Szczera rozmowa

886 105 42
                                    

—mam pytanie —wycedziłam niepewnie podczas kolacji.

—tak, to sos teriyaki. Wiem dobre. Zawsze to kupuję jak chcę zjeść coś smacznego na szybko —odparł zajęty swoim jedzeniem.

—nie takie pytanie.

—a jakie?— spojrzał na mnie zdezorientowany.

—dlaczego mówią na Ciebie Koshi?

—ten pseudonim ma swoje znaczenie.

—jakie?

—koshi to skrót od Kiyoshi czyli czysty— oznajmił mi stanowczo, wstając z kanapy.

—dlaczego tak? —zapytałam.

—Od kilku lat współpracuje z różnymi osobami, jednak nie pcham się nigdzie na stałe. Po prostu jestem wolny, chociaż to nie do końca taka wolność jakiej bym oczekiwał.

—dlaczego nie znajdziesz sobie normalnej pracy?

—coś mnie tu jeszcze trzyma.

—co takiego? —zapytałam.

—mam pewne sprawy prywatne do załatwienia.

—pewnie chcesz zabić Yakuze— powiedziałam pewna siebie.

Koshi zaśmiał się i przysunął bliżej mnie.

—czy wyglądam jakbym był niebezpieczny?

—szczerze mówiąc... Trochę wyglądasz.

—no dobra, ale chyba taki nie jestem?

—ledwo Cię znam. Jesteś miły, ale jakiś czas temu chciałeś zabić sprzedawcę mojego ulubionego sklepu.

—tylko go ostrzegałem, był na prawdę złym człowiekiem.

—ale on zniknął —wymamrotałam.

—chciałem mu dać nauczkę, ale na pewno nie zrobiłem mu krzywdy.

—Dobrze, w takim razie wyjaśnij mi szczerze  o co w tym wszystkim chodzi?

—bardzo bym chciał, ale nie mogę.

—dlaczego? Nie ufasz mi? W końcu chowam Cię przed jakimiś gangsterami.

—Nadia, posłuchaj nie pracujesz z nimi. Takie organizacje są poufne i nie powinno się opowiadać o nich osobom postronnym, a tym bardziej kobietom.

—co proszę?-parsknęłam zdziwiona.

—to nie jest przytyk, właściwie i tak powiedziałem Ci zbyt wiele. Według zasad nie można im ufać. Są słabe, nie potrafią się bronić ani dochować żadnej tajemnicy. Dlatego takie miejsca nie mieszają w swoją działalność żadnej kobiecej ręki.

—to kodeks Yakuzy, Taeyong...

—co? —popatrzył na mnie zdziwiony

—myślisz, że nic o tym nie wiem? Dlaczego nie chcesz się przyznać, że dla nich pracujesz?

—bo tego nie robię —odparł zagryzając wargę.

—Koshi, ale ty mi ciągle opowiadasz o ich  zasadach.

—nie znoszę Yakuzy.

—to co Cię z nimi wiąże? —dopytywałam.

—współpracuję z Yonggukiem, który był wczoraj u Ciebie w pracy żeby zostawić dokumenty.

—A kim on jest?

—Częścią Yakuzy, ale nie działa w ten sam, podły sposób.

—Dalej wychodzi na to, że do nich należysz.

—To skomplikowane... On nie do końca działa według ich kodeksu. Stara się naginać pewne zasady.

—To co robi?

—Gromadzi młodych ludzi.

—Takich jak Mark czy Lucas? Robi z nich przestępców?

—Poniekąd...Nadia, posłuchaj. Znam Yongguka od bardzo dawna. Nieraz pomagał młodym ludziom uciec i wyjść na prostą.

—Czyli teraz próbujesz mi wmówić, że Yongguk to dobry człowiek a potem dodasz historyjkę o sympatycznym klubie w gry karciane jakim jest mafia. Taeyong... Przepraszam Cię... Chyba źle się zrozumieliśmy. Zostałeś w moim domu bo potrzebowałeś pomocy. W poniedziałek się wyprowadzisz i wtedy nasze drogi się rozejdą —powiedziałam wstając z kanapy i gasząc świeczki.

—ja nie jestem jednym z nich Nadia...

Zmieszana zaczęłam sprzątać po kolacji zupełnie ignorując jego spojrzenia.

—to nie jest tak jak myślisz. Oczywiście, że taki Yongguk nie jest święty. Z resztą nikt  z nich nie jest. Lucas to jedyna osoba, której tam ufam.

—on też jest przestępcą.

—nie wszyscy w życiu mają możliwość wyboru dobra czy zła. Musisz wziąć to pod uwagę.

—Taeyong, rozumiem Cię. Ja po prostu nie chcę się w to wszystko mieszać, miałeś co do mnie rację kiedy powiedziałeś żebym trzymała się od tego z daleka.

—Chcę tylko żebyś mnie zaakceptowała...  Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym żyć normalnie —powiedział zrezygnowanym tonem.

Spojrzałam na niego zdziwiona tymi słowami. Wyglądał na załamanego. Jednak bałam się mu zaufać.

—jesteś jednym z nich?

—nie jestem. Przysięgam.

—ale pracujesz dla nich?

—po części...

Usiadłam na kanapie. Podszedł do mnie i schylił się przede mną łapiąc mnie za ręce.

—Dobrze. Nie chcesz mnie tutaj? to powiedz, wyniosę się jeszcze dziś. Od dziecka obracałem się w ich towarzystwie.
Ja nie miałem szansy na to żeby, chociażby spróbować żyć inaczej. Nigdy nie chciałem być traktowany jak chłopak z mafii, ale czas robi swoje i ludzie zaczęli kojarzyć mnie z działalnością Yakuzy. Po pewnym czasie poczułem się odizolowany od społeczeństwa. Wszystko zmieniło się dopiero kiedy Cię poznałem. Jesteś taka dobra i mi pomogłaś. Sprawiłaś, że poczułem się  jak ktoś zupełnie normalny.  Najpierw odprowadziłem Cię do domu, a kolejnego dnia w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że nie daleko są twoje okna. Nawet się nie zawachałem. Po prostu wiedziałem, że mi pomożesz. Nie jestem ideałem, ale nie chcę być żadnym przestępcą. Mam wiele spraw do załatwienia z Yakuzą, od których nie ucieknę i tylko to trzyma mnie w Tokio. Proszę nie zmieniaj relacji, które są pomiędzy nami. Zależy mi na Tobie...— wyjaśnił przejęty i popatrzył mi w oczy.

Teraz raz poczułam, że jest mi jeszcze bardziej bliski. Wcale nie był tym Taeyongiem z innego świata. Serce biło mi coraz szybciej, ale bałam się wydobyć z siebie choćby jedno słowo. Miałam wrażenie, że dając mu szansę zaryzykowała bym zbyt wiele.

—Przepraszam, ale muszę się położyć— wycedziłam zmieszana.

Taeyong spojrzał ma mnie zawiedziony. Puścił moje ręce i poszedł do okna zapalić papierosa.

Czułam się na prawdę strasznie. W ciągu ostatnich kilku dni stał mi się bardzo bliski. Jego osoba wywoływała we mnie mnóstwo skrajnych emocji. Nawet nie miałam pojęcia co teraz zrobić.

«SEKRET YAKUZY»Where stories live. Discover now