Rozdział 28 - Przeklęta kurtka

254 18 3
                                    

Gejsza pomagała uzdrowicielom, jak tylko potrafiła, choć nie miała dużego doświadczenia. Yom wyraźnie się męczył, gdyż widok dużej ilości krwi wywoływał u niego mdłości. Chyba postanowił się przemóc, dlatego dzielnie się trzymał, choć miał bladą twarz, momentami przemieniającą się w zieleń. Wreszcie trochę mogła odetchnąć, więc rozejrzała się po pomieszczeniu, aby zobaczyć, jak trzyma się ranny Kobra. Na jej ustach mimowolnie pojawił się uśmiech, kiedy dostrzegła go pod opieką Nicole. Dziewczyna była bardzo skupiona i niewyobrażalnie delikatna, a przecież Gejsza widziała, jak traktowała wcześniejszych pacjentów. Na pewno nie patrzyła na nich z taką troską, nie zwracała uwagi na ich syki bólu i była twarda jak skała, gdy błagali ją o trochę subtelności. Harry z kolei wbijał w nią wzrok jak urzeczony, nie dając po sobie poznać, że go boli. Całkiem możliwe, że w ogóle tego nie czuł, patrząc w oczy Ślizgonki. Uwadze Gejszy nie umknęło także to, że ich dłonie się dotykały.

Blondynka chciała dla przyjaciela jak najlepiej, dlatego za każdym razem, gdy dowiadywała się o krążącej przy nim nowej dziewczynie, chciała wszystko o niej wiedzieć. Tylko Wdowa przypadła jej do gustu, choć zdawała sobie sprawę z tego, że ich związek nie przetrwa. Po prostu to czuła. Obserwowała, jak chłopak błądzi we własnych uczuciach i zawodzi się na swoich wybrankach. Aż tu nagle pojawiła się Nicole Young ze swoim bezczelnym charakterkiem i kłótniami o bzdury. Od razu jej się spodobała i czy Harry tego chciał, czy nie, ona wyobrażała sobie ich jako parę. Nie mogła się doczekać nowin od Missy i Milki o ich związku. Minął cały rok szkolny, a tu żadnych wieści. Zaczął się kolejny i przez trzy miesiące nic. Do czasu, aż Ostry nie przyjechał na święta z odmienionym podejściem do dziewczyny. Nie pokazywał tego, ale ona dobrze go znała. To nagłe zainteresowanie, gdy o niej mówili, troska względem niej, a teraz jego spojrzenie na nią. Dostrzegał emocje innych i pomagał to uświadomić, ale sam żył w niewiedzy o sobie samym. A może jednak o tym wiedział, lecz nikomu nie mówił? Rzadko mówił o swoich uczuciach i czasami miał problem z ich wyrażaniem. Często nawet ona nie mogła nic z niego wydusić.

Wybudziła się z rozmyślania, kiedy rozległ się hałas i pojawili się kolejni ranni. Pobiegła na pomoc, przekładając myśli o uczuciach Harry'ego na później.

Rana na brzuchu nie była tak poważna, jak Nicole wydawało się na początku, dlatego szybko sobie z nią poradziła.

— Skończyłam — powiedziała szeptem, kiedy owinęła jego brzuch i plecy w bandaż.

— Dzięki — odpowiedział równie cicho.

— Musisz odczekać kilka minut, aż eliksiry zaczną działać.

— Śmierciożercy uciekli! — zawołał ktoś przy oknie.

Nicole odetchnęła z ulgą.

— I krzyżyk na drogę tym patafianom — stwierdził Szatan znad sterty mikstur.

Zaczęli pojawiać się ranni, więc Nicole ruszyła do pracy. Kobra zwolnił kanapę, postanawiając rozeznać się w ofiarach. Owinięta szyja znacznie mu przeszkadzała w ruszaniu głową, ale nie narzekał. Dorwał go Alan, który stwierdził, że musi wracać, żeby jego ojciec nie zorientował się, że był nieobecny w domu. Harry pokiwał głową ze zrozumieniem i podziękował mu za pomoc. Wraz z Żyletą wyszedł na pole niedawnej bitwy. Panował istny chaos. Aurorzy, Zakonnicy i Róże kręcili się, szukając nieprzytomnych. Chłopcy co chwilę mijali martwe ciała sprzymierzeńców i przeciwników. Przystanęli, gdy dostrzegli aurora przy ciele Bellatriks. Drugi stał obok niego. Ten pierwszy podniósł się i pokręcił głową. Kobra spojrzał na Żyletę, który westchnął i kiwnął na niego, by poszli dalej. Nie znaleźli nikogo ze znajomych osób. Pomogli jednak jednej z Róż, która była przygnieciona przez przewrócone drzewo. Żyleta chwycił ją na ręce i deportował się do domu. Harry poszedł dalej. Krew. Trupy. Gruzy. Ogień. Wszystko oznaczało jedno słowo: wojna. Minął zmasakrowane ciało mężczyzny ze znakiem aurorów. Dwa metry dalej leżało ciało śmierciożercy ugodzonego zaklęciem uśmiercającym. Przełknął ciężko ślinę. Im szedł dalej, tym czuł się gorzej. Kucnął przy chłopaku, który mógł być starszy od niego o kilka lat. Należał do Zakonu. Kobra widział go kilka razy na Grimmauld Place 12. Sprawdził, czy miał puls. Wyczuł słabe tętno. Zwalił z niego kawał gruzu, który przygniatał mu nogi. Prawdopodobnie miał połamane obie kończyny. Jeden z aurorów zauważył, że Harry znalazł żywą osobę, dlatego szybko się do niego przedostał i pomógł mu przenieść chłopaka do Kwatery Głównej. Milka podjęła się próby leczenia rannego, choć nie była zbyt doświadczona. Ostry pomógł jej, ponieważ obok nie było nikogo innego. Chłopak rozbudził się, dlatego Kobra miał utrzymać go w stanie przytomności. Najgorsze było to, że ten wykrwawiał się w oczach i pod ich opieką. Alison robiła, co mogła, ale czas uciekał. Za każdym razem, gdy sklejała rany, one ponownie pękały.

Harry Potter i Diament CiemnościWhere stories live. Discover now