ROK 2003
PIERWSZE URODZINY JOSIE BYŁY ZDECYDOWANIE UROCZĄ IMPREZĄ. Dziewczynka szalała w towarzystwie swojej rodziny, łącznie z wujkiem Tommym i dziadkami. Jorie z niemałym szokiem przyjmowała fakt, że jej córka miała już rok. Ten czas zleciał wyjątkowo szybko, a ona ciągle pamiętała, jak mała wyglądała jako niemowlak, czy z iloma trudnościami musiała się zmierzyć w trakcie ciąży. Tymczasem Jocelyn skończyła już dwanaście miesięcy i była wesołym dzieckiem, chociaż zdecydowanie z charakterkiem. Pokazywała to już od najmłodszego wieku, ale nie można była się temu dziwić. W końcu była idealnym połączeniem Joela i Marjorie, a oni sami byli wyjątkowo temperamentnymi osobami. I może też dlatego tak świetnie do siebie pasowali, nawet wtedy, gdy się ze sobą nie zgadzali i mieli swoje własne ciche dni.
Jedna obydwoje się kochali. Nie miało dla nich znaczenia to, ile razy się pokłócą, bo prędzej, czy później zawsze się godzili, najczęściej lądując razem w sypialni lub w każdym dowolnym miejscu, gdzie nikt nie był w stanie im przeszkodzić. To sprawiało, że niemal od razu zapominali, o co tak naprawdę się pokłócili. Mimo tego Joel za każdym razem obiecywał sobie, że nie ważne, co by miało się dziać i jak bardzo Jorie mogłaby go irytować i denerwować, tak zrobi wszystko, by nigdy nie doprowadzić ją do łez.
Kochał ją, a ona kochała jego. W tym wszystkim to było najważniejsze.
Wszyscy odśpiewali „sto lat" dla Josie, a później dziewczynka z pomocą rodziców zdmuchnęła pierwszą w swoim życiu świeczkę urodzinową. Zaśmiała się głośno i radośnie wsunęła rękę do ciasta, zanim ktokolwiek zdążył zareagować.
— Josie! — Zawołała z rozbawieniem, ale i przejęciem Marjorie. Wyciągnęła rękę swojej córki z masy i pokręciła na nią głową, sięgając po czystą serwetkę. — Ty mały rozrabiaku.
— Na swoich pierwszych urodzinach zrobiłaś to samo — oznajmił pan Hart, a reszta zaśmiała się na jego komentarz. — Zepsułaś prawie cały tort i mieliśmy niezły problem, by w jakikolwiek sposób go pokroić.
— Kompletnie nie mam pojęcia, o czym mówisz. To na pewno nie byłam ja.
— Czyli charakterek od samego początku — zażartował Tommy. — Nie, żebym był tym zdziwiony. Wyglądem Josie to może i przypomina mojego brata, ale jej zachowanie to cała ty, Jorie.
— Jeszcze zdąży się tysiąc razy zmienić. Zwłaszcza że gdyby mogła, to nie odstępowałby Joela na krok.
— No co? — Brunet spojrzał na nią i wziął córkę na ręce, gdy ta zaczęła domagać się jego uwagi. — To córeczka tatusia i co poradzisz? Jest oczarowana moim wewnętrznym urokiem.
— Taaak — przeciągnęła zabawnie litery. — Masz szczęście, że cię kocham. Plus jesteś całkiem przystojny. To reflektuje moje zmagania z wami.
— Tylko całkiem? — Joel uśmiechnął się zadziornie, a Jorie wywróciła oczami.
— Nie odpowiem ci teraz na to pytanie.
Pokazała mu język.
— Skoro świeczka jest już zdmuchnięta, to mogę dać mój prezent? — Zapytała z podekscytowaniem Sarah. Nastolatka bawiła się nerwowo dolną częścią swojej bluzki i spoglądała na swoich rodziców z uśmiechem.
— Oczywiście, że tak. Wiesz, że nie musiałaś niczego kupować, zgadza się?
— Nie kupowałam. Znaczy po części — wyjaśniła, a małżeństwo spojrzało na siebie szybko, a później na Sarah, marszcząc brwi. — Zresztą sami zobaczcie.
CZYTASZ
FORSAKEN, the last of us
FanfictionMarjorie Hart kochała prawdziwie tylko jedną osobę. Joel Miller był jej wszystkim. Sercem, szczęściem, radością, życiem. Jednak wybuch epidemii sprawił, że ich wszystkie wspólne marzenia legły w gruzach. the last of us au!