28 | ❝WELCOME IN KANSAS CITY❞

484 49 3
                                    


NAD RANEM OBUDZIŁ JĄ ŚWIERGOT PTAKÓW, ZAPACH KAWY I...

— Co to kurwa jest? — Zawołała z oburzeniem Ellie.

Jorie podniosła się ze swojego miejsca, próbując powstrzymać jęk bólu, gdy czuła zdrętwiałe i obolałe kości. Przez chwilę próbowała zorientować się, co działo się w jej otoczeniu. Ellie ciągle owinięta w swój śpiwór i ledwo obudzona pochylała się nad kuchenką turystyczną, gdzie gotował się metalowy garnek, a w nim przeterminowana czarna kawa. Niektóre rzeczy się nie zmieniały. Uśmiechnęła się nieznacznie, a później spojrzała na Joela, który spakował już większość ich rzeczy na pakę pick-upa.

Wiedziała, że tej nocy ani na chwilę nie zasnął. Gdy obudził ją z własnego, mentalnego więzienia, tak siedział przy niej, dopóki się nie uspokoiła. Chwilę rozmawiali, tak naprawdę o głupotach, które nie miały większego znaczenia, a później polecił jej, by spróbowała jeszcze się przespać. Miała wyrzuty, że wykorzystała ten moment, ale zasnęła i o dziwo koszmary, aż tak bardzo jej nie doskwierały. Świadomość, że Joel był obok niej - i słowa, które do niej wypowiedział - w jakiś sposób pomogły odgonić jej wspomnienia.

— Nie lubisz kawy? — Joel odwrócił się do nich, żywnie oburzony reakcją nastolatki.

Jorie zaśmiała się cicho i postanowiła wydostać się ze swojego śpiwora.

— Zakładam, że nie mamy mleka w naszym cudownym składzie? — Mruknęła z rozbawieniem, samej pochylając się nad parującym i bulgocącym naparem. Nigdy nie była zwolenniczką czystej czarnej kawy - uważała ją za cholernie gorzką, kwaśną i kiedy raz ją spróbowała, tak prawie ją zwróciła. Zawsze do swojej kawy musiała dodawać mleko, ale od czasów epidemii nie mogła narzekać i musiała się zadowolić tym, co mieli.

Joel spojrzał na nią z uniesioną brwią i wiedziała, że chciał ją wyśmiać, ale postanowił tego nie zrobić. Tęskniła za ich wspólnym droczeniem się i w pewien sposób nawet działaniem sobie na nerwach i podpuszczaniem drugiego, tak wiedziała, że w tej rzeczywistości nie mogła za bardzo na to liczyć.

Ellie wywróciła oczami i z powrotem wtuliła się w swój śpiwór.

— Hej, nie zasypiaj! — Jorie szturchnęła ją za nogę. — Zaraz ruszamy w drogę. Im wcześniej, tym lepiej.

Williams powiedziała coś niezrozumiale w swój plecak, a Jorie mimo wszystko postanowiła dać jej kilka dodatkowych minut. Zaczęła sprzątać całe swoje posłanie, a kiedy wszystko było złożone, podeszła do bagażnika w pick-upie, przy którym ciągle stał Joel.

— Z mojego powodu nie spałeś całą noc — zagaiła spokojnie, a brunet przerwał na moment porządkowanie rzeczy. — Myślę, że to ja powinnam najpierw prowadzić. Ty się za ten czas prześpisz, a później będziemy mogli się zamienić.

— Nie jestem zmęczony — odpowiedział oschle, wyciągając z czarnej torby po lewej metalowy termos. Westchnęła bezgłośnie i kiedy chciał się od niej odwrócić, złapała go za rękę.

— Jak długo, to potrwa?

Nie wiedziała, z czym to się wiązało - może z tym, że był ranek, a ona jeszcze do końca się nie dobudziła i była bardziej otwarta, by z nim szczerze porozmawiać i mieć nadzieję, że on też będzie z nią szczery. Albo to miało związek z tym, co się wydarzyło w nocy. Lub to wszystko się ze sobą połączyło i po prostu pragnęła wiedzieć, na czym właściwie stali. Kochała go i chciała z nim być. Wiedziała, że i on ciągle żywił do niej uczucia mimo tego, co sama myślała, a przede wszystkim, co on sam chciał jej wmówić.

FORSAKEN, the last of usWhere stories live. Discover now