26 | ❝IN THE NIGHT WE FALL IN LOVE❞

362 49 7
                                    


JACKSON


JOCELYN KOLEJNĄ NOC Z RZĘDU NIE MOGŁA SPOKOJNIE SPAĆ. Koszmary o śmierci matki prześladowały ją za każdym razem, gdy zamykała oczy. Coraz trudniej było jej znieść myśl, że ona przebywała zdrowa i bezpieczna w Jackson, gdy Jorie znajdywała się tak naprawdę nie wiadomo gdzie i czy w ogóle jeszcze żyła. Nie dopuszczała do siebie myśli, że nie, ale czarne scenariusze wręcz ją nie opuszczały. Jak mogły? Przez lata miała właściwie tylko ją i bała się, że teraz mogło się to zmienić.

Patrzyła niemal jak otępiała w ciemny sufit i chociaż była cała zdenerwowana, tak nikt by nie był w stanie tego stwierdzić. Spokojnie leżała na swoim łóżku w pokoju, który od roku mogła bez oporów nazywać swoim i czuć się w nim bezpiecznie, a jednak niepokój i strach, ani na chwilę ją nie opuszczały. Bezsenne noce nie były niczym nowym, ale wtedy miała przy swoim boku matkę. Jorie zawsze w takich momentach przygotowywała jej gorące mleko z miodem – które nawet nie miała pojęcia, skąd wytrzasnęła, ale jakimś cudem za każdym razem udawało się jej go zdobyć – kładła się obok niej i trzymała w ramionach, dopóki nie zasnęła. Robiła to nawet wtedy, gdy Jocelyn była już dorosła i często nie była chętna do tak bliskiego dotyku. Teraz oddałaby wszystko, by znów znaleźć się w ramionach swojej matki.

To był impuls. Nie była w stanie dalej znieść tej niepewności i musiała coś zrobić. Szybko się podniosła i zgarnęła plecak, który stał w rogu. Większość rzeczy zawsze miała do niego spakowanego, bo to były te, które mogły przydać jej się w trakcie patrolu. Co prawda od jakiegoś czasu nie uczestniczyła w nich, bo Tommy był zbyt przewrażliwiony na jej punkcie, a poza tym robiła za darmową opiekunkę dla Chrisa. Jednak teraz miała w nosie to, czy jej wujek byłby zachwycony tym, co chciała zrobić, czy też Younga, który i tak niemal doszedł do zdrowia poza tą okropną raną na jego brzuchu. Mógł sobie bez niej poradzić i ciągle się zastanawiała, dlaczego w ogóle na pierwszym miejscu mu pomagała.

Cóż, to szybko przestało być jej zmartwieniem, gdy jak szalona pakowała kolejne rzeczy do plecaka tylko i wyłącznie z jedną myślą – musiała za wszelką cenę odnaleźć swoją matkę. Działała pochopnie, zdawała sobie z tego całkowicie sprawę, ale nie mogła postąpić inaczej. Myśl, że Jorie gdzieś tam była sama... Kompletnie ją paraliżowała i sprawiała, że zapominała, jak się oddycha.

Josie uderzyła się delikatnie dłonią o policzek.

— Weź się w garść idiotko — warknęła do samej siebie.

Sprawdziła ostatni raz zawartość plecaka, próbując wymyślić plan, jak przedrzeć się po kryjomu do bramy, a później całkowicie opuścić Jackson. Wiedziała, że tej nocy swoją wartę miał Bob i Denise. Znała tę dwójkę i niejednokrotnie sama była wyznaczona do patrolu, czy warty razem z nimi. Dodatkowo z Bobem często miała do czynienia, gdy pomagała przy odbudowie niektórych budynków. Z Denise przeważnie mijała się gdzieś popołudniami, gdy kobieta wracała z zajęć, które prowadziła w szkole. Z tego też względu wiedziała, że chociaż zawsze przykładali się jak najlepiej do swoich obowiązków w osadzie, tak bez problemu będzie mogła się wymsknąć poza granice, a później dalej i przejść niemal niezauważona.

Młoda Miller zgarnęła z boków swoje włosy i to, co jej się udało, związała w małego koka, a reszta, która była zbyt krótka, opadła na jej kark. Wzięła do ręki plecak i najciszej, jak tylko mogła, opuściła swój pokój. Stanęła w korytarzu, próbując nasłuchiwać to, czy Chris śpi, ale nic nie była w stanie usłyszeć z jego pokoju. Wyrzucała teraz sobie to, że coś pokusiło ją, by zaoferowała w szpitalu to, że się nim zaopiekuje. Wiedziała, że robiła to z czystej świadomości tego, ile on znaczył dla Jorie i tego, że oprócz niej, nikogo tam nie znał. Może z Tommym się kojarzyli, ale nie na tyle, by Miller miał rzucić wszystko i zajmować się jakimś pokaleczonym typem. Zresztą teraz i tak miał ważniejsze sprawy na głowie.

FORSAKEN, the last of usWhere stories live. Discover now