Rozdział L - Daren

893 183 16
                                    

10 sierpnia

Widziałem, że to wszystko skończy się źle. Przez jakiś czas mieliśmy spokój, jednak to nie mogło trwać zbyt długo. Byłem naiwny, licząc, że to nie będzie miało żadnych konsekwencji. Oczywiście, że jak ma się posypać to wszystko na raz. Najpierw ta cholerna ciąża, teraz jeszcze to. A to wszystko przez to, że ta głupia omega nie może usiedzieć w domu. Nawet przez chwilę.

Od tej pory za każdym razem jak będę wychodzić z domu, będę przywiązywać Erisa do stołu w kuchni. Albo każę zrobić mu łańcuch. Na tyle długi, żeby mógł zrobić sobie jeść albo pójść spać, ale na tyle krótki by nie mógł wyjść z domu. Przysięgam, że to jedyny sposób na to, by nie ściągnął na siebie lub na kogoś kłopotów. Zostawiasz go na chwilę samego, a później musisz po nim sprzątać. Odpowiadam za niego, więc to moje zadanie. Sam to na siebie ściągnąłem. Wybrałem go. A mogłem zostawić go w tym jeziorze. Jednak tego nie zrobiłem, więc dalej muszę go chronić i rozwiązywać problemy, które sprawia. Tylko nie wiem jak mam tym razem po nim posprzątać, ponieważ tak bardzo jeszcze do tej pory nie nabroił. A jeśli mi się nie uda, to wszyscy będą mieli problem. Zwłaszcza Eris. Nie jest gotowy na poczucie konsekwencji z własnych czynów. Nie takiej wagi. Jeśli coś się stanie, będzie się obwiniać. Słusznie, bo to będzie jego wina, jednak życie z nim stanie się jeszcze trudniejsze. Zresztą i tak ma teraz dużo na głowie. To może zaszkodzić jego zdrowiu, a przecież dopiero co zaczął czuć się lepiej. Gdyby tylko się tak we wszystko nie wtrącał, wtedy zarówno jego, jak i moje życie byłoby prostsze. Wybrałem sobie omegę to teraz mam.

Minąłem kogoś, kto chyba chciał mnie o coś zapytać, ale nie miałem na to teraz czasu. Zresztą co miałbym mu odpowiedzieć? Że moja omega ściągnęła na nas wszystkich zagrożenie? Niech zapyta kogoś innego o plotki. Ja nie zamierzam marnować nawet chwili. W końcu trudno powiedzieć, co tam się dzieje podczas mojej nieobecności. Szedłem prosto do Domu Alfy, gdzie już od jakiegoś czasu mój ojciec dyskutował z wilkami z górskiego stada. Mam nadzieję, że nie zdążył zbytnio pogorszyć sytuacji. Ponoć Raul tam jest, więc może sytuacja nie jest tragiczna. Trudno też przewidzieć ile wiedzą. Na szczęście zawczasu poinformowałem Raula o wyczynie mojej omegi, więc może udało mu się wymyślić jakieś wygodne dla nas kłamstwo. A może jesteśmy po uszy w gównie. Zaraz się przekonam.

Wszedłem do Domu Alfy, jakbym wchodził do siebie, jednak upewniłem się, by najpierw nieco ochłonąć. Ostatnio znów zbyt często daję się kierować emocjom, a jak zdążyłem się przekonać, zazwyczaj nie wychodzi mi to na dobre. Muszę zapewnić Erisowi bezpieczeństwo, a więc muszę zapobiec potencjalnej wojnie. Niedługo pewnie będę miał jeszcze szczeniaka do ochrony. Muszę więc jakoś to wszystko naprawić.

Wkroczyłem do pomieszczenia w momencie, gdy Raul tłumaczył coś obcym, ze swoim zwyczajowym uśmiechem na ustach. Nie wydawał się przejęty tym, że mu przerwałem. Właściwie to najwyraźniej wkroczyłem w odpowiednim momencie. A więc Raul nie radził sobie zbyt dobrze i potrzebował mojej pomocy. A to znaczyło, że sytuacja nie jest dobra. Jeśli nawet on nie może zmanipulować tej sytuacji na naszą korzyść, to znaczy, że to niemożliwe. A więc czas na minimalizowanie szkód i wygląda na to, że odpowiedzialność ta spoczywa na moich barkach. Mój brat od razu zwrócił się do mnie, nim zrobił to mój ojciec, lub któryś z czterech obcych wilkołaków.

- Daren! Miło cię widzieć. Dobrze, że jesteś, na pewno dużo lepiej wytłumaczysz naszym gościom, co zaszło na twoich terenach. Bo widzisz, coś ponoć tam zaszło.

Gdy Raul mówił, ja szybko przyjrzałem się temu zbiorowisku. Ojciec nie był w dobrym humorze, mimo to wydawał się jeszcze jakoś trzymać. Jednak na ustach błąkał mu się delikatny uśmiech, co nieco mnie niepokoiło. Nie miałem czasu tego analizować. Ważniejsi teraz byli ci obcy.

Wilcze Serce IIWhere stories live. Discover now