21 | ❝LUCK LEAVES US ALONE❞

434 65 24
                                    


DŁUGA DROGA OKAZAŁA SIĘ BYĆ NIETRAFNYM WYBOREM. Zwłaszcza gdy na szerokiej ulicy w dole hotelu, dało się dostrzec zakażonych w uśpieniu. Według Tess jeszcze niedawno byli pochowani w budynkach, ale nowe przybycia do strefy, przyciągnęły ich na zewnątrz. Pozostawała im droga, którą nikt nie chciał wybierać. I Jorie stojąc przed wejściem do muzeum, nawet nie pytała, co czekało ich w środku. Grzyb, który obrósł cały budynek, dawał jej odpowiednie pojęcie na to, z czym mieli się zmierzyć. Joel sprawdził wystający przed wejściem korzeń grzyba i informacja o tym, że był wysuszony, wcale nie działała pocieszająco.

Kobieta wyciągnęła latarkę ze swojego plecaka. Sięgnęła również po swoją broń i dla pewności sprawdziła magazynek. Był pełny. Później odwróciła się do Ellie, zanim zdążyła zrobić to Tess.

— Słuchaj mnie uważnie — odezwała się do nastolatki. Ta spojrzała na nią z pełnym skupieniem. W tym samym momencie Joel zwrócił na nie swoją uwagę, podsłuchując to, co mówiła. — Idziemy powoli. Niczego nie dotykasz. Nigdzie nie odchodzisz. W razie kłopotów zostajesz za nami i czekasz, rozumiesz?

Ellie zgodziła się bez wahania. Jorie czuła skurcze związane ze stresem i zacisnęła mocniej palce na latarce i broni. Nienawidziła tego rodzaju momentów, ale zbyt dobrze wiedziała, że były one nieuniknione.

— Gdzie macie to swoje przejście? — Zapytała, zwracając się tym razem do dwójki dorosłych.

— Na górnym piętrze — odpowiedział Joel. — Pójdę pierwszy i dam wam znać.

Nie czekał na żadną odpowiedź, tylko od razu podszedł do uchylonych drzwi. Zajrzał do środka, a po chwili dał znać, że jest czysto. Jorie skinęła głową do Ellie, by weszła jako pierwsza i sama zrobiła to po niej. W środku panowała ciemność i wyjątkowo nieprzyjemna cisza. Rozglądając się po pomieszczeniu, można było dostrzec zniszczone elementy wystawy, powitanie, czy drogę do sklepiku z pamiątkami. Za dzieciaka uwielbiała przychodzić do takich miejsc. Poznawać historię i dzieła różnych artystów. Szczególnie podobały jej się te placówki, gdzie oferowali wystawy interakcyjne. W ten sposób dzieciaki mogły nauczyć się o wiele więcej, niż ze zwykłych książek i szkolnych zajęć. Pamiętała, jak niejednokrotnie, gdy opiekowała się Sarah, wybierały się do tego typu miejsc. Z czasem wręcz, to stało się ich małą tradycją, a po zwiedzaniu zawsze kończyły na lodach albo ciastku. Sarah zawsze wybierała wszystko to, co zawierało w sobie, jak największą ilość czekolady.

Potrząsnęła szybko głową. To nie był czas, by myśleć o zmarłej nastolatce.

— W mordę! — Zawołała Ellie, a Jorie natychmiast odwróciła latarkę w jej stronę. Była zirytowana tym, jak łatwo Williams złamała większość zasad, które przekazała jej dosłownie chwilę wcześniej.

Ten dzieciak doprowadzi nas wszystkich do śmierci.

Do tej pory wyglądało na to, że wszyscy zakażeni, którzy znajdywali się w muzeum, najwidoczniej pozdychali. Dopóki nie spojrzeli na tego, którego dostrzegła Williams. W rogu pomieszczenia leżał martwy mężczyzna. Ślady krwi i obrażenia na jego ciele wyglądały na świeże. Marjorie nie dawała im więcej, niż kilka dni.

— Co mu to kurwa zrobiło? — Zapytała nastolatka, przyglądając się leżącej sylwetce.

Jorie poczuła, jak adrenalina zaczęła mocniej buzować w jej ciele. Słyszała własne bicie swojego serca, gdy odpowiedź na pytanie Ellie, była jej zbyt dobrze znana. Przez lata widziała zakażonych w różnym stadium choroby, a jednak ciągle za każdym razem nie mogła przyzwyczaić się do tego widoku. Zdrowi ludzie, nawet z najgroźniejszymi obrażeniami nie wzbudzali w niej, aż tak silnych emocji, jak zakażeni. Mogła opatrywać najbardziej krwawiące rany, pomagać przy operacjach i pozostać kompletnie niewzruszoną. Kiedy wystarczyło jedno spojrzenie na zakażonego i cały żołądek podchodził jej do gardła.

FORSAKEN, the last of usWhere stories live. Discover now