Rozdział LXVI - Eris

1K 193 14
                                    

18 grudnia

Powoli rozczesałem kolejne pasmo włosów. Nie są tak gęste, jak kiedyś, ale nie był to problem, którego nie rozwiązałaby dobra dieta, więcej snu i kilka cudownych olejków ze Wschodu. Wciąż mam jedną czy dwie fiolki, ostatnimi czasy nie miałem jednak czasu, by ich używać.

Przyjrzałem się sobie w lustrze i po raz pierwszy od dawna byłem dość zadowolony z tego, co widzę. Cienie pod moimi oczami wciąż były widoczne, ale zdecydowanie mniej wyraźne. Miałem czas by zająć się swoimi włosami. Wciąż byłem nieco za chudy jak na mój gust, ale to też z czasem się nieco polepszy. Nie wyglądałem już jak siedem nieszczęść. Bardziej jak trzy. Może cztery. To spory progres.

Dziwnie czułem się z tym powrotem do normalności. Miałem czas, by znów o siebie dbać. To było... Wyjątkowo relaksujące. Choć z tyłu głowy wciąż czułem pewną nerwowość. W końcu to nie tak, że moje życie jest teraz spokojne i pozbawione trosk. Jest już jednak znacznie bardziej stabilnie. Pojawiło się w moim życiu coś jak zalążek poczucia bezpieczeństwa. Już dawno tego nie czułem. Chyba od tego odwykłem.

Odłożyłem grzebień na miejsce i przyjrzałem się sobie po raz kolejny. Teraz byłem chyba w miarę wyjściowy. Nie, żebym gdziekolwiek się wybierał, ale w końcu staram się powoli wracać do normalności. A więc muszę się trochę za siebie wziąć.

Wstałem od toaletki i ruszyłem do kuchni. A tam zastał mnie nietypowy widok. Z jakiegoś powodu moje dziecko leżało na stole. Jak danie dnia. Nie zdziwiło mnie to jednak. Metody opieki Darena są co najmniej niekonwencjonalne. Przynajmniej leżała na miękkim futrze. Alfa tymczasem... Chyba gotował zupę. Tak wskazywały zapachy. I to, że stał przy garnku i mieszał coś z bardzo skupionym wyrazem twarzy.

- Dlaczego Aster leży na stole?

- Jeśli to, co robię, nie będzie jadalne, to zjemy ją.

- Rozumiem.

Usiadłem na jednym z krzeseł, tak by być, jak najbliżej mojej córki. Wydawała się dość zadowolona. Patrzyła w przestrzeń. To dobrze. Naprawdę rośnie jak na drożdżach. I teraz nie ma już wątpliwości, że oczy ma moje. Błyszczące jak dwie złote monety.

- Jeśli chciałeś się wziąć za gotowanie, mogłeś mi ją przynieść.

- Po co? Nie rusza się. To nie zleci ze stołu. Niech tam sobie leży.

- Ma przecież swoją kołyskę.

- Stół też jej pasuje. Nie narzeka. Słyszysz, żeby narzekała? Ja nie słyszę.

- No dobrze. Niech ci będzie. Nie będę już podważać twoich metod. A co dobrego gotujesz?

- Zupę.

- Jaką?

- Nie wiem.

- A z czym jest?

- Z tym, co znalazłam i uznałem, że będzie pasować.

- ... Nie będę już dopytywał.

Daren ostatnio gotuje dość często i jak do tej pory wszystko, co przygotował, było smaczne. Czasem nieco zaskakujące... Ale smaczne. Nie powiedziałbym, że gotuje gorzej ode mnie. Nie trzyma się przepisów. Żadnych w sumie nie zna. Wszystko robi raczej na logikę. Wychodzi mu to, więc nie zamierzam podcinać mu skrzydeł. Przejął większość obowiązków domowych i radzi sobie z nimi dobrze. Doceniam, że w ogóle zdecydował się to dla mnie zrobić. Większość tutejszych alf by się do czegoś takiego nie zniżyła. W końcu to robota dla omeg lub kobiet. Tymczasem Daren stanął na wysokości zadania. Lepiej później niż wcale dlatego nie narzekam i za każdym razem mu dziękuję.

Wilcze Serce IIWhere stories live. Discover now