55

845 86 24
                                    

Pov. Jisung

Byłem naprawdę wdzięczny Chanowi, że dodawał mi otuchy, jednak zawstydzał mnie fakt, że trzymał mnie za rękę. Oczywiście nie miałem nic przeciwko, ale irytowały mnie rumieńce, które czułem na policzkach. Musiałem wyglądać idiotycznie.

Nie powinienem rumienić się przez jego dotyk czy bliskość, jednak to było silniejsze ode mnie. Starszy dziwnie na mnie oddziałowywał, bo nawet moje serce zaczęło wariować, a ciało drżeć lekko. Mimo to jego dotyk był cholernie przyjemny.

Dzięki niemu mogłem odrobinę odstresować się przed spotkaniem z wyrocznią, jednak cały czas obawiałem się. Nie chodziło o samą jej osobę, a o to co może nam powiedzieć. Przecież mogło okazać się, że nie możemy zrobić nic, by im pomóc. Chyba oszalałbym.

Nie mogłem pozwolić na to, by mój najlepszy przyjaciel spędzić w jakiejś durnej celi resztę wieczności. Obiecałem sobie wyciągnąć Seungmina i Hyunjina z tego bagna z pomocą Chana i nie zamierzałem się poddać. Tylko my mogliśmy im pomóc.

Jacy byliby z nas przyjaciele, gdybyśmy zostawili ich tam na pastwę losu?

Wziąłem głęboki wdech i wpatrywałem się w diabła, który zapukał do drzwi, przy tym puszczając moją dłoń. Momentalnie poczułem na niej nieprzyjemny chłód oraz pustkę, jednak nie zamierzałem tego komentować. Było mi wstyd, że chciałem, by mnie za nią trzymał cały czas.

Przecież nie byłem dzieckiem i mogłem poradzić sobie ze stresem sam. Poza tym byliśmy przyjaciółmi, a przyjaciele raczej nie trzymając się tak za ręce. Przynajmniej ja nigdy tak nie robiłem z Seungminem.

- Oh, wejdźcie! Czekałam na was - drzwi otworzyła nam starsza kobieta w koku, której od razu ukłoniłem się - Spokojnie, Jisung, nie denerwuj się tak - zaśmiała się życzliwie, na co wybałuszyłem oczy.

No tak, w końcu była wyrocznią i dlatego znała moje imię. Wiedziała, że do niej przyjdziemy i z jaką sprawą, dlatego od razu pociągnęła nas do salonu, gdzie wepchnęła nam kubki z herbatą. Nie pozostawało mi nic, jak uśmiechnąć się wdzięcznie.

- Powiem wam, że sytuacja nie wygląda zbyt ciekawie - oparła głowę na ręce i spoglądała to w jakieś karty, to w szklaną kulę - Siedzą w celach, dobrze pilnowani - westchnęła.

- Jak możemy ich stamtąd wydostać? - spytał pospiesznie Chan, na którego spojrzałem.

- Nie możecie - odparła krótko, a moje serce stanęło.

- Jak to? Jak to nie możemy? Musi być coś, co możemy zrobić! Musi być jakieś wyjście! - zacząłem jąkać się przerażony, gdy w moich oczach stanęły łzy.

- Spokojnie, kochaniutki. Wy nie możecie zrobić nic. Chłopcy są dobrze pilnowani, dlatego ucieczka odpada, ale to nie znaczy, że nie ma żadnego wyjścia - wbiła we mnie przenikliwy wzrok.

- Więc jest jakieś wyjście. Jakie? - podłapał starszy, który teraz delikatnie gładził moją dłoń.

- Anioły i diabły są bezwzględne wobec tych, którzy łamią zasady. Nie tolerują tego. Jeśli jakiś anioł i diabeł zbliżą się do siebie, zamykają ich i nigdy nie wypuszczają, by to nie zaszło dalej. Gdyby zakochali się w sobie i nie daj Boże pocałowali się, na świecie zapanowałby chaos - urwała nagle.

- Wiemy - westchnąłem ciężko.

- Miłość między aniołem i diabłem nie jest czymś naturalnym. Pocałunek zakłóciłby harmonię świata, dlatego nie wypuszczą ich nigdy. Nieważne czy faktycznie ta dwójka zakochałaby się w sobie, czy pozostaliby przyjaciółmi. Serafini, jak nikt inny, pilnują tego i nie chcą ryzykować. Rada podziela ich zdanie, dlatego zwykłe podejrzenie przyjaźni jest srogo karane - mówiła dość monotonnym głosem.

- Przepraszam, ale czy mogłaby Pani przejść do sedna? - westchnął Chan, widocznie znudzony.

- Muszą stać się ludźmi, by ich wypuścili - wzruszyła ramionami, wprawiając nas w osłupienie.

- Ludźmi? To znaczy, że mają wyrzec się nieśmiertelności i skrzydeł? Muszą wyrzec się anielskiego i diabelskiego pochodzenia? - wydukałem tępo.

- Tak, dokładnie tak - pokiwała głową.

- I naprawdę nie ma innego wyjścia? - poczułem, jak starszy zaciska palce na mojej dłoni.

- Niestety nie. Ci na górze nie zamierzają ryzykować wybuchem chaosu. Przecież to zniszczyłoby cały świat - westchnęła znużona - Wy też powinniście to zrobić swoją drogą - zauważyła.

- Niby czemu? - uniosłem brwi.

- By mieć to za sobą. I tak zrobicie to - uśmiechnęła się tajemniczo.

- Z jakiej racji to zrobimy? - parsknął Chan z niedowierzaniem.

- Wydaje mi się, że doskonale znasz odpowiedź, mój drogi. A teraz musicie jakoś przekazać swoim przyjaciołom informacje, prawda? Polecam posłanie waszych pupilków, ich nie zatrzymają - wstała ze swojego miejsca.

- Ale.. - zacząłem, jednak kobieta wypchnęła nas ze swojego domu.

- Powodzenia - rzuciła, po czym zamknęła drzwi za nami.

- Channie hyung - jęknąłem, by spojrzeć otępiały na przyjaciela.

- Wiem, Sungie, wiem - objął mnie lekko.

Seungminnie miał przestać być aniołem?

My little angel | SeungjinWhere stories live. Discover now