18 | ❝IT'S LIKE ALL OVER AGAIN❞

422 63 9
                                    


JORIE ZNAJDYWAŁA SIĘ GDZIEŚ NA GRANICY SNU I JAWY, GDY POCZUŁA, JAK KTOŚ SZARPNĄŁ JĄ ZA RAMIĘ. Instynkt przetrwania, który nabyła, sprawił, że natychmiast otworzyła oczy. Nad sobą ujrzała Ellie, która patrzyła na nią ze swego rodzaju strachem.

— Dzięki bogu żyjesz — odetchnęła z ulgą. — Przez chwilę wyglądałaś tak, jakbyś padła. Nie ruszałaś się i ledwo oddychałaś.

— Wybacz — uśmiechnęła się smutno, chociaż właściwie nie rozumiała, dlaczego przeprasza za coś, na co nie miała żadnego wpływu. — Wszystko w porządku, Ellie? Próbowałaś, chociaż się przespać?

— Nie jestem zmęczona.

Jorie westchnęła cicho.

— Zobaczymy, co powiesz za kilka godzin.

— Będę wypoczęta, jak nigdy w porównaniu do ciebie. Przypomnij mi, ile tak właściwie masz lat?

— Wystarczająco, by wiedzieć, że będziesz stękać ze zmęczenia, jak tylko wyjdziemy ze strefy — odpowiedziała i trzepnęła Ellie po głowie.

Dziewczyna wywróciła oczami, a Jorie w tym samym czasie przetarła twarz dłońmi i spojrzała na kanapę. Joel leżał z zamkniętymi oczami, a ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej. Taki widok przywoływał wspomnienia, bo nawet wtedy, gdy miał trzydzieści lat, to drzemał w dokładnie ten sam sposób. Niczym zmęczony życiem ojciec, który zasypiał przed telewizorem. Jego klatka piersiowa unosiła się rytmicznie do góry, a usta wykrzywiły w delikatnym grymasie. Prawdopodobnie było to najbliższe do uśmiechu, co mogła zobaczyć. Uznawała się również za wyjątkową szczęściarę, bo wiedziała, że tylko ona była w stanie to dostrzec. Mogli być rozdzieleni na dwadzieścia lat, ale niektóre rzeczy się nie zmieniały i potrafiła zobaczyć takie małe gesty, które nie były jej obce z ich wspólnego czasu. Grymas, który dostrzegła, w niczym nie mógł równać się szerokiemu, radosnemu uśmiechowi, który pamiętała. Wątpiła też w to, by kiedykolwiek miała jeszcze okazję, by znów go zobaczyć.

W końcu Joel otworzył oczy. Podniósł się ciężko do pozycji siedzącej i spojrzał na nie ciągle nieco zaspany, rozmasowując swój kark. Przez chwilę wydawało się jej, że patrzy na nią, tak jakby cały czas nie wierzył w to, że faktycznie tam była. Jakby ciągle uważał, że była martwa. To sprawiało, że przez krótką chwilę zastanawiała się, czy tak nie byłoby lepiej.

Ellie wyczuwała napiętą atmosferę między dwójką, dlatego usiadła na fotelu pod oknem i odezwała się, spoglądając prosto na Joela.

— Nigdy nie byłam za murem. Wy często wychodzicie?

— Powiedzmy — odpowiedział krótko.

Jorie zauważyła, że nie był skory do rozmowy, ale Ellie najwidoczniej tego nie dostrzegła lub po prostu postanowiła to zignorować.

— Kiedy ostatnio byliście?

— Z rok temu, a co?

— Ale znacie drogę i nic nam nie będzie, prawda?

Joel zawahał się przez krótką chwilę i kobieta potrafiła to dostrzec. Spojrzał na nią przelotnie, ale szybko odwrócił swój wzrok. Oparł się wygodnie o kanapę i rozsunął nogi, a Jorie przeklinała to, że po takim czasie ciągle tak proste gesty z jego strony na nią działały. Chciała stanąć między jego udami, wpleść palce w jego włosy i pocałować tak mocno i bez pamięci, że wątpiła, by kiedykolwiek wcześniej była w stanie przeżyć coś takiego. Emocje, które nią targały, były trudne do opisania. Zwłaszcza po ich krótkiej wymianie zdań, która tylko utwierdziła ją w tym, że miała rację. Niepotrzebnie go szukała, bo nic nie było w stanie naprawić tego, co działo się przez te wszystkie lata. Obydwoje byli kimś zupełnie innym, niż wtedy, gdy byli razem.

FORSAKEN, the last of usWhere stories live. Discover now