Rozdział 31 - Tysiące emocji

278 19 12
                                    

Na śniadaniu nie chciał nawet przysiąść się do stołu Slytherinu, żeby jej nie zobaczyć. Hermiona i Ginny dostrzegły, że coś jest z nim nie tak i próbowały się tego dowiedzieć. Nie chciał o tym mówić.

Wieczorem za szklarnią spalił całą paczkę papierosów. Nic to nie dało. Czuł się cholernie bezsilny i zagubiony. Co z tego, że cały dzień jej unikał, skoro na transmutacji siedziała tuż obok niego? Nie odezwała się ani słowem. Nawet na niego nie spojrzała.

Zamienił się w irbisa i pognał do Zakazanego Lasu. Miał nadzieję, że chociaż tam poczuje się wolny.

Od odrabiania zadania skutecznie odciągały ją własne myśli i rozmowa przyjaciół o przeklętym balu. Missy i Milka były stałymi bywalcami w pokoju wspólnym Slytherinu, więc nikt nie zwrócił na nie większej uwagi.

— Kobra chyba znowu chce się wymigać — stwierdziła niespodziewanie Alison. — Te idiotki, które są w niego zapatrzone, co chwilę pytają, czy z nimi pójdzie, a on odmawia.

— Może po prostu nie chce iść z idiotką — rzekła Victoria, wzruszając ramionami.

— Całkiem możliwe. Wiecie, co jest najlepsze? — zaśmiała się Milka. — Że taka jedna, nie wiem, jak się nazywa, ale ma rude włosy... wszystkim powtarza, że z nią idzie, bo ją zaprosił. Nie wiem, gdzie ona była, gdy rozdawali mózgi, bo sama byłam przy tym, jak ona pytała jego. Dał jej wyraźnie do zrozumienia, żeby poszukała sobie kogoś innego, a ona niemal błagała go na kolanach.

Dziewczyny zachichotały, a Nicole zamarła.

— Każdego tak obgadujecie? — Blaise pokręcił głową z rozbawieniem na twarzy.

— Zamilcz, Blaise, jeśli chcesz jeszcze żyć — stwierdził żartobliwie Jery.

Serce Nicole uderzało jak oszalałe. Co ja zrobiłam?! Wstała.

— Muszę się przejść — wydusiła i szybko wyszła.

Gdy drzwi się zamknęły, pobiegła przez korytarz w stronę drzwi wyjściowych. Nie zwróciła uwagi na mróz, lecz ze łzami cieknącymi po policzkach biegła do Zakazanego Lasu. Była zła na samą siebie, że wszystko zniszczyła.

Nie odczuwał zmęczenia. Nawet nie wiedział, ile przebiegł i jak daleko jest od szkoły. Po prostu pędził przed siebie, by zapomnieć o wszystkim. Nic to nie dało. O uszy nadal obijały się jej słowa. Zwolnił, a po chwili runął na śnieg. Nie z wyczerpania. Powalił go ból psychiczny. Serce nadal bolało. Czuł się sfrustrowany i bezradny. Słaby. Podniósł się i poszedł dalej, tym razem powoli. Po jakimś czasie zaszczekał pies. Odwrócił się. Niedaleko niego stał czary wilczur gotowy do ataku. Jednak gdy ich spojrzenia spotkały się, najeżona sierść opadła, oczy złagodniały, a kły schowały się. Pies zrównał się z irbisem, który ruszył w dalszą wędrówkę. Przez chwilę oba zwierzęta milczały, idąc przed siebie. Nagle wilczur zamienił się w człowieka i położył dłoń na grzbiecie pantery śnieżnej, która zatrzymała się i przemieniła po chwili wahania. Syriusz i Harry patrzyli na siebie w ciszy. Łapa wiedział, co chodzi Kobrze po głowie, a Kobra wiedział, że Łapa wszystko wie. Wiedział nawet szybciej niż on sam.

— Chcesz pogadać? — spytał cicho starszy.

— O czym tu gadać... — odparł ściszonym głosem. — Szkoda słów. — Poszedł dalej, a Łapa za nim. — Co tu robisz?

— Mam patrol. Sprawdzałem, czy po lesie nie szwenda się ktoś niepowołany – odpowiedział.

Po jakimś czasie musiał wracać, a Ostry go nie zatrzymywał. Skorzystał jednak z rady chrzestnego i ruszył w drogę powrotną. Z nadzieją, że teraz zapomni, zaczął biec. Zatrzymał się gwałtownie, kiedy zauważył w ciemnościach osobę, przez którą mocniej biło mu serce. Odwróciła się, kiedy usłyszała za sobą ruch. Ich spojrzenia spotkały się. Płakała. Nie myślał o tym, że nie powinien tego robić. Podszedł do niej i zamienił się w człowieka. Po jej policzkach popłynęły kolejne łzy. Delikatnie ujął jej twarz w dłonie.

Harry Potter i Diament CiemnościDonde viven las historias. Descúbrelo ahora