6

1.3K 119 47
                                    


Pov. Seungmin

Skończyłem tego dnia wcześniej zajęcia, dlatego od razu udałem się do biblioteki, by wziąć się do pracy. W końcu i tak kiedyś musieliśmy to skończyć, a im szybciej, tym lepiej. Nie chciałem spędzać z nim więcej czasu niż było to konieczne.

Początkowo czułem się troszkę niezręcznie, ale na moje szczęście na moim ramieniu pojawił się Sol, do którego zacząłem mówić. Może to dziwne, że rozmawiałem z własnym zwierzakiem, ale było mi dzięki temu raźniej. Ta mała, ruda wiewiórka zawsze była jedyną istotą, przy której mogłem być w pełni sobą.

Po jakimś czasie w bibliotece zjawił się diabełek, który wyjątkowo grał mi na nerwach, mimo że nic takiego mi nie zrobił. Był oczywiście złośliwy, ale taka była przecież jego natura. Diabły nie były miłe.

Z jakiegoś powodu wyjątkowo mnie irytował, jednak nie mogłem powiedzieć, że go nienawidzę. Próbowałem, jednak te słowa nie chciały przejść przez moje gardło, bo wiedziałem, że to kłamstwo. Oczywiście nie przyznałbym tego na głos nigdy w życiu.

Czułem, że byłem dla niego zbyt ostry, jednak nie potrafiłem tego kontrolować z jakiegoś powodu. Przy żadnym diable nie miałem problemu, by utrzymywać nerwy na wodzy, a jednak przy nim nie byłem w stanie, czego żałowałem. Nie powinienem być aż tak niemiły i to nie dlatego, że byłem aniołem. On po prostu nic złego, oprócz tego wywróconego regału, mi nie zrobił.

Chciałem go zatrzymać i przeprosić, jednak wpierw musiałem odłożyć spory tom na półkę, skoro już zacząłem. Był naprawdę ciężki, a półka była dość wysoko, więc właściwie nie zdziwiłem się za bardzo, gdy książką wyślizgnęła mi się z palców, by przywalić we mnie.

Bardziej zdziwił mnie nagły uchwyt na dłoni, którego następstwem było mocne szarpnięcie i prąd, który nieprzyjemnie zaatakował moje ciało. Początkowo nie rozumiałem, co się stało, ale wszystko stało się jasne, gdy spojrzałem na swoją rękę. Wtedy zamarłem kompletnie.

Nie zauważyłem nawet, kiedy wyszedł, bo byłem zbyt wpatrzony w znamię, które pojawiło się na mojej dłoni. Ten cholerny diabeł mnie dotknął, łamiąc jedną z najważniejszych zasad, które były nam wpajane od zawsze. 

Nie dotykać się. To wcale nie było takie trudne przecież.

- Coś ty narobił? - jęknąłem, wpatrując się w moją dłoń - Zobacz, Sol, co on zrobił! - pokazałem znamię wiewiórce, która wskoczyła na moją dłoń i się na niej położyła ze smutnymi oczkami.

I co ja powinienem zrobić w takiej sytuacji?

Znamię znikało dopiero po kilku dniach, ale to wcale nie był koniec konsekwencji związanych z dotknięciem się. Między diabłem, a aniołem powstawała więź, która była niejako karą za złamanie zasady. Wiedziałem, że od teraz nie będzie lekko, bo byliśmy na siebie skazani, gdziekolwiek byśmy poszli.

Jęknąłem załamany i przetarłem twarz, próbując się uspokoić. Nie rozumiałem, jak mógł to zrobić. Był diabłem faktycznie, ale ich też obowiązywały jakieś zasady, których nawet oni nie mogli łamać, a ten idiota to zrobił.

Fakt, uratował mnie, ale jakim kosztem? Wolałbym już oberwać tą książką.

Wreszcie zebrałem się w sobie i wyszedłem z biblioteki, żeby poszukać Hyunjina. Ostatecznie byłem mu winny zarówno przeprosiny, jak i podziękowania za to, że mi pomógł. Mógł zawsze spokojnie patrzeć, jak obrywam książką, a jednak zdecydował się pomóc mi. Co prawda złamał przy tym zasady, ale jednak doceniałem poświęcenie.

Nawet nie zastanawiałem się, gdzie idę, bo wiedziałem, że i tak do niego trafię. W tym momencie było to zarówno przekleństwo, jak i błogosławieństwo związane z naszą karą. Czy chcieliśmy, czy nie, byliśmy skazani teraz na wpadanie na siebie na każdym kroku.

Po prostu szedłem tam, gdzie podpowiadał mi instynkt i właśnie w ten sposób trafiłem do parku, w którym było dość sporo ludzi. To właśnie w nim spotkaliśmy się po raz pierwszy i spojrzeliśmy sobie w oczy. Dalej pamiętałem to dziwne uczucie na sercu, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały.

Pokręciłem głową, bo powinienem skupić się na szukaniu Hyunjina, a nie wspominaniu tamtego dnia. Nie to było teraz priorytetem, mimo że lubiłem rozmyślać na takie tematy. Powinienem zająć się czymś innym, za bardzo przeżywałem to spojrzenie.

Wreszcie dostrzegłem chłopaka, który siedział pod jednym z drzew, a na jego kolanach leżała zwinięta, czarna kulka, będąca zapewne jego zwierzakiem. Musiałem przyznać, że był to wyjątkowo uroczy kotek, jak na pupila diabła.

- Musimy porozmawiać - szepnąłem, siadając obok niego.

- O czym? - mruknął beznamiętnie.

- Chciałem cię przeprosić, bo byłem zbyt ostry. Po prostu prawie mnie tym regałem zabiłeś i jeszcze dostałem dodatkową robotę, mimo że byłem niewinny. Puściły mi nerwy, przepraszam - westchnąłem ciężko, przekładając wiewiórkę na ramię - No i chciałem ci podziękować za to, że uratowałeś mnie przed tą książką. Dziękuję i skoro już przy tym jesteśmy, to mam pytanie - zerknąłem na niego.

- Jakie, aniołku? - spojrzał na mnie, unosząc brew.

- Czy ty jesteś normalny? Jak mogłeś mnie dotknąć? Wiesz w ogóle co ty zrobiłeś? - zawołałem oburzony, co widocznie go zaskoczyło.

- To był impuls! Nie pomyślałem o zasadzie i po prostu cię pociągnąłem, żebyś nie oberwał! - próbował się bronić.

- Tak, ale teraz będziemy chodzić z tymi znamionami parę dni i jesteśmy na siebie skazani - westchnąłem zdruzgotany, ale od razu zauważyłem, że nie wiedział, o czym mówię - Nie uczyłeś się, prawda? Wytworzyła się między nami karna więź, przez którą będziemy na siebie teraz cały czas wpadać - mruknąłem.

- Czyli będziemy się widywać jeszcze częściej? - dopytał się.

- Tak, dokładnie tak - kiwnąłem głową.

- Jak uroczo, więc pora się lepiej poznać! W końcu jesteśmy na siebie skazani, jak to powiedziałeś - wyszczerzył się.

- Ty nie możesz być poważny - schowałem twarz w dłoniach, ale zabrałem je, gdy poczułem, że Sol ze mnie schodzi - Nie idź do niego, bo cię zje - westchnąłem, widząc, że spogląda na kota.

- Behemot nie je byle czego - oburzył się diabeł.

- Jak ty nazwałeś moją wiewiórkę? - warknąłem, marszcząc brwi.

W międzyczasie gryzoń zbliżył się bardziej do kota, który otworzył oczy, by na niego spojrzeć. Byłem przerażony, bo bałem się, że zaatakuję go, jednak nic bardziej mylnego.

Ku naszemu zdziwieniu Sol po prostu położył się na kocie i zamknął oczy, by również się zdrzemnąć. I to naprawdę się stało, wcale mi się nie śniło.

- Co? - wykrztusiłem cicho.

- Podpinam się do pytania - szepnął po chwili, spoglądając na swojego kota - Behemot, co z tobą? Zjedz go - westchnął z niedowierzaniem, ale kot jedynie objął wiewiórkę ogonem.

Czy mnie cokolwiek jeszcze zdziwi?

- A ta więź jest trwała? - spytał nagle, wyrywając mnie z moich myśli.

- Niestety - westchnąłem ciężko i zerknąłem na niego kątem oka.

- Ranisz - złapał się za serce teatralnie, na co wywróciłem lekko rozbawiony oczami.

My little angel | SeungjinWhere stories live. Discover now