08 | ❝BEST PARENTS❞

501 45 24
                                    


BYŁO PÓŹNE POŁUDNIE, GDY JOEL WRÓCIŁ DO DOMU. Zatrzasnął za sobą drzwi i zaklną pod nosem, gdy zrobił to odrobinę za głośno. Nie zdążył zrobić ani jednego kroku, gdy stanęła przed nim Sarah, podpierając ręce na biodrach.

— Czy ty znasz pojęcie wchodzenia do domu po cichu? — Zapytała szeptem nastolatka.

— Przepraszam — odpowiedział równie cicho. — Dlaczego szepczemy?

— Jorie i Josie śpią u was w pokoju — wyjaśniła, wpuszczając swojego ojca w głąb pomieszczenia. — Młoda znowu dostała gorączkę i dopiero niedawno zasnęła, a wraz z nią Jorie. Była kompletnie wyczerpana, gdy przyszłam ze szkoły. Ledwo stała na nogach.

— To dlatego, że nie spała całą noc — wyjaśnił Joel, siadając ciężko na krześle w kuchni i przetarł oczy palcami. Mała Jocelyn od dwóch dni chorowała i po konsultacji z lekarzem było wiadome, że jest przeziębiona. Najgorsze było to, że w ogóle nie chciała spać, a jak już zasypiała, to zaledwie na krótką chwilę. — Nic jej nie przeszło?

Sarah pokręciła głową.

— Jorie wspominała coś o tym, żeby jeszcze raz wziąć ją do lekarza, ale chciała poczekać na ciebie. Mówiłam jej, że mogę z nią jechać, jednak chyba była za bardzo roztrzęsiona i nie byłaby w stanie prowadzić. W końcu podała Josie leki i o dziwo młoda je wzięła. Później obie zasnęły.

— Dawno to było?

— Z jakieś półtorej godziny temu — poinformowała Sarah, opierając się o blat w kuchni. Odwróciła się na chwilę, by zamieszać w garnku na kuchence i wyjrzała przez ramię na swojego ojca. — Wiem, że to mało nazwać pomocą, ale zrobiłam obiad, by Jorie nie musiała o tym myśleć. Chcesz trochę? To makaron z sosem serowym, zrobiony dokładnie tak, jak mnie uczyła.

— Może później — nastolatka skinęła głową. — Pójdę sprawdzić, co z nimi — Joel wstał z krzesła i pocałował swoją córkę w skroń. — Dziękuję, babygirl. Wiele to znaczy dla mnie i dla Jorie.

— To nic takiego i wolałabym zrobić coś więcej, ale Josie cały czas płakała i... tato? Uważaj i bądź cicho.

— Obiecuję — zapewnił ją, a następnie uważając na skrzypiące schody, udał się na piętro.

Drzwi do ich sypialni były uchylone. Joel popchnął je ostrożnie do przodu. Gdy wszedł do środka, jego oczom ukazał się najbardziej uroczy widok, który napełnił ciepłem całe jego serce. Jorie i Josie były pogrążone we śnie. Kobieta leżała na boku z jedną ręką wyciągniętą do przodu, a drugą trzymała opiekuńczo na brzuszku dziewczynki. Głowę miała schowaną w poduszkę, a jej klatka piersiowa unosiła się spokojnie w górę i w dół. Jednak nawet jeśli teraz spała, to bez problemu mógł zobaczyć oznaki jej zmęczenia. Mimo tego na jej ustach czaił się delikatny uśmiech i wyglądało na to, że śniło jej się coś przyjemnego.

Patrząc na nią, nie mógł pojąć swojego szczęścia. Zastanawiał się, czy nie utknął w jakimś śnie i Jorie, a tym bardziej Josie były tylko jego wyobrażeniem. To wszystko było prawdą, a on miał przy sobie trzy najważniejsze kobiety. Był w stanie zrobić dla nich wszystko. W ostatniej chwili powstrzymał się przed cichym śmiechem, bo gdyby nie Tommy i Sarah, to ciągle krążyliby wokół swoich uczuć, a zwłaszcza on, by to robił. Joel wiedział teraz, że był skończonym idiotą, gdyby wtedy pozwolił na to, by – teraz już jego żona – uciekła mu sprzed nosa.

Był tak w nią wpatrzony, że na początku w ogóle nie zauważył, że Josie zdążyła się obudzić. O dziwo dziewczynka nie płakała, a jedynie zaśmiała się swoim dziecięcym śmiechem, powoli obracając się na boki. Jorie jednak niczego nie usłyszała ani odczuła i Joel stwierdził, że faktycznie była wyczerpana. Od kiedy urodziła się Jocelyn, miała wyjątkowo lekki sen, bo bała się, że w nocy coś się stanie, a ona nie zdąży odpowiednio zareagować.

FORSAKEN, the last of usWhere stories live. Discover now