33 | ❝ENDURE AND SURVIVE❞

257 37 9
                                    


BYŁO JUŻ CIEMNO, GDY WYSZLI Z TUNELU NA PARKING PUBLICZNY. Przez chwilę trudno było zorientować się, czy na pewno udało im się zrealizować tę część planu, ale Henry szybko poinformował, że znaleźli się tam, gdzie mieli.

Po drugiej stronie.

Jorie odetchnęła cicho. Przynajmniej raz udało im się wykonać coś bez większych problemów. Henry wskazał im drogę, którą powinni się udać i Joel poprowadził całą grupę. Zgodnie z jego zaleceniem wszyscy zgasili latarki, by nie rzucać się w oczy. Na ulicy było ciemno i cicho. Jedyne odgłosy, jakie można było usłyszeć, to ich kroki. Jorie pamiętała, jak swego czasu, zanim zrobiła prawo jazdy, wracała późnym wieczorem do domu. Ojciec, ani Joel nie zawsze byli w stanie ją odebrać, a autobus miał przystanek na końcu ulicy. Wtedy zawsze szła tak szybko jak to było możliwe, bo bała się, że zostanie zaatakowana. Może ich okolica była spokojna, ale ciągle była młodą dziewczyną i słyszała zbyt wiele, by tak po prostu, bez żadnego stresu spacerować nocą po ulicy.

Trudno było to porównać do tego, co działo się w tym momencie. Ulga, że część planu wyszła, szybko ją opuściła, bo bała się, co może jeszcze na nich czekać. Czekała ich przeprawa w stronę rzeki, by można było powiedzieć, że uciekli z Kansas City, ale to było o wiele bardziej na wyciągnięcie ręki, niż jeszcze wcześniej.

— Nikogo nie ma — oznajmił Henry, gdy szli środkiem ulicy. — I nie będzie, bo mój plan się udał.

— Będziemy świętować sukces, jak wydostaniemy się z tego przeklętego miasta — odpowiedziała Jorie, rozglądając się uważnie. Czuła dziwny dreszcz przechodzący przez cały kręgosłup.

— I po co tyle gadać? — Mruknął z niezadowoleniem Joel, a Jorie zauważyła, jak Ellie uśmiechnęła się na jego komentarz.

— Mówię tylko, że swoje zrobiłem. Idziemy w prawo — Henry wskazał palcem w odpowiednią stronę — potem ulicą, skarpą za ostatnim domem i wyszliśmy.

— Co zrobicie za rzeką? — Zapytała Ellie, wsuwając kciuki pod ramiączka swojego plecaka. — Dokąd pójdziecie?

— Jeszcze nie wiemy. Pewnie przed siebie. Jak najdalej od tego miejsca i ludzi Kathleen.

— My idziemy do Wyoming — wyznała. Joel odwrócił się do niej, by spojrzeć na nią z ostrzeżeniem. — No co? To chyba wielki stan, nie? Raczej zmieszczą się w nim jeszcze dwie osoby.

Jorie zachichotała cicho. Cięty język Ellie często doprowadzał ją do szaleństwa, ale były momenty, w których była za niego wdzięczna.

— Pewnie — odpowiedział sceptycznie Henry. — Lepiej będzie, jak pogratulujemy sobie sukcesu i się pożegnamy.

— Zmieni zdanie, zobaczysz — powiedziała Ellie, uśmiechając się z zadowoleniem.

— Nie tylko Joel podejmuje decyzje, pamiętaj o tym — przypomniała Jorie.

— Jorie, do ciebie wystarczy, że się ładnie uśmiechnę i już zmieniasz zdanie. Masz do mnie słabość i tyle.

— Wcale nie!

Jorie zaprzeczyła natychmiast i pokręciła głową, gdy Joel na nią spojrzał. Był poważny, ale widziała minimalny cień rozbawienia w jego oczach.

— Joel najpierw jest „Nie, Ellie, nigdy, przenigdy"

Nastolatka obniżyła swój głos, próbując naśladować głos Millera. Jorie zachichotała cicho, bo kompletnie jej to nie wyszło, ale brzmiało to wyjątkowo zabawnie.

— Nie mówię w ten sposób — mruknął z niezadowoleniem Joel, ale nikt poza Jorie go nie usłyszał.

— Czasami masz ten swój gburowaty i dupkowaty ton głosu.

FORSAKEN, the last of usHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin