Koniec Kłamstw Tae

103 16 0
                                    

— Nadia! Zaczekaj! — Taeyong wszedł za nami do mieszkania — Lucas, wróć się... Buty — pokazał na niego palcem mrużąc oczy.

— serio, stary? W takim momencie? — blondyn rozłożył ręce, po czym poszedł ściągnąć adidasy.

— możemy porozma- —przerwałam Koshiemu trzaskając drzwiami do łazienki — wiać? — dokończył otwierając je i zaglądając do środka.

— nie wiać — domknęłam je z powrotem.

— Nadia... Nie rób mi tego... — westchnął za drzwiami.

— to pozwól mi jechać do Yuty.

— Zrozum... muszę Cię chronić — oparł czoło o drzwi, a ja akurat otworzyłam, przez co lekko oberwał i od razu się wyprostował.

— ty mnie chronisz?!?! Przed chwilą zrobili sobie strzelnice z twojego auta, kiedy byłam w środku!!

— nie wiedziałem. Na prawdę nie wiedziałem — powtarzał kiedy odpychałam go lekko do tyłu.

— mam na sobie krew Yongguka! — parsknęłam ze łzami w oczach — to chyba wystarczający powód, dla którego nie chcę z tobą gadać.

— przecież nie ja go zabiłem — dodał ze zdziwieniem.

— a słowa „nikt dzisiaj nie zginie” są Ci znajome?

— powiedz mi, skąd mogłem wiedzieć?

— można było się domyśleć skoro byli zdolni kogoś porwać — dodałam wkurzonym tonem — a słowa "Yuta na bank jest cały"?

— Nadia...

— a Twoja praca? Posada dziedziczona po ojcu? Jesteś taki ustawiony w życiu i na bank nie należysz do Yakuzy. Lucas! — zawołałam —Czy Taeyong jest w Yakuzie?! — dodałam na co Koshi chwycił mnie za ramiona.

— Nadia!

— przestań kłamać — wycedziłam ze łzami i popatrzyliśmy sobie w oczy.

— na prawdę robię wszystko co mogę, żeby Ci pomóc.

— chyba starasz się mydlić mi oczy — poprawiłam jego słowa — tak było od początku. Nie mówiłeś do końca prawdy, żebym się do Ciebie przekonała. Bałeś się, że inaczej Cię odrzucę.

— Nadia... Co ty mówisz...

— przecież to prawda — dodałam, patrząc mu w oczy — zapewniasz mnie ciągle, że wszystko masz pod kontrolą, ale tak nie jest. Nawet twój wujek mnie o tym dzisiaj przekonał. Dotarło do mnie, że jesteś tylko na ich posyłki tak jak Lucas.

— ale... na prawdę zajmuję się finansami — odparł — po co miałbym  kłamać?

— nie mówię, że nie... Tylko widzę jak Cie traktują. Może twój tata był inny... Teraz jesteś tylko pionkiem.

— dobrze — wycedził przecierając powiekę ręką — skoro tak mówisz.

— Tae... to prawda — dodałam, na co zwiesił głowę.

— nie miałem chrztu w Yakuzie. Nie wiem kim tak na prawdę tam jestem — Wycedził, ciężko wzdychając — i tak... próbowałem załagodzić wiele sytuacji, bo wolałem, żebyś patrzyła na mnie inaczej. Nie jak na jednego z nich. Nie chciałem, żebyś się mnie bała... Czy myślała, że zadawanie się ze mną może być jakieś niebezpieczne. Tylko, że na prawdę nie wiedziałem o tym co się stanie...

— mogłeś chociaż mówić, że nie wiesz jak będzie...

— ale gdybym od początku był z tobą szczery to dalej utrzymywałabyś ze mną kontakt? — uniósł na mnie wzrok.

— jasne, że tak.

— mylisz się... Pamiętam jak mówiłaś, że nie wiesz czy chcesz mieć ze mną coś wspólnego. Dorastałem inaczej niż ty, przez co wiele nas dzieli. Tylko, że nie miałem wyboru... Zostałem wychowany tak, żeby pomagać Yakuzie i nikt poza nimi w Tokio nie otworzyłby mi drzwi. Tak już jest, było i będzie. Jesteśmy wykluczeni — odparł spoglądając na mnie — dopiero przy Tobie miałem szansę coś zmienić. Mówiłem Ci o tym wcześniej...

— tylko jakim kosztem?... Chciałam wiedzieć, czy Yuta może być w niebezpieczeństwie i to wszystko... Okłamałeś mnie — dodałam od razu się rozpłakując — i teraz nie mogę tego znieść.

— ja na prawdę nie chciałem dla niego źle. Byłem pewien, ale... Pomyliłem się —dodał cicho — w takim razie... przepraszam Cię za wszystko...

— mogliśmy im pomóc... Jakoś to odkręcić, kiedy był na to czas — dodałam ciężko wzdychając.

— przepraszam... — powtórzył się — na prawdę, nie chciałem do tego doprowadzić. Nie wiem jak mogłem pozwolić, żeby Yongguk odszedł. Jak mogłem sprawić, żeby porwali Marka... I pozwolić na to, żeby Cię zastraszali. Może masz rację i byłem idiotą, który nie dostrzegał ryzyka? Zależy mi na tobie i tylko o tym myślałem.

— i tak brzmi to lepiej niż wcześniej. Przynajmniej teraz mówisz ci na prawdę myślisz — uciekłam wzrokiem—nie jestem już dzieckiem. Chciałam tylko wiedzieć jak bardzo jest źle — dodałam, na co przytulił mnie do siebie — tak na prawdę to było twoje auto... Więc...

— hmm?

— mogłeś ty prowadzić... — dodałam cicho, pociągając nosem — więc mogłabym być teraz w twojej krwi... I pamiętać te same słowa... Że dzisiaj nikt nie zginie. To po prostu mnie zabolało.

— Eh... Proszę, nie martw się — spojrzał mi w oczy — przyrzekam, że zrobię wszystko, żeby to odkręcić. Nawet jak będzie bardzo ciężko.

— nie wszystko się jeszcze da, ale możemy, chociaż pomóc Markowi — zerknęłam na niego trochę załamana i sama się po chwili przytuliłam — obiecaj mi tylko, że będziesz mówić nawet najgorszą prawdę.

— będę... — skinął głową, cicho wzdychając.

— okej — odsunęłam się, zerkając mu niepewnie w oczy po czym wyszłam z łazienki ku nagłemu zdziwieniu Koshiego — Lucas? — zawróciłam do salonu, widząc jak blondyn stał przy oknie i wyglądał nocą na miasto.

— humm? — odwrócił się, trzymając ręce w kieszeniach — nie będę uczestniczyć w waszych kłótniach, tak dla jasności.

— chcę tylko wiedzieć co zrobiliście z panem Zhangem — odparłam, przez co niepewnie spojrzał na Taeyonga — miała być szczerość — wzruszyłam ramionami.

— ale to chyba nie jest dobry moment...

— Yuta próbował mnie przekonać, że to wy się go pozbyliście — dodałam stanowczo, obracając wzrok do Koshiego — więc jak było na prawdę?

— on żyje — usiadł niepewnie na kanapie.

— to dlaczego niema go w mieście? Kto przejął sklep? Gdzie zniknął Zhang?

— był zadłużony — odparł Lucas — a Yakuza potrzebował tego miejsca z uwagi na lokalizację... — zerknął na zszokowaną minę Taeyonga — no co? I tak musiałbyś jej powiedzieć.

— nie oddałby Wam sklepu z własnej woli. To wszystko co miał — dodałam, oglądając się z powrotem na Koshiego.

— hh... Tak, ale nie miał wyjścia. Nadia, to... Na prawdę skomplikowane. Ciężko mi mówić o tym teraz. Zwłaszcza, że nie mogę potwierdzić naszych słów.

— jeśli pytasz o to czy żyje, to-o... Tak — odparł niepewnie Lucas.

— ehh... — zwiesiłam głowę — okej. Po wyjaśnieniu sprawy z Youhae będziesz łaskaw powiedzieć mi co na prawdę zaszło? — spojrzałam na Taeyonga, a ten jedynie skinął głową — super... — zawróciłam do pokoju.

Nie chciałam więcej z nimi gadać.
Poczułam się dzisiaj dziwnie. Do tej pory na prawdę ufałam Koshiemu, a teraz? Wiele jego słów niema pokrycia. Nie chodzi tylko o to, że nie wiedział czy Yongguk zginie.

Jego cała postawa wobec mnie. Kreowanie osoby, która trzyma się na dystans od Yakuzy... To nie miało sensu. Chciał zatrzymać mnie przy sobie. Poczuć namiastkę normalnego życia, ale jednocześnie wszystko schrzanił. Jedyne co mi teraz zostało to wierzyć, że uda nam się chociaż stąd wyjechać, i to jak najszybciej.

No i powinnam zmyć z siebie krew...

«SEKRET YAKUZY»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz