Rozdział XXXII - Eris

982 180 21
                                    

18 kwietnia

Wcisnąłem w siebie ostatni kawałek kanapki, na którą jeszcze pół godziny temu miałem wielką ochotę. Niestety im bliżej była moja ruja, tym mniej apetytu miałem. Co prawda zostały jeszcze pewnie jakieś dwie jak nie trzy lub nawet cztery godziny nim wszystko się rozkręci, ale już czuję się z tym źle. Ruje są beznadziejne. Ale na szczęście dzieje się to tylko przez trzy dni co trzy miesiące. Mogło być gorzej.

Na szczęście nie dzieje się to co miesiąc. Ludzkie kobiety mają miesięczny cykl. Nie wiem, jak to znoszą. Co prawda nie przechodzą wszystkiego tak jak my omegi, ale nie wiem, kto ma gorzej. Trudno powiedzieć. Chyba wszystkie samice mają w jakiś sposób utrudnioną egzystencję. A samce nie. Niesprawiedliwe.

A skoro mowa o samcach, jeden właśnie wszedł do mojej kuchni. Daren wrócił z biegania. Zawsze biega przed moją rują. Dzięki temu jego wilk nieco się uspokaja. A to ważne, bo ruja jest intensywna. Zwłaszcza gdy ktoś ma tak silną wilczą część, jak Daren.

Spędziłem z nim już kilka takich pełni i można powiedzieć, że wiem już czego się spodziewać. Daren stara się kontrolować swoją siłę, ale niestety nie zawsze jest w stanie. Oczywiście nie zrobił mi jeszcze ani razu krzywdy... Nie takiej poważnej. Czasem mam siniaki. Lub drobne zadrapania, gdy niechcący wysunie pazury. Ale to nic, z czym wilcze ciało nie poradziłoby siebie w dwa czy trzy dni. Poza tym w trakcie rui i tak tego zbytnio nie czuję. Jest raczej przyjemnie, pomijając ból wynikający z samej rui.

Poza tym Daren mi to wszystko wynagradza. Przygotowuje mi gorącą kąpiel lub zabiera mnie do gorących źródeł. Wiem, że zawsze źle się przez to wszystko czuje. Ale gdyby mi to przeszkadzało, to spędzalibyśmy moją ruję oddzielnie. A skoro mi to nie przeszkadza, to spędzamy ją razem. Dzięki temu jest łatwiej ją przeżyć. Dużo łatwiej. Choć na końcu jestem dużo bardziej wycieńczony i potrzebuję jeszcze niemal jednak całego dnia na dojście do siebie. W każdym razie plusy znacząco przewyższają minusy. No i... To zacieśnia więź. Tak myślę.

- Jak się biegało?

- Dobrze. Znalazłem trop. To renifery. Były niedaleko. Może po pełni spróbuję na nie zapolować.

- To dobry pomysł. Przyda się trochę futra. Przed zimą. Myślałem też o nowych butach.

- W takim razie miejmy nadzieję, że nie oddalą się zbytnio.

- Jeśli tak będzie, to na pewno znajdziesz nową ofiarę.

- Tak. Z łatwością. A jak ty się czujesz?

- Jeszcze jest dobrze. Nic mnie nie boli. Czuję się w porządku. Oczywiście to tylko kwestia czasu nim będzie gorzej... Ale na razie jest dobrze.

- Wypiłeś napar?

- Tak. Jak zawsze. Do ostatniej kropli.

- To ważne.

- Wiem. Dlatego nie narzekam. Przecież sam go chcę. I chyba już zaczynam się przyzwyczajać do tego okropnego smaku, bo nawet nie miałem już odruchu wymiotnego.

- Jeśli zaczniesz czuć się gorzej, powiedz. Zajmę się tobą.

- Jesteś głodny?

- Nie. Zjadłem podczas biegania.

- Upolowałeś coś?

- Tak. Małą przekąskę. Idę się umyć.

Daren zniknął, a mi lekko przewróciło się w żołądku. Już jakiś czas temu dowiedziałem się, że Daren czasem je zwierzęta, gdy jest w wilczej formie. Takie... Surowe. Większość wilków tego nie robi, bo przywykliśmy do jedzenia w ludzkiej postaci. Możemy jeść surowe mięso... Ale... Smakuje jak surowe mięso. Gdy od małego jesz przegotowane, przyprawione i dokładnie skomponowane dania to smak krwi nie wydaje ci się zbyt przyjemny. Smak, tekstura, a nawet zapach są dość odpychające. Daren twierdzi, że woli przyrządzone przeze mnie dania, ale z braku laku nie ma nic przeciwko zjedzeniu zabitej przez siebie sarny. Nie jest wybredny. Ja bym pewnie zwymiotował. Ale ja mam też delikatniejszy żołądek.

Wilcze Serce IIWhere stories live. Discover now