19 | ❝YOU PUSH ME AWAY❞

413 61 22
                                    


NIE WIEDZIAŁA, ILE CZASU MINĘŁO, GDY ZNALEŹLI KRYJÓWKĘ. Deszcz ciągle mocno padał, a ona była w stanie słyszeć ciągłe obijanie się kropli o zniszczony budynek, w którym ktoś prawdopodobnie prowadził sklep, zanim wszystko upadło. Teraz całe podłoże było porośnięte trawą i zieloną roślinnością. Na swój sposób było to wyjątkowo piękne, ale równocześnie mroczne. Przypominało o tym, że ludzkość mogła zginąć i wymrzeć, ale natura i tak zawsze miała żyć swoim własnym biegiem.

Najważniejsze było jednak to, że miejsce, w którym się chowali, było bezpieczne zarówno od zakażonych, jak i od ścigającej ich FEDRY. Zanim Ellie zasnęła atmosfera między całą grupą, a zwłaszcza trójką dorosłych wydawała się być do zniesienia. Jorie ignorowała irytujące spojrzenia Tess i pełne wątpliwości Joela. Podejrzewała, że obydwoje chcieli zabić Ellie tylko ze względu na pozytywny test. Gdyby nie znała sytuacji i nie wiedziała, że to wszystko było możliwe, tak zachowywałaby się podobnie. Niejednokrotnie znajdywała się w sytuacji, gdzie stała twarzą w twarz z zakażoną osobą w różnym stadium choroby i musiała pociągnąć za spust, by się obronić. Czasami nie wiedziała, co było gorsze – gdy zabijała w obronie własnej, by nie zostać zakażonym, czy gdy robiła to, bo ktoś ją poprosił. Zwłaszcza jeśli była to osoba, którą znała. Nikt nie wyobrażał sobie, by przemienić się w morderczą, krwiożerczą bestię.

W końcu Ellie zasnęła, a napięta i krępująca atmosfera między pozostałymi była zbyt mocno wyczuwalna. Jorie z największą chęcią położyłaby się obok nastolatki i zasnęła, ale czuła się dosyć niepewnie, gdy Joel ciągle trzymał w dłoniach bronią. Nie chciała też, by cokolwiek ją ominęło, zwłaszcza ze strony Tess, bo nawet jeśli nie wydawała się tak samo zabójczo nastawiona, tak za nic jej nie ufała. Nie była też pewna, czy stuprocentowo ufała Joelowi. Ich spotkanie po latach wyglądało zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażała i żałowała, że od razu nie uwierzyła Tommy'emu na słowo. Mówił jej wielokrotnie, że jego brat się zmienił. Potrafiła to zaakceptować, bo nikt nie był w stanie zostać sobą w tak popierdolonym świecie. Nie sądziła, że zmiany będą, aż tak drastyczne. Z tego też powodu miała małe wyrzuty do Tommy'ego, bo nie był z nią do końca szczery, jak tego oczekiwała.

Po części rozumiała zmiany, które w nim zaszły. Kiedy ona myślała, że Joel nie żyje, tak ciągle miała przy sobie Josie. Była jej oczkiem w głowie i największym szczęściem, które w jakiś sposób wprowadzało w jej życie trochę radości. Joel żył w przekonaniu, że w ciągu kilku tygodni stracił nie tylko swoją pierworodną, ale również ukochaną żonę i ledwo dwuletnią córeczkę.

— Pokaż mi swoją dłoń — poprosiła Jorie, wyciągając w jego stronę rękę.

Chciała w jakiś sposób przerwać tę milczącą, niezręczną atmosferę i uznała, że to mogło być jakieś rozwiązanie. Poza tym miała niemałe doświadczenie w opatrywaniu ran i nie chciała, by Joel skończył z zakażeniem i gorączką. Przynajmniej tyle mogła zrobić.

— Nie potrzebuję twojej łaski — mruknął, ukrywając swoją poranioną dłoń.

Jorie westchnęła ciężko i przetarła zmęczoną twarz.

— To nie łaska, Joel. Masz otwarte rany i krwawisz. Prawdopodobnie złamane lub pęknięte kości, które muszą kurewsko boleć.

— Jesteś jakimś pieprzonym doktorem, czy coś? — Wtrąciła się Tess, wychylając się zza swojego krzesła, tak by na nią spojrzeć. Jorie zmarszczyła brwi, unosząc na nią chłodny wzrok.

— Nie, ale znam się na opatrywaniu ran — wyjaśniła, nie siląc się nawet na przyjazny ton. Później odwróciła swoje spojrzenie na Joela, który nie patrzył na żadną z kobiet. Swoje oczy utkwił w podłodze i przez krótką chwilę prostował i zginał na przemian palce. Jego żona natychmiast potrafiła zobaczyć grymas bólu na twarzy, nawet jeśli starał się go ukryć. — Joel wiesz doskonale, że to prawda. Przez dwadzieścia lat tylko zyskałam w tym więcej doświadczenia. Nie bądź uparty i pozwól mi pomóc.

FORSAKEN, the last of usWhere stories live. Discover now