BYŁO JESZCZE CIEMNO, GDY JORIE POCZUŁA RUCH NA ŁÓŻKU OBOK SIEBIE. Otworzyła oczy i zobaczyła, jak Joel stał na środku pokoju. Jego plecak leżał obok na podłodze, a on sam trzymał w dłoniach kurtkę, gotowy w każdej chwili do wyjścia.
— Chyba nie zamierzałeś mnie tutaj zostawić?
Joel zamarł, a później odwrócił się na dźwięk jej głosu. Nie musiał nic mówić. Światło nocnej lampki ledwo oświetlało jego twarz, ale mogła wyczytać z niej odpowiedź na swoje pytanie. Jorie westchnęła ciężko. Usiadła na łóżku i przejechała dłonią po swojej twarzy.
— Myślałem o czymś — zaczął wyjątkowo spokojnie, podchodząc do niej. Położył dłoń na jej twarz, przejechał palcem po jej policzku, aż w końcu złapał ją delikatnie za brodę i pociągnął głowę do góry, by na niego spojrzała. — Powinnaś zostać w Jackson. Tutaj będziesz bezpieczna. Sam zaprowadzę Ellie do Świetlików i zadbam o to, by Marlene nie tknęła ani jej, a już tym bardziej naszej córki.
Jorie na tym etapie nie była już właściwie zaskoczona jego słowami i nastawieniem. Podświadomie wiedziała, że tak będzie chciał to załatwić, ale nie miała zamiaru na to pozwolić. Rozumiała to, że chciał ją chronić i troszczył się o nią. Chciała, by to robił, ale nie miała zamiaru puścić tam samej Ellie z Tommym, a co dopiero gdy Joel zmienił swoje zdanie. Jej miejsce było tam, gdzie był starszy Miller.
— To nie jest sposób, w jaki możesz rozwiązać tę sytuację.
— Jest. Nie mogę pozwolić, byś znowu się narażała.
— To nie jest coś, o czym ty możesz decydować.
— Marjorie... — Wypowiedział ciężko jej imię i było wiadome, że Joel jest niezwykle poważny. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek nawet zwrócił się do niej pełnym imieniem, a jeśli tak było, to były to momenty, które kompletnie wypadły z jej pamięci.
— Joel... — Jorie podniosła się i położyła ręce na jego klatce piersiowej. — To nigdy nie było twoje zadanie, by doprowadzić Ellie do Świetlików. To należało do mnie. Pisałeś się tylko na to, by doprowadzić ją do ratusza. Nic więcej.
— Plan po drodze się zmienił.
— Zgadza się, ale to ciągle ja jestem za nią odpowiedzialna. Spieprzyłam sprawę, gdy uciekłam i... — Wzięła głęboki oddech, bo choć pogodzili się i wyjaśnili tamto wydarzenie, tak trudno było o nim zapomnieć. — To, co mam na myśli... Zanim spotkaliśmy się w Bostonie i trafiłam do Tommy'ego... Podjęłam kilka naprawdę złych decyzji. Jedną z nich było zaufanie Marlene, że tak po prostu da mi spokój, a później, że zgodziłam się przehandlować życie Jorie za Ellie. To tylko dziecko, a ja świadomie chciałam wysłać ją, na cokolwiek będą chcieli z nią zrobić w szpitalu. To moja wina. Kim jestem, by tak w ogóle się zachowywać?
— Zdesperowaną, kochającą matką, która chce chronić swoje dziecko za wszelką cenę — powiedział beż wahania Joel.
Jorie zaczerwieniła się na jego słowa. Nie chciała, by w jakikolwiek sposób ją bronił. Przez to co chciała zrobić, uważała się za potwora. Dlatego sama musiała dopilnować, by zamknąć tę sprawę do końca.
Joel w końcu westchnął. Pochylił się nad nią, by pocałować ją w czoło, a gdy znów na nią spojrzał, widziała, że zmienił swoje nastawienie.
— Chcę, żebyś wiedziała, że mi się to nie podoba — zaczął poważnie, kręcąc głową. — Gdybym mógł sam decydować, to zostałabyś tutaj zdrowa i bezpieczna, ale wiem, że cokolwiek bym nie zrobił, tak nie byłbym w stanie cię zatrzymać. Jesteś uparta i jak coś postanowisz, to tak zrobisz.
YOU ARE READING
FORSAKEN, the last of us
FanfictionMarjorie Hart kochała prawdziwie tylko jedną osobę. Joel Miller był jej wszystkim. Sercem, szczęściem, radością, życiem. Jednak wybuch epidemii sprawił, że ich wszystkie wspólne marzenia legły w gruzach. the last of us au!