Rozdział LIX - Eris

908 184 66
                                    

21 listopada

Było mi bardzo sucho w ustach. Bolało mnie... Wszystko. Oddychałem z trudem. Każdy wdech i każdy wydech powodował ból. Miałem wrażenie, że jeśli poruszę się choć trochę gwałtownie, to wylecą mi wnętrzności. Chciałem coś powiedzieć, ale z ust wyszedł mi tylko cichy jęk.

- Eris słoneczko, już dobrze. Spokojnie. Zaraz pomogę ci usiąść.

To był głos Hildy. Była tutaj. To dobrze. Niewiele pamiętam. Tylko tyle że krzyczałem i płakałem i chciałem, by to się skończyło. W pewnym momencie uznałem, że wolę umrzeć niż dalej to znosić, ale najwyraźniej jednak dałem radę jakoś to przetrwać. Chociaż czuję się, jakbym miał zaraz wydać swoje ostatnie tchnienie.

Otworzyłem oczy, które z jakiegoś powodu też mnie bolały. Zobaczyłem Hildę uśmiechającą się do mnie przyjaźnie, a po drugiej stronie Collę przyglądającego się mi bardzo uważnie. Oboje pomogli mi jakoś usiąść, choć nie było to łatwe. Zdążyłem się podczas tego procesu popłakać z bólu, ale w końcu byłem w stanie zobaczyć, co się dzieje wokół. Nim zdążyłem coś powiedzieć, dostałem kubek z ciepłą wodą i właśnie tego w tej chwili potrzebowałem.

Wypiłem wszystko do dna i wyczułem posmak ziół. Rozpoznałem w tym dość typową mieszankę mającą uśmierzyć ból. Wątpię, żeby pomogło, ale może chociaż załagodzi ból gardła. Musiałem sobie je zedrzeć od tych wrzasków.

Byłem pewien, że umrę. Coś, co boli tak mocno, przecież musi być zabójcze. A jednak... Żyję. Ja żyję. Ale... Gdzie jest moje dziecko?

Rozejrzałem się po pomieszczeniu i ogarniał mnie coraz większy strach. Był tu tylko Colla i Hilda. Widziałem misę z wodą i mnóstwo zakrwawionych materiałów, ale nigdzie nie widziałem mojego dziecka. Moi towarzysze musieli dostrzec mój niepokój. Hilda złapała mnie mocno za dłoń. Była taka ciepła. Przyjemnie ciepła. Ale jej uścisk był pewny i pokrzepiający.

- Spokojnie Eris. Nie bój się. Wszystko będzie dobrze.

- Gdzie ono jest? Gdzie jest moje dziecko? Czy... nie żyje? Nie ma go?

- Twoje maleństwo żyje. Jest w izbie obok. Zora się nią zajmuje.

- Nią? To...

- Dziewczynka. Masz śliczną córeczkę. Ona jest... Bardzo malutka. Zora stara się zapewnić jej odpowiednie warunki. Jest bardzo delikatna, przez to, że urodziła się za wcześnie. Jednak w tej chwili bardzo dzielnie walczy o życie.

- Chcę ją zobaczyć.

- Za chwilkę. Nie możesz wstać. Straciłeś dużo krwi. Były pewne komplikacje. To był ciężki poród. Ale udało ci się. Po niemal ośmiu godzinach. Wiem, jakie to było dla ciebie trudne. Jestem z ciebie dumna. Jednak jesteś teraz bardzo słabiutki. Musisz leżeć i odpoczywać. Nie możesz ryzykować i nie możesz wykonywać teraz żadnych gwałtownych ruchów. Jeśli się przewrócisz, możesz coś sobie zrobić i znów zaczniesz krwawić. Więc proszę... Musisz leżeć.

- Ale... Muszę zobaczyć moją córeczkę. Chcę ją zobaczyć. Chcę ją potrzymać. To moje dziecko.

- Wiem skarbie. Ale musisz chwilę poczekać. Zora przyniesie tutaj maleńką, jak tylko uzna, że to bezpieczne. Ona potrzebuje bliskości swojej matki. Dlatego, gdy tylko będzie to możliwe, zobaczysz swoją córeczkę. Nie martw się. Jestem pewna, że zaraz to nastąpi.

- A... Jak długo byłem nieprzytomny?

- Zaledwie godzinę. To niewiele biorąc pod uwagę, jak ciężko przebiegł poród. Więc leż spokojnie. Zaraz przyniosę ci więcej wody. Myślę, że jeszcze za wcześnie na jedzenie, ale jeśli będziesz miał na coś ochotę to mów. Colla przygotował kleik. Jest smaczny. Słodki. Ja gotuję rosół.

Wilcze Serce IIWhere stories live. Discover now