13 | ❝TWENTY YEARS LATER❞

561 57 31
                                    


ROK 2023, BOSTON


JOEL WIEDZIAŁ, ŻE TO BYŁ SEN. Tylko we śnie mógł być, chociaż minimalnie szczęśliwy, jak wtedy, zanim runął cały świat. Jednak nawet jeśli to wszystko było tylko jego wyobrażeniem, tak nie chciał się obudzić. Sny był jedynym sposobem na to, by znów mógł być ze swoją rodziną.


Był w stanie odczuć gorące promienie słoneczne na swojej skórze. Coś, do czego był przyzwyczajony, ale te zdecydowanie różniły się od tego, z czym miał do czynienia na co dzień w Bostonie. Były lżejsze, nie towarzyszyła im duchota, tak charakterystyczna dla stref kwarantanny, a delikatna nadmorska bryza. Pod palcami czuł ziarenka piasku i jedyne, co mógł usłyszeć w swoim otoczeniu, to dźwięk fal odbijających się od brzegu. Było to zdecydowanie niesamowite, ale dopiero, gdy uniósł wzrok do góry, ujrzał najpiękniejszy widok w swoim życiu. Jego serce zabiło mocniej, gdy zobaczył Jorie siedzącą obok niego. Długie, ciemne włosy opadały na jej plecy, oczy miała przymknięte i wystawiała twarz w stronę słońca. Na jej ustach czaił się zadowolony uśmiech, a jasna, kwiecista sukienka, którą miała na sobie, tylko dodawała jej uroku. Wyglądała tak samo młodo, jak ją pamiętał.

Była przepiękna.

— Czuję, jak mi się przyglądasz — odezwała się, spoglądając na niego. Później opuściła swój wzrok na Josie, która bawiła się swoim białym króliczkiem między nimi. — Mam nadzieję, że nie mam nic na twarzy?

— Nie — pokręcił głową. — Wyglądasz uroczo, jak zawsze.

— Już zaczęłam się bać. Chociaż to — uniosła dłoń, na której widniała jej obrączka — świadczy o tym, że utknąłeś ze mną na zawsze. Nawet jeśli będę stara i pomarszczona. Ale czekaj! To będziesz najpierw ty!

Wystawiła język w jego stronę.

— Będziesz musiała się ze mną rozwieść, jeśli to ci nie odpowiada.

— Za żadne skarby — pochyliła się nad nim, tak że ich twarze się ze sobą stykały. Otarła nos o jego i spojrzała mu w oczy. Joel od razu położył dłoń na jej plecach, próbując jak najdłużej zapamiętać ten dotyk. I to jak jej ciało pasowało idealnie do jego. — Będę cię kochać do końca życia. Nawet wtedy, gdy nie będziesz już młody i przystojny.

To było jego największe marzenie, by tego doświadczyć – wspólnie z nią się zestarzeć. Jorie złączyła ich usta w delikatnym pocałunku. Był niczym muśnięcie warg, ale dla niego wystarczało, by znów ją poczuć. Jednak był spragniony smaku jej ust. Czuł się jak osoba na pustyni, która cudem znalazła źródło z wodą. Mógł całować ją do końca życia, a i tak nie miałby tego dość. Wplótł dłoń w jej włosy, od razu pogłębiając ich pocałunek. Otworzyła dla niego swoje usta i zachichotała, gdy przyciągnął ją do siebie, niemal kładąc na całym swoim ciele.

Nie obchodziło go nic innego oprócz niej. Wyryła się w jego sercu i pamięci, tak mocno, że nie mógł z tym walczyć.

— Och, ludzie! — Zawołała zdegustowana Sarah, pojawiając się nad nimi. — Zachowalibyście coś dla siebie. Tu jest dziecko.

Małżeństwo oderwało się od siebie i Jorie szybko zsunęła się z jego ciała. Wtedy Joel spojrzał do góry, podpierając się łokciem o koc. Sarah patrzyła na nich radośnie, a jej kręcone włosy ociekały wodą. Była szczęśliwa, a przede wszystkim żywa.

— Jak woda? — Zapytała Jorie, ignorując wcześniejsze słowa nastolatki.

— Ciepła i przyjemna. Zamiast siedzieć, to moglibyście się trochę rozruszać. Tatę mogę jeszcze zrozumieć, bo jest dosyć stary na takie szaleństwa. Ciebie mamo nic nie usprawiedliwia.

FORSAKEN, the last of usOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz