Rozdział XXX - Eris

971 181 10
                                    

1 kwietnia

Choć miała tylko pięć miesięcy, Sava miała na głowie mnóstwo ciemnych jak atrament włosów. Po swojej mamie. Za to szaro błękitne oczy miała po tacie. Jeszcze trudno powiedzieć po kim odziedziczyła charakter, ale mam swoje podejrzenia.

Gdy trzymałem ją na rękach, nie mogłem się nie uśmiechnąć. W końcu jest taka słodka. Patrzyła na mnie swoimi dużymi oczami z zaskakująco poważną jak na takie maleństwo miną. Trudno było ją rozbawić czy rozweselić. Ale nie była też zbyt płaczliwa. Bardzo polubiła pluszowego królika, którego jej dałem. Zrobiłem go własnoręcznie. Nie był więc idealny. Grunt jednak, że maleństwu się podobał.

Sava była ślicznym, słodkim i dobrym dzieckiem. A ja byłem bardzo szczęśliwy z powodu tego nowego członka rodziny. W dodatku rosła tak szybko. Z miesiąca na miesiąc była zupełnie inna. Wiem, że w pierwszych latach dzieci rosną jak na drożdżach, ale to i tak zaskakuje za każdym razem. Jeszcze miesiąc temu była chyba o połowę mniejsza.

- Czy możesz już oddać mi moje dziecko?

- Nie. Jeszcze chwilę.

Colla posłał mi zabójcze spojrzenie, ale jeszcze nie zdążyłem się nacieszyć tym małym cudem. Co prawda od pół roku byłem bardzo częstym gościem w domu Colli i Flynna. W końcu omega potrzebował pomocy, gdy był w dziewiątym miesiącu ciąży. A później przy maleństwie.

Co prawda rodzina Colli chciała pomóc, ale mój przyjaciel uznał, że skoro nie chcieli go, gdy nie miał nic, to on nie chce mieć z nimi nic wspólnego, teraz gdy jest omegą syna Alfy. Niedawno zaczął widywać się ze swoją ciotką i kuzynami, ale postawił wysoki mur między sobą a wujem. Na szczęście teraz ja byłem jego rodziną i mogłem mu pokazać, jak dbają o siebie nawzajem wilki w moich rejonach. Na południu rodzina jest najważniejsza. Dlatego byłem przy nim w tym trudnym dla niego okresie.

Nie widzieliśmy też czy poród nie będzie miał żadnych komplikacji. Dlatego Colla potrzebował dużo wsparcia emocjonalnego. Im bliżej było porodu, tym bardziej omega bał się, że jego dziecko z jakiegoś powodu nie przeżyje. W końcu choroba Flynna mogła dotknąć też jego dziecko. Na razie jednak wszystko wskazywało na to, że tak nie jest. Dziewczynka urodziła się bez żadnych komplikacji. Zapłakała głośno. I od tego czasu nie pojawiły się żadne oznaki choroby. Była silna i rosła tak jak powinna. Co prawda była drobna, co na początku nieco Flynna przestraszyło. Jednak nie było to nic dziwnego. W końcu to mała omega. Omegi zazwyczaj rodzą się dość drobne.

Teraz Sava ma już pięć miesięcy i choć dużo urosła, nadal jest malutka jak na niemal półroczne szczenię. Pocałowałem ją w czółko i oddałem jej mamie, bo już wyraźnie się niecierpliwił. Rozumiem to. Colla w końcu mógł zająć się tym maleństwem, którego tak wyczekiwał. Nie dziwię się, że nie może się nim nacieszyć.

Jest dobrym rodzicem, choć na pierwszy rzut oka nieco oziębłym. Widać, że nie przywykł do okazywania uczuć, ale odkąd jest z nami Sava, zobaczyłem go od zupełnie nowej strony. Okazuje się, że ten gburowaty i chamski Colla potrafi być naprawdę uroczy, delikatny i kochany. Ciekawe czy to właśnie to Flynn w nim dostrzegł. Czy widział tę stronę Colli już wcześniej. Mam wrażenie, że tak, bo zdecydowanie go to nie zaskoczyło.

Flynn był oczywiście wspaniałym ojcem. Jego choroba czasem mocno go ograniczyła, ale starał się jak mógł. Gdy tylko był na siłach, zajmował się swoją małą córeczką. Kochał ją i na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że zrobi dla niej wszystko. Byli wspaniałą parą i wspaniałymi rodzicami. Nawet teraz jak na nich patrzyłem, to serce mi rosło. Colla krążył po pokoju z malutką Savą na rękach. A Flynn, choć rozmawiał z Darenem, co chwila spoglądał na nich z miłością w oczach. Doprawdy rozkoszne.

Wilcze Serce IIWhere stories live. Discover now