05 | ❝OUR FUTURE❞

660 61 19
                                    


ROK 2001


MARJORIE JĘKNĘŁA PRZECIĄGLE, GDY ROZDZWONIŁ SIĘ BUDZIK. Miała wrażenie, że to diabelskie urządzenie jeszcze nigdy nie dzwoniło, aż tak głośno, jak dzisiaj. Dlatego odetchnęła z ulgą, gdy Joel w końcu odsunął się od niej i wyłączył alarm. Później poczuła, jak pocałował ją w policzek i to sprawiło, że uśmiechnęła się z błogością.

Sweetheart, jeszcze śpisz? — Zapytał cicho, składając kolejne pocałunki na jej twarzy i szyi. Jorie mruknęła, nie otwierając oczu. — Musimy wstawać.

— Nie — odpowiedziała z niechęcią. Prawda była taka, że od kilku dni nie mogła się wyspać, ale zwalała to tylko i wyłącznie na przepracowanie. Znowu ciągnęła zbyt dużo zmian, co Joel zdążył jej już wytknąć. — Daj mi jeszcze pięć minut. Jestem zbyt zmęczona, by wstać.

— Dobrze się czujesz? — Miller widocznie się zaniepokoił. Złapał ją za ramię i odwrócił na plecy, tak że mógł spojrzeć jej w twarz. Jorie niechętnie otworzyła oczy, ale natychmiast zmrużyła powieki, gdy poraziło ją zbyt jasne światło. — Nie wyglądasz najlepiej. Może powinnaś pójść do lekarza?

— Nic mi nie jest. Ostatnie zmiany w pracy były ciężkie, to dlatego. Teraz mam trochę wolnego, więc będę odpoczywać. Obiecuję.

— Przepracowujesz się, a mi to zdecydowanie się nie podoba.

— Mi także, ale nic na to nie poradzę. I ty również, bo znam cię. Wiem, że najchętniej sam znalazłbyś na to rozwiązanie.

— Powinnaś pomyśleć o zmianie pracy — zaproponował, a ona parsknęła cicho. — Mówię poważnie. Nie chcę, by coś ci się stało tylko i wyłącznie z powodu durnej pracy.

— A ty — dotknęła palcem jego klatkę piersiową — powinieneś wstać. Idź na dół, a ja zaraz zejdę.

— Wiesz, że ignorowanie problemu nic ci nie da, zgadza się?

— Pomyślę o tym — odpuściła w końcu. — Zadowolony?

— Jakoś nie za bardzo ci wierzę, ale niech ci będzie. Na razie, Marjorie. Wiesz, że o tym nie zapomnę.

— Wiem — przyłożyła dłoń do jego policzka i przejechała palcami po jego brodzie. — Dziękuję za to, że się tak mną opiekujesz.

— Nie masz mi za co dziękować. Jesteś jedną z dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu. Po prostu nie chcę cię w żaden sposób stracić.

— Tego akurat możesz być pewien — uśmiechnęła się. — Nigdzie się nie wybieram.

— To dobrze — Joel skinął głową. — A teraz potrzebuję swojego porannego buziaka.

Jorie zaśmiała się, przyciągnęła jego twarz do swojej i złożyła krótki pocałunek na jego ustach.

— Tylko na tyle cię stać? Widać, że ktoś nie pił tu kawy.

Joel nie czekał na żaden błyskotliwy komentarz z jej strony. Położył dłonie na jej biodrach i przeciągnął niżej, tak że leżała idealnie pod nim. Pochylił się na nią i złączył ponownie ich wargi, tym razem całując ją dłużej i mocniej. Jak zawsze zapierało jej dech w piersiach i nie mogła przestać się uśmiechać między kolejnymi pocałunkami.

— Joel, naprawdę musisz się zacząć zbierać — upomniała go szybko, gdy jego ręka zawędrowała pod jego starą koszulkę, w której spała. — Inaczej spóźnisz się do pracy, a Sarah do szkoły.

FORSAKEN, the last of usWhere stories live. Discover now