Rozdział LVII - Eris

975 193 21
                                    

21 listopada

- Oddychaj. Właśnie tak. Spokojnie. Mamy czas. Jeszcze nic takiego się nie dzieje. A ty świetnie sobie radzisz.

Colla trzymał mnie za rękę. Jest na pozór taki spokojny. Ktoś, kto go nie zna, pewnie pomyślałby, że nad wszystkim panuje. Tymczasem... Widać, że się boi. Ja widzę, że się boi. Jednak próbuje mnie uspokoić. Sprawić bym ja bał się mniej. Jest takim dobrym przyjacielem. To on świetnie sobie radzi. Ja... chyba zaraz umrę. Tak myślę. Za to Colla. Jest wspaniały. Tak się cieszę, że tu ze mną jest. Nie ma doświadczenia w odbieraniu porodów. Wie tylko to, co sam przeżył. A więc i tak dużo więcej niż ja. W końcu urodził zdrową córeczkę. Doświadczył bólu i trudności porodu. Jednak... To coś zupełnie innego niż odbieranie porodu, bez żadnej pomocy. Nic więc dziwnego, że się boi. Jesteśmy tu zupełnie sami i nie wiemy, kiedy i czy w ogóle ktoś przyjdzie z pomocą.

Nie jestem pewien, kiedy to się zaczęło. Nie jestem więc nawet w stanie ocenić czy Daren w ogóle dotarł do wioski. Na pewno minęła co najmniej godzina. Może dwie. Może nawet trzy. Nie wiem. Nie mam pojęcia co się wokół mnie dzieje. Ból na jakiś czas się uspokoił, jednak od czasu do czasu powraca. Colla każe mi leżeć i oddychać. Wiem mniej więcej, co się dzieje, gdyż Hilda już od dawna przygotowuje mnie do porodu. Jednak jednocześnie w mojej głowie panuje zbyt duży chaos, bym mógł skupić się i myśleć logicznie.

Mam skurcze, ale rzadko. A więc wszystko dzieje się powoli. Colla chyba cieszy się z tego powodu, gdyż jest większa szansa na to, że ktoś tu dotrze, nim dojdzie do najcięższej części porodu. Ja natomiast jestem tym przerażony. Dlaczego to tak się ciągnie? To nawet nie jest trzydziesty drugi tydzień ciąży. Moje maleństwo ma niecałe siedem i pół miesiąca.

Colla twierdzi, że zdarza się, że szczenięta rodzą się przedwcześnie i oczywiście to prawda, jednak wiem, że nieco to podkoloryzował, żeby mnie uspokoić. Może i rzeczywiście szczenięta urodzone w ósmym miesiącu mają się dobrze. Jednak siódmy miesiąc to zupełnie inna sytuacja. Nawet jeśli przeżyje, to może okazać się ciężko chore i umrzeć jakiś czas później. Prawda jest taka, że... Mogę w każdej chwili stracić moje dziecko. Odkąd zaczął się poród, nic już nie jest pewne. Być może już je straciłem. Może dlatego to trwa tak długo. Może poród przedłuża się, bo jest już martwe...

- Eris... Płaczesz? To przez ból? A może myślisz o czymś niepotrzebnym? Nie płacz. Będzie dobrze. Zioła niedługo powinny zadziałać. Wiem, że niewiele dadzą, ale na tym etapie może chociaż pozwolą ci się nieco rozluźnić. Mogę przygotować coś jeszcze, jeśli ból już jest nie do zniesienia.

- Nie. Po prostu. Colla ja... Ja nie wiem, czy dam radę.

Strach... Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się bałem. Mam wrażenie, że zaraz zemdleję. To za dużo. Nie jestem na to gotowy. Byłem głupi. Nie dam rady. Nie jestem gotowy.

- O czym ty mówisz? Eris... Oczywiście, że dasz radę. Wiem, że poród jest ciężki, ale jesteś silny. Dasz radę.

- Urodzę je. Dam radę. Zniosę ten fizyczny ból... Ale... Jeśli ono nie żyje...

- Nie myśl tak. Skup się na tym, co tu i teraz.

- Nie chcę stracić mojego dziecka. Ja... Dlaczego tak się dzieje? Co zrobiłem źle? Tak bardzo go chciałem. Starałem się... Próbowałem być dobrym rodzicem. Powinienem był jeść więcej. Może mniej pracować. Może gdybym bardziej o nie dbał...

- Nie zadręczaj się tym. Jestem pewien, że nie miałeś na to żadnego wpływu. Po prostu czasem tak się dzieje. Ta ciąża od początku była dla ciebie trudna. Prawdopodobnie tak musiało się stać. Jestem pewien, że tylko dlatego, że tak bardzo o nie dbałeś, twoje maleństwo ma w ogóle szansę się urodzić. Dzięki tobie urosło, jego serce zaczęło bić i będziesz mógł je przytulić. Czy to nie jest wspaniałe?

Wilcze Serce IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz