Rozdział LXV - Eris

1.9K 163 34
                                    

10 grudnia

Otworzyłem powoli oczy. Było mi przyjemnie ciepło. Leżałem pod kołdrą i kocem. Nie pamiętam, bym się nimi okrywał, Ale miło, że jakoś do tego doszło. Mógłbym zamknąć oczy i spać dalej. To byłoby takie przyjemne. Takie... Dobre. Wystarczyło zamknąć oczy. Jednak mam wrażenie, że nie powinienem tego robić. Nie mogę tak zrobić.

Sen był przyjemny. Taki przyjemny. Ale... nie mogłem sobie pozwolić na więcej. Choć chwilowo nie byłem pewien dlaczego. Dlaczego właściwie nie mogę dalej sobie spać? Przecież wciąż jestem niewyspany. Jednak... Czułem jakiś dziwny niepokój.

Nie potrafię stwierdzić, dlaczego tak jest. Przecież to nic takiego. Tylko mała drzemka.

Udało mi się utrzymać oczy otwarte. Było to bardzo trudne. Przez chwilę leżałem, wpatrując się w sufit i zastanawiałem się, dlaczego nie mogę pozwolić sobie na, choć odrobinę więcej snu. Było w końcu tak wygodnie, ciepło i dobrze. Łóżko chyba nigdy nie wydawało mi się tak komfortowe.

Słońce prawdopodobnie niedługo wzejdzie, w sypialni było już nieco szaro. To wciąż dobry czas na sen. Zwłaszcza że jest tak cicho i spokojnie.

Przymknąłem oczy i już prawie pozwoliłem sobie na zaśnięcie. Aż w końcu w mojej głowie pojawiła się jakaś pierwsza klarowna myśl. Było cicho. Żadnych dźwięków. To trochę zbyt cicho. Robiło się już jasno. Zaczynał się nowy dzień. Pamiętam, że położyłem się tylko na chwilę. Wieczorem. Nie miałem w planach zasnąć. Tylko na chwilę przymknąć oczy, bo powieki były tak ciężkie, że już nie mogłem utrzymać ich otwartych. Przyglądałem się Aster, ale już dłużej nie mogłem, więc zamknąłem na chwilę oczy... i zasnąłem.

To było wczoraj. Teraz był już kolejny dzień. Nie spałem chwili. Spałem zdecydowanie długo. Za długo.

Otworzyłem oczy i usiadłem gwałtownie. Zakręciło mi się w głowie, jednak już po kilku sekundach byłem w stanie rozejrzeć się po pomieszczeniu. Tak. To wciąż była moja sypialnia, więc przynajmniej wiem, gdzie jestem, choć dalej nie jestem pewien, co się dzieje. Wiem jednak, co muszę zrobić. Muszę sprawdź, czy moja córka jest bezpieczna.

Wstałem ostrożnie i podszedłem do kołyski. Wciąż nieco kręciło mi się w głowie. Spałem przez co najmniej kilka godzin. Wiele mogło się od tego czasu wydarzyć. Jak mogłem coś takiego zrobić? To było nieodpowiedzialne. Jestem... Beznadziejny. Jestem okropnym rodzicem. Jestem najgorszy. W myślach prosiłem Matkę, by z moim dzieckiem było wszystko w porządku. By moje zaniedbanie nie skończyło się tragedią. Jeśli mojemu dziecku coś się stanie...

Zajrzałem do kołyski i moje ciało zamarło. W głowie przez chwilę była pustka. Nie rozumiałem, co się dzieje. Nie czułem zupełnie nic, bo nie wiedziałem co właściwie mam czuć. To było niemożliwe. Dlatego tak ciężko było mi to zrozumieć. Aż nagle wszystkie emocje pojawiały się na raz. I rzeczywistość do mnie dotarła.

Mojego dziecka tu nie ma. Kołyska była pusta. Gdy zasypiałem leżała tutaj, tak blisko mnie a teraz jej nie ma. Zacząłem w panice rozglądać się po pomieszczeniu. Może położyłem ją ze sobą na łóżku. Może tak zrobiłem, ale po prostu tego nie pamiętam. Czasem kładę ją na łóżku by trochę się do niej zbliżyć. Budować więź. Odsunąłem koc i kołdrę, ale nigdzie jej nie było. Nie mogła przecież tak po prostu zniknąć. A jednak nie było jej nigdzie.

Przez chwilę myślałem, że to sen. Po prostu straszny sen. Próbowałem się z niego obudzić, ale to była rzeczywistość. Moje dziecko zniknęło. Może ktoś je zabrał... Ktoś zabrał moją córeczkę. Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Jeśli coś jej się stało... Bo jej nie przypilnowałem... Jeśli przeze mnie stała jej się krzywda nie wybaczę sobie.

Wilcze Serce IIWhere stories live. Discover now