Rozdział LIV - Daren

1K 193 6
                                    

25 września

Drzewo przewróciło się na główną ścieżkę. Mógłbym je tak zostawić. Jednak... Koń Erisa tędy nie przejdzie. Jest zbyt drobny. Poza tym lepiej by nie manewrował z Erisem na grzbiecie. Jeden niewłaściwy krok i moja omega wyląduje na ziemi i... Wiele może się stać.

Wiatr był ostatnio niezwykle silny i mroźny. Dość jednoznacznie zapowiadał nadejście mroźnej zimy. Powodował także wiele szkód. Nie cieszyliśmy się ładną pogodą zbyt długo, ale tak już jest na dalekiej Północy. Udałem się do wioski, by pomóc w naprawianiu szkód, ale najwyraźniej nie był to jeszcze koniec mojej pracy.

Drzewo było stare i spróchniałe, ale i wysokie. Ciężkie. Zsiadłem z konia i postanowiłem, że zrobię to od razu. Lepiej, żeby Eris nie błądził po innych ścieżkach, bo z jego talentem zawędruje prosto do górskich stad i nadzieje się na jakiś nóż. Przeciągnąłem je tak, by droga była przejezdna, co choć nie było bardzo trudne, zajęło mi trochę czasu. Byłem już głodny, zmęczony i spotkałem w wiosce moją rodzinę, więc byłem też zirytowany. Życie jednak z uporem rzucało mi kłody pod nogi, w tym wypadku dość dosłownie.

Wsiadłem na konia i ruszyłem do domu, licząc, że już nic mnie nie będzie spowalniać. Mimo iż w domu też nie czułem się już tak swobodnie, jak kiedyś, nadal było to lepsze niż przebywanie z moją rodziną w wiosce pełnej idiotów. Od jakiegoś czasu zarówno tu, jak i tu panował co prawda pewnego rodzaju spokój. Większość członków mojej rodziny skupiła się na sprawach niedotyczących mnie bezpośrednio. Raul zajmuje się ostatnimi przygotowaniami do zimy. Flynn zajmuje się swoją rodziną. Lester zaszył się w rodzinnym domu. Ojciec jest głównie zajęty tym, co Raul każe mu robić.

Za to Eris... Eris nie odzywa się do mnie prawie w ogóle od dłuższego czasu. Oznaczało to spokój. W teorii. W praktyce było chyba gorzej, niż gdy gęba mu się nie zamykała. Podczas ostatniej rozmowy, którą przeprowadziliśmy, zostałem obrażony kilka razy. Najwyraźniej mówił poważnie, gdy kazał mi przemyśleć moje zachowanie, bo od tego czasu mamy ciche dni. Normalnie bym się cieszył, ale z jakiegoś powodu mnie to irytuje. Najdłuższe zdanie, które do mnie od tego czasu powiedział to coś o tym, że odwiedził go znachor i szczeniak jest zdrowy. Poza tym informował mnie tylko o tym, czy obiad jest gotowy.

Nie wiem, jak długo zamierza tak milczeć, ale zaczynam czuć się z tym nieswojo. Pewnie nie mam prawa narzekać, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj role są odwrócone... jednak zamierzam narzekać. Denerwuje mnie to. Możliwe, że to moja wina, że doszło do tej sytuacji. Być może byłem nieco... Oziębły. I niepotrzebnie złośliwy. Jednak on też nieco wyolbrzymił całą sytuację. Nie życzę Erisowi tego, by jego szczeniak był chory. Skoro już zdecydował się go urodzić, to nie chcę, by musiał go opłakiwać lub cierpieć z powodu jego choroby. To dobrze, że jest zdrowy. Jednak... Jeśli nie jest zdrowy, Eris będzie cierpieć. To wszystko niepotrzebne ryzyko. Nie poczujesz bólu spowodowanego stratą, jeśli nie masz co stracić.

Jednak to jego decyzja i jeśli chce ryzykować, nie mogę mu tego zabronić. Zresztą już i tak za późno, by tak o tym myśleć. Eris jest już w dość zaawansowanej ciąży. Widać ją po nim. W zależności od tego, co założy bardziej lub mniej. Teraz za każdym razem jak na niego spojrzę, widzę też dowód na to, że prędzej czy później urodzi szczeniaka. Już nie da się z tym nic zrobić.

Gdy dotarłem do domu, zamiast odprowadzić konia do stajni, pozwoliłem mu paść się w okolicy. Wszedłem do środka i nie zastałem mojej omegi. Zrobił obiad, czułem przyjemny zapach mięsa, a w pomieszczeniu było jeszcze ciepło od paleniska. Udałem się do sypialni, by się przebrać. Zerknąłem też przez okno i zobaczyłem Erisa karmiącego kury.

Uparcie dalej sam zajmował się zwierzętami. Skoro tego chce, to kim jestem, by go powstrzymywać. Zresztą, gdy nie czuje się na siłach, prosi mnie, bym ja to zrobił. Nie przywykłem do karmienia zwierząt. Zazwyczaj tylko je zjadam. Jednak... Cóż to też moje zwierzęta. To ja je tu przyniosłem. I od czasu do czasu rzeczywiście je zjadam.

Wilcze Serce IIWhere stories live. Discover now