29 | ❝PLEASE HOLD TO MY HAND❞

486 51 14
                                    


TYMCZASOWE SCHRONIENIE ZNALEŹLI W OPUSZCZONYM BARZE. Joel od dłuższego czasu stał przy oknie, próbując odnaleźć jakiś słaby punkt, z którego mógłby obserwować to, co działo się na zewnątrz. Był cały zestresowany faktem, że nie dość, że byli narażeni na całe miasto ludzi, tak Jorie i Ellie znajdywały się w niebezpieczeństwie, a przy tym stracili niemal całe swoje zapasy. Nie chciał o tym otwarcie mówić, ale Jorie miała rację – był jej wdzięczny za to, że w ostatniej chwili zgarnęła, chociaż ich plecaki, ale ciągle nie popierał jej zachowania. Może gdyby zostawiła to wszystko w cholerę, to teraz znajdywaliby się w o wiele bezpieczniejszej kryjówce lub nawet udało im się dostać na obrzeża miasta? Było tyle niepewności, ale one wszystkie sprowadzały się do tego, że Jorie nie powinno tu być. Nie powinna podróżować z nim przez Stany Zjednoczone, a zostać tam, gdzie mogła być bezpieczna.

Jorie niemal widziała jakie myśli krążą po głowie Joela. Mimo tego, że była skupiona na tym, by opatrzyć wszystkie swoje rany i pozbyć się krwi z dłoni, tak dokładnie go obserwowała. Widziała jego spięte mięśnie i dłonie, które zaciskały się tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Oddychał ciężko, a ona przez chwilę zaczęła się obawiać, czy aby nic mu się zaraz nie stanie. Podejrzewała, że gdyby teraz wypowiedziała wszystkie swoje obawy o niego na głos, tak Joel by ją wyśmiał za to, że w takiej sytuacji przejmowała się kimś innym poza sobą. Prawda była taka, że za wszelką cenę próbowała ukryć to jak drżały jej dłonie po tym, co zrobiła. I z powodu tego, co ich czekało. Miała wrażenie, że na nowo przeżywa swój koszmar, bo kiedy swego czasu uciekała z innej strefy kwarantanny, wszystko wyglądało bardzo podobnie. Ścigali ją niemal tak, jakby była tylko zwierzyną do złowienia.

Wzdrygnęła się na samo wspomnienie i odłożyła ciężko butelkę z alkoholem. Miała dość i musiała zrobić sobie przerwę od opatrywania ran.

— Skoro to nie FEDRA, ani Świetliki, to kto? — Zapytała Ellie, przerywając ciszę, która między nimi nastała od momentu, w którym znaleźli to miejsce.

— Ludzie — odpowiedziała szybko Jorie, zanim Joel zdążył zareagować. — Wkurwieni, nieobliczalni ludzie. Zabiliśmy kilku ich, więc będą teraz na nas polować.

— Mówisz tak, jakbyś już przez coś takiego przechodziła.

Tym razem Jorie postanowiła milczeć. Nie chciała wracać wspomnieniami do dni, w których ukrywała się z małą Josie, która zachowywała się o wiele odważniej, niż ona sama. Pamiętała, jak zaledwie cienka podłoga dzieliła ich od tego, by zostali znalezieni i prawdopodobnie od razu rozstrzeleni. Wtedy dla nikogo nie mieli litości i czasami chciała się z nich śmiać. Głosili wolnościowe hasła, a jedyne co robili, to wprowadzali swój własny reżim.

— Co? — Joel odwrócił się w końcu od okna i spojrzał wymownie na swoją żonę. — Marjorie?

— Współpracowałam ze Świetlikami, okej? — Powiedziała ze zrezygnowaniem. Nie patrzyła jednak na mężczyznę, ani na Ellie, zbyt mocno skupiona na prowizorycznej apteczce i pokiereszowanym lusterku, które znalazła na tyłach baru. — FEDRA, Świetliki... Wszyscy mają swoich dodatkowych wrogów. Takich, co nie zwracają uwagi na to, że każdy się z nimi targował. Tylko jednego dnia postanowili, że wyrżnął w pień tych, których uważają, że zbyt mocno współpracowali z jakimikolwiek zgrupowaniami.

Przez chwilę nikt nic nie powiedział. Jorie westchnęła bezgłośnie i postanowiła zignorować ich spojrzenia, które na sobie czuła. Nawet nie zastanawiała się, co chodziło po głowie Joela, ale gdyby uniosła wzrok na jego oczy, tak zobaczyłaby potworne wyrzuty sumienia. Miller nie mógł znieść tego, co usłyszał, bo tylko przypominało o tym, jak bardzo ją zawiódł i cały czas to robił. Chciał cofnąć czas, by to wszystko nigdy się nie wydarzyło.

FORSAKEN, the last of usOù les histoires vivent. Découvrez maintenant