Rozczarowanie

625 62 35
                                    

Co mam o tym wszystkim myśleć?

Znam Taeyonga od niedawna, ale szybko nabrałam do niego zaufania.

Bywa impulsywny i widziałam jak straszył sklepikarza, ale nie sądziłam, że byłby w stanie kogoś zabić.

Przez cały czas zapewniał mnie, że jego aktualna praca to kwestia pogubienia się we własnym życiu.

Dlatego słowa Yuty huczały mi bez przerwy w głowie—Taeyong zabił sklepikarza.

Czułam jakby rozdarto moje serce, bo na prawdę go kocham.

Zakochałam się w mordercy.

Siedziałam w metrze z trudem powstrzymując płacz.

Moje dłonie drżały, kiedy wybierałam numer Keitoh. Poprosiłam, żeby zastąpiła mnie w pracy.

Potem starałam się ułożyć jakikolwiek plan, bo muszę wrócić do Koshiego, a co więcej, udawać, że wszystko między nami jest w porządku, żeby podpisał papiery dla Youhae.

Wyszłam z metra, a emocje rozsadzały mnie od środka—Muszę uratować życie Yuty.

Udałam się do Keitoh, bo czekała przed budynkiem biblioteki.

—Nadia! Przyjechałam najszybciej jak mogłam.

—dziękuję, trzymaj klucze.

—niema sprawy, ale co się stało?

—chyba jestem chora. Bardzo źle się czułam, więc zamknęłam bibliotekę i skręciłam do apteki.

—Oo, nie. Może to grypa?

—myślę, że potrzebuję odpoczynku. To wszystko.

—to przyjdziesz jutro do pracy?— zapytała, ale odwróciłam wzrok, bo dostrzegłam, jak Taeyong wjeżdża na parking.

—Yy, nie wiem. Tak. Postaram się.

—wiesz co? nie chcę się wtrącać, ale co się z tobą dzieje? Pożyczasz moje pieniądze, potem szuka cie jakaś banda podejrzanych facetów...

—to nic— odparłam, gapiąc się na Kohiego, który po drugiej stronie parkingu, wysiadł z auta.

—rozumiem— prześledziła kierunek mojego wzroku—to twój chłopak?

—nie, nie jesteśmy parą. Przepraszam. Muszę wracać do domu.

—poczekaj, jeśli...

—do jutra, Keitoh.

Ruszyłam w stronę Taeyonga. Serce zabiło szybciej, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.

Zatrzymałam się dopiero przed nim, nerwowo przygryzając wargę.

Zanim zdążyłam coś wykrzesać, Taeyong rzucił się w moje ramiona i z ogromną czułością owinął mnie swoim uściskiem.

Chciałam się teraz rozpłakać. Czułam jak łzy napływają mi o oczu, przez co wcisnęłam się mocniej w jego koszulkę. Tae wówczas ułożył głowę na moim ramieniu i odetchnął z ulgą, ciesząc się, że jestem cała.

—gdzie ty byłaś?

—w aptece— wykrzesałam z trudem.

—wszędzie cię szukałem! Myślałem, że coś Ci się stało!

—wiem, przepraszam.

—a Lucas... No właśnie, cholera! poczekaj— wyjął telefon i wykręcił jego numer—Halo, znalazłem ją... Była w aptece... Nie wiem czemu... Bo jeszcze nie pytałem!... Dobra uspokój się... Ta, bla, bla, bla, narazie—rozłączył się, zerkając na mnie— dlaczego byłaś w aptece?

—słabo się czułam i kupiłam. Nie słyszałam, że dzwoniliście.

—Ahh, wiesz, że miałem zawał, a Lucas wylew? —dodał otwierając mi drzwi swojego samochodu.

—ahh, tak. Przykro mi.

—przykro Ci? —parsknął śmiechem,  zapalił papierosa i poszedł zająć miejsce obok mnie, za kierownicą—ah, no to jedziemy na pogrzeb Lucasa.

—okej.

—okej? Nadia... —nachylił się, ujął mnie za podbródek i spojrzał w oczy—aż tak źle się czujesz? Co Ci jest?

—jestem strasznie zmęczona.

Tae był taki czuły i troskliwy. Czułam się dziwnie, skoro Yuta powiedział mi kim jest na prawdę i co takiego zrobił.

—Możemy jechać do domu?— przerwałam, kiedy chciał mnie pocałować.

—tak, możemy— spojrzał na mnie z zaniepokojeniem i wyrzucił niedopaloną fajkę przez okno—tylko powiedz mi, czy na pewno nic się nie stało?

—kompletnie nic.

—po prostu zmęczona, zła i smutna?— dopytał.

—chyba tak.

—aaa, rozumiem. Masz kobiece dni—stwierdził stanowczo, jadąc w stronę centrum.

—nie. Bożeee, tylko przemęczenie— zmrużyłam powieki.

—ahh, to zabieram Cię do siebie. Jak coś to żartowałem z tym pogrzebem... Lucas jeszcze żyje.

—domyśliłam się— wycedziłam, przez co zmierzył mnie wzrokiem.

—hmm, wiem, dlaczego jesteś zła. Zostawiłem Cię na chwilę w bibliotece, przepraszam. Dostałem pilne zlecenie.

—aha, podobno jesteś wolnym strzelcem— zacytowałam jego słowa.

—bo jestem.

—i robisz wszystko co Ci każą.

—nie zawsze— przygryzł wargę—Chcesz coś zjeść? Za rogiem jest restauracja.

—chcę do domu.

—no, dobrze. To weźmiemy na wynos—uśmiechnął się cwanie i zatrzymał samochód.


«SEKRET YAKUZY»Where stories live. Discover now