36 | ❝PRINCESS, MOOSE AND QUEEN❞

244 35 10
                                    


JACKSON


JOSIE CZUŁA SIĘ, JAKBY SŁYSZAŁA KAZANIE ZE STRONY MATKI. Jednak to był tylko Tommy i Maria, chociaż właściwie sam Tommy, bo kobieta stała z boku i opierała się o blat stołu.

— Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że odchodziłem od zmysłów? — Mówił wzburzony Miller. Josie starała się go zrozumieć – to, że martwił się, że nie dotarli z powrotem do Jackson, a ich konie same wróciły. Jednak nie mogła pozbyć się radosnego uśmiechu z twarzy, gdy myślała o tym, co się stało między nią a Chrisem. — Mogłaś zginąć! Twoja matka, by mnie zabiła, gdyby coś się stało! I na miłość boską, Jocelyn! Przestań się tak uśmiechać! To poważna sprawa.

— Nie rozumiem, o co się wściekasz — odezwała się spokojnie. Maria pokręciła głową, dając tylko znać, że to nie był najlepszy pomysł. — Nic mi nie jest. Wróciłam cała i zdrowa, więc nie musisz się martwić. Plus razem z Chrisem zabiliśmy kilku zakażonych, więc w gruncie rzeczy to wcale nie poszło na marne.

Tommy wziął głęboki oddech, a później przejechał ręką po swojej twarzy.

— Maria, proszę cię, pomóż mi. Powiedz jej, dlaczego to było niebezpieczne.

— To było niebezpieczne, prawda — odezwała się Maria. Odepchnęła się od stolika i podeszła bliżej. — Jednak, co innego mieli zrobić? Utknęli w lesie. Pogoda była beznadziejna, a ty się wściekasz, że musieli improwizować, by przetrwać.

Josie spojrzała z wdzięcznością na kobietę i poruszyła ustami w krótkim „dziękuję". Maria puściła do niej oczko. Później położyła dłoń na ramieniu swojego męża, a Tommy wyglądał, jakby od razu trochę się uspokoił. Młoda Miller obserwowała ich uważnie, bo chyba po raz pierwszy widziała uroczą, pełną miłości interakcję między dwójką ludzi, którzy faktycznie się kochali. Nawet jeśli trwało to tylko chwilę, tak dało jej wiele do myślenia.

— Jorie kazała mi się nią opiekować pod jej obecność i gdyby coś się stało, to nigdy by mi tego nie wybaczyła. Tym bardziej ja sobie.

— Tommy, nic mi się nie stało — zapewniła go spokojniej. — Cokolwiek się stało, tak nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Takie rzeczy się zdarzają, ale obiecuję, że następnym razem na patrolu będę bardziej ostrożna.

— Jak cholera nie będzie żadnego kolejnego razu, Josie!

Maria westchnęła ciężko i odsunęła się nieznacznie od swojego męża.

— Tommy, nie zachowuj się jak idiota — powiedziała ostro. Josie zawsze uważała ją za twardą, ale mimo wszystko nie spodziewała się tak nagłej zmiany w jej zachowaniu. Chociaż w ostatnim czasie było to wyjątkowo częste. — Wiesz dobrze, że w naszej sytuacji brakuje nam ludzi. Nie możesz odsunąć Josie od patrolów.

— Chwila moment... W jakiej sytuacji? — Zainteresowała się Josie. — Chyba nie chodzi o to, że ty się źle czujesz prawda? Jesteś chora? To coś poważnego? Albert na pewno jest w stanie temu zaradzić!

Zaczęła się poważnie obawiać tego, co ta dwójka mogłaby jej powiedzieć. Może nie znali się długo, tak byli jej rodziną, którą zawsze pragnęła mieć. Kochała swoją matkę, ale chciała mieć jeszcze kogoś oprócz niej. Tommy i Maria właśnie tacy byli. A przy tym uratowali je, gdy tego naprawdę potrzebowały i za to, chociażby miała zamiar robić wszystko, by czuć się dla nich potrzebna.

— Chora? Nie określiłabym tego w ten sposób.

— To w jaki? Jak można być chorym, ale nie być?

FORSAKEN, the last of usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz