Prequel: część 1

274 15 11
                                    

Świat wirował mu w oczach. Obraz zamazywał się.

Szedł przed siebie, czując przeraźliwy ból w całym ciele. Z każdej strony otaczała go ciemność. Po raz kolejny musiał sobie sam poradzić i wytrzymać całą noc na świeżym powietrzu. Modlił się tylko o to, żeby nie spotkała go ulewa. Miał świadomość, że po plecach i twarzy spływa mu krew, co zdarzało się bardzo rzadko. Tak kończyło się pyskowanie w stronę tego bydlaka, który według niego miał problemy z głową, skoro wyżywał się na nim za takie bzdury.

Wypluł z ust krew, przeklinając go cicho od najgorszych. Usiadł na ławce, a z jego gardła wydobył się syk bólu. Z doświadczenia wiedział, że nikt nie powinien tutaj przyjść tak późno w nocy, dlatego, żeby się nie męczyć, położył się na ławce, patrząc zamglonym wzrokiem w gwiazdy. Potrząsnął głową, gdy obraz mu się rozjechał. Przeklęta lampa mogła zgasnąć, może udałoby mu się chociaż chwilę zdrzemnąć, skoro miał tutaj przeleżeć do rana. Czuł się coraz gorzej i zaczynał wątpić w to, czy zaraz się nie wykrwawi. Usłyszał coraz bliższe kroki, ale nie miał siły nawet odwrócić głowy w tamtą stronę. Ktoś stanął przy jego ławce, lecz teraz było mu wszystko jedno, co się stanie. Gdy ten ktoś stanął tak, że mógł go bez problemu zobaczyć, spojrzał tam. Był to młody chłopak z oczami wypełnionymi pustką.

— Młody, chcesz zmienić swoje życie? — spytał cicho.

W ciszy wbijał w niego wzrok. Nigdy nikt nie proponował mu czegoś takiego, ale teraz nie miał nic do stracenia. Jego życie i tak było dostatecznie beznadziejne. Kiwnął lekko głową. Obserwował chłopaka, kiedy kucał przy nim. Pustka została wypełniona obawą, kiedy oczy Harry'ego zaszły mgłą. Pomógł mu wstać z ławki, nie słysząc sprzeciwów. Czuł, jak brunet ledwo idzie, więc trzymał go w pionie. Wsadził go do samochodu na tylne siedzenie, gdy niemal wypadł mu z ramion. Sam szybko wsiadł za kierownicę i ruszył z piskiem opon. Przez zamglony umysł Harry rozszyfrował jego słowa do telefonu:

— ...Czekajcie w punkcie medycznym. To ważne... Szefunio, możesz mnie zabić, ale nie mogłem nie zareagować. Jak go zobaczycie, sami będziecie w szoku... Nie wiem, ale chyba ktoś go nieźle poturbował... Niech Szatan czeka przed punktem. Sam sobie nie poradzę, bo zaraz mi chyba odleci...

Rozłączył się. Harry nie wiedział, ile minęło czasu, bo momentami nic nie widział, nie słyszał i nie czuł. Niespodziewanie rozległ się pisk opon i odgłos otwieranych drzwi.

— Jest z tyłu.

Chwilę później prędko ciągnęli go, trzymając pod ramiona. Gdy weszli do jakiegoś pomieszczenia, brunet usłyszał hałas i szybkie kroki.

— Co za bydlak mógł zrobić coś takiego? — dziewczęcy głos pełen przerażenia.

— Gdzie go znalazłeś?

— W parku. Kogoś przeklinał, nie szczędząc języka. Myślałem, że się na kogoś wkurzył, dopóki nie zauważyłem, jak wygląda.

— Zajmijcie się nim na tyle, na ile potraficie.

Ktoś zmywał krew z jego twarzy z niewyobrażalną ostrożnością i delikatnością.

— O Merlinie... — rozległ się zdumiony i zatrwożony głos innej dziewczyny.

— Co się stało, Missy?

— Przecież to Harry...

Później nic nie pamiętał.

Mały ruch sprawiał mu niewyobrażalny ból. Czuł się zmęczony i obolały. Nie wiedział, gdzie się znajduje, ale wszystkie rany zostały owinięte w bandaże, a na twarzy nie było ani śladu po pobiciu. Pomieszczenie wyglądało jak mini szpital. Drgnął, gdy dotarł do niego dziewczęcy głos:

Harry Potter i Diament CiemnościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz