JASKINIA NIEDALEKO RZEKI ŚMIERCI
ELLIE BYŁA ZACHWYCONA TRWAJĄCĄ ZORZĄ POLARNĄ. Kolory mieniły się na niebie, robiąc z tego najpiękniejszy, podniebny spektakl, jaki mogła doświadczyć. Była to prawdopodobnie jedna z najlepszych rzeczy, jakie jej się przytrafiły w ciągu ostatnich trzech miesięcy, od kiedy Jorie ją porzuciła. Początkowo nie rozumiała, co tak właściwie się stało. W jednej chwili byli we trójkę i chociaż atmosfera między nimi nie była idealna, tak trzymali się razem. Później Jorie i Joel się pokłócili, a Ellie zrozumiała z tego tylko tyle, że powiedzieli sobie wyjątkowo bolesne słowa. Do tego stopnia, że nie byli w stanie spędzić w swoim towarzystwie ani minuty dłużej. Próbowała zaakceptować decyzję Jorie, ale to szybko przemieniło się w niepojętą wściekłość. Czuła się przez nią zdradzona, bo od samego początku były razem, a ta postanowiła ją zostawić. Przez ten czas jej relacja z Joelem zdążyła się nieco ocieplić, ale ciągle po jej głowie krążyło, co by było, gdyby Jorie z nimi została.
Teraz jednak cała wściekłość, rozgoryczenie i złość minęła. Została jedynie obawa i wiara, że Jorie gdziekolwiek była, tak była bezpieczna.
— Zejdź, bo skręcisz kark — zawołał Joel, a Ellie wywróciła oczami. Spojrzała ostatni raz na zorzę polarną, ale w końcu się posłuchała i zeszła na dół. Usiadła naprzeciwko Joela akurat, gdy ten popijał alkohol z piersiówki, którą znaleźli po drodze.
— Mogę? — Zapytała entuzjastycznie.
— Nie.
— Daj spokój człowieku, to tylko na rozgrzewkę!
Joel zawahał się przez chwilę, ale w końcu podał jej alkohol. Ellie pociągnęła łyk, krzywiąc się przy tym okropnie. Ciągle uważała, że alkohol smakował ohydnie.
— Tak sobie myślę — zaczęła, patrząc na Joela. — Załóżmy, że znaleźliśmy Świetliki i wszystko gra. Pobrali mi krew, przepuścili przez różne maszynki i mają lekarstwo. Co potem? Co robimy?
— My? — Powtórzył za nią, prawie wyśmiewając to, że uważała, że po wszystkim ciągle będą podróżować razem.
— Niech ci będzie — odezwała się z ironią. — Ty. Możesz wszystko. Dokąd idziesz i co robisz?
Ellie nie wymawiała tego na głos, ale podświadomie chciała, by cokolwiek, co Joel miał powiedzieć było związane z Jorie i w jakiś sposób z nią. To było dziwne, może nawet i trudne to przyznać, ale uważała ich za kogoś w rodzaju rodziców. Jedynych, jakich kiedykolwiek miała i mogła mieć.
— Nie zastanawiałem się — odparł w połowie szczerze. Ponieważ Joel dokładnie wiedział, co chciał zrobić. Odnaleźć Jorie i chociaż spróbować ją przeprosić. O ile ciągle jeszcze żyła. Jednak tego nie mógł powiedzieć nastolatce. — Może... jakaś farma, ziemia, ranczo.
Próbował zignorować fakt, że kiedyś, dawno temu to było jedno z jego wspólnych marzeń z Jorie. Mieli niemal wszystko zaplanowane, brakowało jedynie czasu i pieniędzy, by je spełnić.
— Jakie ranczo?
— Z owcami. Są ciche i posłuszne.
— Okej łapię aluzję — mruknęła z przekąsem i odchyliła się do tyłu. — Czyli ty i stado owieczek. Romantycznie. Nie myślałeś jednak, że ktoś mógłby ci tam towarzyszyć?
— Niby kto?
— No nie wiem... Na przykład Jorie? I wasza córka? W końcu żyje, prawda?
— Tak mówiła Jorie — odpowiedział krótko, chowając w połowie twarz w piersiówce.
YOU ARE READING
FORSAKEN, the last of us
FanfictionMarjorie Hart kochała prawdziwie tylko jedną osobę. Joel Miller był jej wszystkim. Sercem, szczęściem, radością, życiem. Jednak wybuch epidemii sprawił, że ich wszystkie wspólne marzenia legły w gruzach. the last of us au!