22 | ❝LIVING IN JACKSON❞

475 54 17
                                    


ROK 2022, OMAHA W NEBRASCE


DESZCZE ZAWSZE DZIAŁAŁ USPOKAJAJĄCO NA JOSIE. Jednak nie tym razem. Dziewczyna była wściekła i nie wiedziała, na co bardziej. Na swoją matkę, która po raz kolejny narażała swoje życie, czy na samą siebie, bo powiedziała w jej stronę o kilka słów za dużo. Nienawidziła momentów, w których się kłóciły i zawsze mocno to przeżywała. Bardzo często potrafiły się od razu porozumieć i dogadać, bo koniec końców miały tylko siebie.

Josie wiedziała, że przesadziła, gdy w trakcie godziny policyjnej wyszła i trzasnęła drzwiami. Uważała to za kompletnie nieprzemyślane zachowanie. Żałowała, że to zrobiła, bo podejrzewała, że Jorie musiała umierać ze strachu, gdy przez cały ten czas nie wracała. Wściekłe łzy spływały po jej policzkach, gdy szła kolejnymi ulicami mało zamieszkanej części strefy. W ciągu dnia niejednokrotnie zakradała się do tego miejsca ze znajomymi, ale po zmroku wyglądało wyjątkowo upiornie. Czuła, jak jej serce szybko biło ze strachu, gdy całkowicie dochodziła do wniosku, że jej ucieczka była błędem. Powinna była zostać w mieszkaniu i ochłonąć w drugim pokoju, a nie wychodzić w trakcie godziny policyjnej i to w dodatku w trakcie burzy.

Pociągnęła mocniej sznurki na kapturze swojej bluzy, by zniwelować wiatr, który zbyt mocno wiał w jej uszy i naciągnęła rękawy na ręce. Była cała przemoczona, zmarznięta i uważała, że to był odpowiedni moment, by wrócić do domu. Ciągle mogła być wściekła na matkę, ale teraz po prostu czuła wyrzuty sumienia. Odwróciła się, by ruszyć w drogę powrotną, gdy przejście zagrodziła jej dwójka podejrzanych typów. W żaden sposób nie wyglądali przyjaźnie, a mroczna atmosfera wokół tylko pogłębiała to wrażenie.

— Kogo my tutaj mamy? — Odezwał się jeden z nich, a ona poczuła, jak całe jej ciało zdrętwiało ze strachu.

— Zapomniałaś, że jest godzina policyjna? Lalki takie jak ty powinny siedzieć w domu, a nie krążyć po ulicy — drugi uśmiechnął się złośliwie, a ona przełknęła z trudem ślinę. — Chyba że chcesz, by coś ci się stało.

Jocelyn zaczęła się cofać, a nieznajomi zaczęli iść w jej stronę. Próbowała się odsunąć, ale szybko poczuła, jak jeden z nich złapał ją za ramię. To obudziło w niej wszystkie instynkty przetrwania, które nabyła w trakcie swojego życia. Szybko sięgnęła ręką do tyłu, gdzie zawsze trzymała swój nóż, ale drugi z napastników dostrzegł jej zamiary. Uderzył ją w twarz, tak mocno, że odrzuciło ją do tyłu. Ostrze, po które sięgnęła, wypadło z jej kieszeni i poturlało się wzdłuż chodnika. Mężczyzna popchnął ją na ścianę i zaczął się do niej zbliżać. Dziewczyna poruszyła głową do przodu, by uderzyć go w twarz.

Napastnik warknął głośno, wyklinając ją od najgorszych. Drugi ruszył w jej stronę, ale wtedy ktoś go od niej odciągnął. Josie wciągnęła głośno powietrze, nawet nie zdając sobie sprawy, że uderzenie o ścianę spowodowało problemy z oddychaniem. Gdy uniosła wzrok, by dostrzec, kto przeszedł jej na ratunek, nie wiedziała, czy faktycznie była z niego zadowolona. Było ciemno i nie mogła wiele dostrzec, ale wszędzie rozpoznałaby długą, brązową charakterystyczną kurtkę. Była pewna, że Jorie będzie przerażona jej ucieczką, ale nie spodziewała się, że wyśle za nią swojego... Trudno było jej określić relacje swojej matki z Chrisem. Nigdy nie byli oficjalnie razem, ale przez te wszystkie lata się wspierali. Byli przyjaciółmi i kilkakrotnie przyłapała ich na różnych aktywnościach, których mimo wszystko wolała nie doświadczać na własne oczy. Szczególnie pamiętała jedną, gdy wracając późnym wieczorem do mieszkania, zastała swoją matkę na kolanach między nogami Younga i...

FORSAKEN, the last of usWhere stories live. Discover now