Rozdział XXVI - Eris

1K 194 33
                                    

3 lipca

Nie jestem pewien czy kiedykolwiek aż tak się stresowałem. Co prawda ceremonia jest w teorii niczym więcej jak świętowaniem partnerskiej więzi z bliskimi. W praktyce wiem, że wielu będzie mnie oceniać. A i ceremonia powinna odbywać się tylko raz w życiu, więc nie będzie okazji, by to powtórzyć. Przynajmniej mam taką nadzieję. Dlatego bałem się, że coś pójdzie nie tak. Mimo że przygotowania poszły doskonale, wszystko było na swoim miejscu, a ja wyglądałem doskonale.

Czekałem na swój moment. Wszystko już się zaczęło. Daren na mnie czekał. Tata stał obok mnie i posyłał mi uspokajające uśmiechy. Mama co chwila poprawiał coś w moim stroju. Miałem na sobie białą koszulę z szerokimi rękawami, które zwężały się przy mankietach. Te tak jak kołnierzyk były ozdobione drobnym haftem. Na to miałem narzuconą tunikę w kolorze ciemnego granatu z krótkimi rozciętymi rękawami. Kamizelka w szaro niebieskawym kolorze była cała wyszyta w kwiaty, a wokół talii miałem zawiązany szeroki pas w kolorze ciemnej czerwieni. Spodnie były w kolorze kamizelki a buty z materiału granatowe z wyszytymi czerwonymi makami. Chusta na mojej głowie była ciemnoczerwona i wyszyta we wzory w innych odcieniach czerwieni. Przypiąłem ją ozdobnymi spinkami z dużymi białymi kwiatami. Wyglądałem uroczo i kolorowo, ale nie pstrokato.

Całości dopełniał sznur czerwonych korali, które dwa razy owinąłem wokół szyi. Były drobne, a co dziesiąty miał ozdobne żłobienia. Gdy zobaczyłem je po raz pierwszy, byłem zachwycony i choć było to kilka godzin temu, dalej jestem pod wrażeniem.

Zamyśliłem się, ale na szczęście moja rodzina miała wszystko pod kontrolą. Tata złapał mnie pod ramię i wyprowadził z Domu Spotkań. Wiedziałem, że zbierze się całe stado, ale i tak nieco mnie zaskoczył widok tylu wilków. Skupiłem się jednak na tym, przez którego tu teraz jestem. Bo nie byłoby mnie tu, gdyby jak jakiś debil nie wyruszył w pojedynkę do obcego kraju, by mnie znaleźć.

Daren wyglądał... Wyjątkowo przystojnie. Włosy miał rozpuszczone, ale przytrzymywała je opaska związana z tyłu głowy. Była granatowa w czerwone wzory. Miał na sobie białą koszulę z ozdobionymi kolorowymi haftami mankietami, ciemnoszare spodnie, skórzane buty i ciemnoczerwoną kamizelkę. Dość skromny strój w porównaniu do mojego, ale Daren prezentował się w nim naprawdę dobrze.

Gdy na mnie patrzył, wydawał się bardzo opanowany i pewnie tak właśnie było. W końcu dla niego to tylko irytująca ceremonia. Ale jestem szczęśliwy. Że tutaj jest z tą swoją obojętną miną. Jest tutaj dla mnie.

***

Przyglądałem się, jak Daren z wyrazem umęczenia na twarzy podchodzi do stołów, na których leżało chyba z trzydzieści wianków. Dużo omeg się zgłosiło. Prawdopodobnie dlatego, że z tego, co powiedział mi Colla, przesąd głosi, że jeśli alfa wybierze wianek innej omegi to ta bardziej do niego pasuje. Co prawda nie wierzę w takie rzeczy, ale mam nadzieję, że Daren wybierze mój, bo... Bo chcę, żeby wybrał mój. Inaczej jakaś głupia omega będzie się cieszyć i sobie nie wiadomo co pomyśli, a Daren jest mój.

Na szczęście podszedł do tego poważnie. Chyba Flynn przekazał mu, że się obrażę, jak nie znajdzie mojego. Niestety może się tak zdarzyć, bo zadanie to wcale nie jest łatwe. Zwłaszcza że nie mógł tego zrobić po zapachu. Kwiaty w same sobie pachniały intensywnie, więc nieco maskowały inne zapachy. Jednak żeby gra była uczciwa każdy, wianek był dotykany też przez inne omegi, tak więc mój zapach był na wielu wiankach, a na moim były zapachy wielu innych omeg.

Oczywiste było, że oglądając, jak Daren chodzi między stołami i przygląda się wiankom, denerwowałem się bardziej niż on. W końcu wziął jeden w dłonie i uniósł go wyżej, pokazując, że dokonał wyboru.

Wilcze Serce IIWhere stories live. Discover now