Zwątpienie

776 64 34
                                    

Taeyong zamówił coś na wynos i wrócił do samochodu. W drodze powrotnej, wyglądałam przez okno.

Kolorowe światła i banery. Radosne  reklamy na rozmaitych budynkach, a chodniki przepełnione ubranymi na czarno ludźmi. Cóż za kontrast.

Tak wygląda rzeczywistość.

Japonia to kwitnący kwiat, a jej mieszkańcy niczym pracowite pszczoły.

—Nadia, dlaczego jesteś dzisiaj taka smutna? —wycedził Taeyong.

—to zmęczenie — wzruszyłam ramionami.

—mam wrażenie, że coś jest nie tak— dodał, zerkając na drogę.

Przygryzłam wargę.
Nie mogę wzbudzać podejrzeń, jeśli chce mu przekazać te dokumenty.

—masz rację. Stresuje się tym gościem, który naszedł mnie w pracy.

—obiecuję, że go znajdę— odparł stanowczo — przy mnie nic Ci się nie stanie.

Uśmiechnęłam się kącikami ust, a Taeyong chwycił mnie za rękę.

Nie czuje się bezpiecznie.
Przynajmniej nie teraz, kiedy dowiedziałam się takich rzeczy.

— okej, zaraz odpoczniesz — zaparkował przed budynkiem i wysiadł z auta.

—dzięki— odparłam, kiedy otworzył mi drzwi.

— niema sprawy. Oo, rany, ale ciężkie! Nadia, może poniesiesz te zakupy za mnie? —zapytał z rozbawieniem.

Spojrzałam na torby— jasne, a co? Myślisz, że jestem silniejsza?

—bierzesz po dwadzieścia lektur na klatę, to dasz sobie radę— poklepał mnie po ramieniu.

— eh, no to daj — uniosłam spory stos zakupów — pff, lekkie! — odparłam, kiedy Taeyong wziął mnie nagle na ręce — Aa, co robisz? — spojrzałam na niego ze zdziwineiem, przytrzymując kurczowo nasz obiad.

— PORYWAM CIĘ!— ruszył pospiesznie do klatki.

— co?! — przeraziłam się na chwilę, zanim dotarło do mnie, że żartuje.

— zaniosę Cię skoro źle się czujesz — wszedł do klatki.

— ale na samą górę? — dopytałam z niedowierzaniem.

— no jasne. Pojedziemy windą — uśmiechnął się dumnie.

— nie! Stój! Taeyong! — chwyciłam poręcz pobliskich schodów.

— haha, co ty robisz? — zatrzymał się na widok mojej pozy.

—puść mnie! Mówiłam, że nie jeżdże metalowym pudłem!!

— spokojnie — westchnął — no choćbym chciał to nie doniosę Cię na dziewiętnaste piętro.

— pójdę sama, tylko mnie posssstaw!

— dobra, ale nie rozumiem. Czemu tak się boisz windy? — popatrzył na mnie z rozbawieniem.

— może mam klaustrofobię.

— ahh, no tak, ale każdy lęk da się pokonać — puścił mi oczko.

— albo dostać zawału. Tae, oddaj moje schody. Trzymam się poręczy i obiad zaraz spadnie!

— no dobra — zaśmiał się wchodząc powoli na piętro — czeka nas długa i mozolna wspinaczka.

— jak nie dajesz rady to mnie odstaw — wycedziłam zerkając nidpewnie na chłopaka.

—Ohoho! Jeszcze sie zdziwisz!—zaczął biec na górę.

—Aa! Zwolnij! Czekaj! —parsknęłam w locie, przytrzymując jego kark.

— wątpisz w moją siłę?!— dodał z cynicznym uśmieszkiem— hahah, trzymaj mocno obiad!

— dawno nie wchodziłeś oknem i energia cie rozpiera?!

— haha, dokładnie tak! — wbiegł na trzecie piętro i zwolnił, dysząc przy tym jak starzec — Oo, no dobra. To nie będzie proste.

—no widzisz?— odparłam, zerkając na windę, bo wysiadał z niej starszy mężczyzna.

— Nadia, to przełomowy dla Ciebie moment— Koshi zaczął biec tamtą stronę.

—Co?!?! Aaa! Nie! Czekaj! — nie zdążyłam się niczego złapać i wpadliśmy do środka.

—jednak walczymy z klaustrofobią. Wciskaj dziewiętnastkę.

—co?! Nie! No weź! — zaczęłam się szamotać.

— Nadia spokojnie, jestem obok — sam ledwie zdołał wcisnąć przycisk — windy są fajne. Szare, ciekawe — szukał na siłę jakichś zalet.

—Taeyong, no prosiłam Cie —zrobiłam się blada — ja na prawdę nie cierpię takich miejsc...

— wyobraź sobie, że siedzimy w aucie— dodał, cmokając mnie w czoło.

—ughh, no jasne! — zacisnęłam ręce na ramionach Taeyonga i wtuliłam się w jego szyję.

— no nie bój się. To słaby moment, ale wyznam Ci, że jestem Piter Parker.

—że co? — westchnęłam, dalej chowając głowę w jego ramionach.

— Taki czerwony co lata na pajęczynie. Kojarzysz spidermana?

— tak, ehh nie nabijaj się ze mnie.

— w razie czego zawiesze nas na sieci.

—Tae... — westchnęłam.

— albo zaczepie nas na kurzu i będziemy spadać wolniej.

— to nie działa— odparłam, kiedy drzwi otworzyły się przed nami na docelowym piętrze — ohh, To już?

— a co? szybko? —cmoknął mnie w usta wychodząc na korytarz.

—dobra, to ci się udało...

—jasne, że tak— zaśmiał się idąc do mieszkania — ale muszę ci coś wyznać. Kłamałem... Wcale nie jestem spidermanem — odstawił mnie na ziemię.

— hahah, no przecież wiem— przewróciłam oczami.

— tak na prawdę jestem Batmanem. Czekaj połącze się z bazą — dodał, wystukując kod do jego drzwi.

—krótki jak na bazę superbohatera —wzruszyłam ramionami, wchodząc za nim do mieszkania.

— hahah, no trafne spostrzeżenie — poszedł postawić torby na ławie — czekaj, pójdę po sztućce.

—okej — zdjęłam buty i w tym czasie sprawdziłam telefon.

Dostałam właśnie wiadomości od Yuty. Nie przeczytam ich teraz.

—pokaże ci co zamówiłem— rozpakował nasz obiad i od razu się zmieszał— Ee... kiedyś... To był... Makaron w sosie z czarnej fasoli.

—ah, dobrze wiedzieć —parsknęłam śmiechem.

—jest bardzo smaczny— spróbował trochę — Tylko doznał turbulencji na klatce.

—spokojnie, chętnie zjem— zabrałam mu pałeczki, na co uśmiechnął się pod nosem.

Patrząc mu w oczy, nie byłam pewna, czy widzę osobę, którą kocham, czy mordercę.

Komu powinnam ufać?
Yutę znam od dawna, a Taeyonga stosunkowo krótko, ale nie mogłam uwierzyć, że ma coś na sumieniu. 

Dziś jest poniedziałek.
W niedzielę Yuta umrze.

Jak temu zapobiec?

«SEKRET YAKUZY»Where stories live. Discover now