyleta i Yom pobiegli na jeden ze straganów i po jakimś czasie wrócili z piłką do siatkówki.

Czas zleciał im bardzo miło. Po kilku godzinach poszli coś zjeść i pochodzić po straganach, o co prosiły dziewczyny. Kupili pamiątki dla siebie i bliskich, a wieczorem wrócili na plażę, by obejrzeć zachód słońca.

— Dzięki, że nas zabraliście — westchnęła z uśmiechem Victoria, przytulona do swojego chłopaka.

— Za rok też przyjedziemy — uśmiechnęła się Gejsza. — Aż nie chce się wracać do rzeczywistości.

Ze smutkiem pakowali wszystkie rzeczy do bagażników. Jechali już godzinę, gdy zastała ich noc. Blaise i Wdowa usiedli z tyłu, gdyż zmorzył ich sen. Nicole była pełna energii i przeglądała płyty Kobry. Cicho grała muzyka, aby pasażerowie mogli spokojnie spać.

— Dużo ich — stwierdziła po przejrzeniu wszystkich płyt. — I to same odmiany rocka. Wielki fan.

Ostry uśmiechnął się lekko.

— To jeszcze nic. W domu mam całą półkę zawaloną płytami. Teraz muszę dokupywać te, które się spaliły. Dlatego w aucie wożę ich tylko kilka.

— To jest tylko kilka? — zaśmiała się cicho, a on potwierdził. — Mogę? — spytała, machając płytą.

— Jasne.

Do odtwarzacza włożyła inną płytę.

— ...I feel more alone every day. And just so far away. I know something's got to change. Inside of me...*

Blaise mruknął coś przez sen. Nicole zachichotała, a Kobra uśmiechnął się z rozbawieniem, gdy usłyszeli z jego ust: Viki, nie przy ludziach.

— Aż się boję spytać, co może mu się śnić — parsknęła Ślizgonka.

Przez chwilę słychać było tylko muzykę. Poleciała wolniejsza piosenka. Harry sięgnął do radia, aby zrobić trochę głośniej. Nicole zrobiła to w tym samym momencie. Ich dłonie dotknęły się. Przez jego rękę przeszedł prąd ciepła, ale to ona pierwsza cofnęła swoją. Po chwili wahania zrobił trochę głośniej.

— ...Our bodies burning, tides are turning, somehow stopping time. What is becoming of my heart and mind? In the Darkness, all that you want from me, is all I have to give...**

Speszona odwróciła głowę. Nie wiedziała, dlaczego tak zareagowała, ale miała wrażenie, że jej dłoń płonie żywym ogniem. Między nimi zapadła cisza. Nie odzywali się, dopóki nie rozległ się zaspany głos Wdowy:

— Ile jeszcze?

— Dwie godziny, jak nie więcej — odparł Kobra.

Ziewnęła głośno.

Harry Potter i Diament CiemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz