Rozdział 12 - Irbis

301 20 10
                                    

Nicole wiedziała, że bez względu na wszystko, powinni iść dalej, ponieważ to Kobrę mieli stąd wyprowadzić. Chłopak był po torturach i w dodatku Voldemort mógł w każdej chwili sobie o nim przypomnieć, a to nie skończyłoby się dobrze. Jednak wszyscy stali jak wmurowani, patrząc, jak Syriusz przegrywa z wilkołakiem. Już chciała wrzasnąć, żeby wszyscy rzucili w niego zaklęciem, kiedy poczuła, jak coś miękkiego ociera się o jej rękę. Niecałą sekundę później widziała przed sobą dużego, drapieżnego kota wyglądającego jak jakaś odmiana tygrysa. Szarawa grzywa i śnieżnobiała sierść na brzuchu były nieskazitelnie czyste. Na całym ciele widniały czarne plamy i rozetki. Długi ogon był puszysty, gruby i długi. Wbijał w ziemię pazury, pędząc w stronę wilkołaka i wilczura. Małe uszy i nos oraz groźnie połyskujące wściekło-zielone oczy nadawały mu dzikości.

— Irbis — szepnęła w otępieniu Missy.

Nicole odwróciła głowę w jej stronę. Blaise i Alan stali z rozdziawionymi ustami i wielkimi oczami, patrząc w stronę dzikiego kota. Harry'ego nie było. Oczy. Zielone. Z szokiem na twarzy spojrzała w stronę irbisa i wtedy zrozumiała, że kot i Kobra to ta sama postać.

Ostry skoczył dalej niż wcześniej, choć do wilkołaka miał jeszcze kilka metrów. Jednak umysł podpowiadał mu, że z łatwością pokona tę odległość jednym skokiem. Bez skrupułów wbił kły w ramię bestii, która automatycznie puściła wilczura. Irbis chwycił go pazurami, tak jak podpowiadał mu instynkt. Słychać był wycie wilkołaka i powarkiwania irbisa. Wilczur podniósł się z ziemi, wbijając wzrok w dwa turlające się stworzenia. Nie wiedział, skąd pojawiła się tutaj pantera śnieżna, gdyż nie zauważył przez zaćmiony umysł, z którego kierunku przyszła pomoc. Jego wzrok mimowolnie skierował się w stronę Harry'ego, którego nie było przy Blaisie i Alanie. Szybko połączył fakty i z nagłą siłą i zrozumieniem rzucił się na pomoc irbisowi, który, bądź co bądź, radził sobie świetnie. We dwójkę pokonali wilkołaka bardzo szybko i chwilę później bestia leżała na ziemi, ledwo oddychając. Wilczur zamienił się w człowieka niemal natychmiast, irbis potrzebował na to momentu skupienia. Harry stanął przed nimi, bladością przypominając trupa. Tak szybko, jak zyskał siły, równie szybko je stracił. W głowie mu się kręciło, ciało piekło, a kości łamały na pół. Ziemia zaczęła mu się wysuwać spod stóp, lecz Syriusz zdążył go powstrzymać przed upadkiem. Z pomocą Alana wyniósł go z pola bitwy do Dziurawego Kotła, skąd mogli przenieść się na Grimmauld Place 12. W pubie chowały się dziesiątki przerażonych ludzi, którzy, widząc ledwo żywego Harry'ego Pottera, natychmiast zeszli im z drogi. Dexter i Milka pierwsi wskoczyli do kominka, za nimi poszedł Blaise, który miał pomóc Alanowi w Kwaterze Głównej przenieść chłopaka na kanapę. Łapa pomógł Ślizgonowi wejść z Kobrą do komika i chwilę później obu nie było.

Wylądowali na miejscu. Ostry niemal natychmiast poczuł kolejne ramię, które utrzymywało go w pionie. Przez mgłę zauważył przerażonych Żyletę i Gejszę. Jeden przekrzykiwał drugiego, ale wreszcie położyli go na kanapie. Z kominka wypadła Missy, a zaraz za nią Viki z Nicole oraz Pansy z Jeremym. Nikt nie wiedział, co robić. Draco uspakajał roztrzęsioną Milkę, trzymając ją na kolanach i głaskając po głowie. Żyleta i Gejsza nie mieli pojęcia, co się dzieje. Nicole rozejrzała się po wszystkich. Viki i Pansy kompletnie nie znały się na medycynie, podobnie jak Jery, Blaise i Alan. Żyleta i Gejsza byli zbyt zdezorientowani. Milka się na tym znała, ale aktualnie sama potrzebowała opieki i bliskiej osoby, którą była druga znająca się na medycynie postać, czyli Draco. Missy była rozhisteryzowana, więc nie myślała racjonalnie. A ktoś przecież musiał pomóc Kobrze, który na pewno tego potrzebował po takich torturach. Rozejrzała się jeszcze raz. No tak, ona jakoś się na tym znała i nie straciła głowy.

— Gejsza, gdzie macie wszystkie środki medyczne?

— W kuchni — wyjąkała.

— Idź po nie. Wszystko, co macie. Jery, pomóż jej — zarządziła.

Harry Potter i Diament CiemnościWhere stories live. Discover now