29

961 95 39
                                    


Zrezygnowany leżałem na swoim łóżku, zastanawiając się czemu wszystko, co najgorsze, musiało się przytrafiać akurat mi. To było niepojęte, że miałem aż takiego pecha, a jednak stało się to, czego bałem się najbardziej w głębi serca.

Straciłem poniekąd Seungmina, do którego zdążyłem się przywiązać. Był dla mnie ważny i traktowałem go, jak przyjaciela. Tylko przy nim mogłem ukazywać swoje prawdziwe oblicze, a teraz on nie chciał ze mną nawet rozmawiać. I to wszystko przez Beth.

Jeszcze nigdy nie nienawidziłem kogoś w ten sposób, jak tę cholerną sucz. Przez nią mój aniołek cierpiał i nie chciał ze mną rozmawiać. To wszystko była jej wina i musiała ponieść tego konsekwencje. Nie wolno zadzierać z Hwangiem.

Nagle ogarnęła mnie chęć zemsty, przez którą moje oczy zabłysnęły czerwienią. Nie miałem zamiaru darować jej tego, że przez nią straciłem mojego aniołka. Pierwszy raz w swoim dziewiętnastoletni życiu czułem prawdziwą żądzę mordu. Chciałem, by cierpiała i zdechła.

Zerwałem się z łóżka, popychany przez instynkt i opuściłem pokój w poszukiwaniu mojej ofiary, przez którą straciłem mój najcenniejszy skarb. Zrobiła coś o wiele gorszego niż samo skrzywdzenie Seungmina i zasługiwała na cierpienie. Potworne cierpienie.

Czułem, że w mojej kieszeni zmaterializował się scyzoryk, a obok mojej nogi zjawił się Behemot, który dumnie kroczył przy mnie. To właśnie on miał pełnić kluczową rolę w mojej zemście na tej szmacie.

- Behemot, rośnij - rozkazałem, a kot miauknął głęboko, by wykonać mój rozkaz.

Początkowo był wielkości małego psa, później średniego, a także dużego. Nie był to jednak koniec, bo taki kot dalej nie byłby w stanie wyrządzić jej odpowiedniej krzywdy. Musiał być ogromny, dlatego rósł dopóki nie mogłem zarzucić swojego ramienia na jego grzbiet. Idealnie.

Teraz również i jego oczy żarzyły się, gdy z jego gardła wydobywał się głęboki pomruk. To był właśnie Behemot w jego prawdziwej postaci, którą na co dzień musiał ukrywać, zmieniając się w czarnego dachowca. Wreszcie znów pokazał swoje prawdziwe oblicze.

Z pomocą jego węchu znalezienie diablicy wcale nie było takie trudne, bo bez problemu ją wytropił. Wystarczyło, że parę razy poruszył nosem i ruszył truchtem w odpowiednim kierunku, a ja za nim, czując, jak w moim ciele buchają płomienie.

- Beeeth - zawołałem z wrednym uśmiechem diablice, która siedziała na ławce i poprawiała makijaż. Nikogo wokół nie było.

- Hyunjin? Czego chcesz? - prychnęła.

- Ja? Nic, oprócz zemsty - wbiłem pusty wzrok w jej oczy.

- Zemsty? Jakiej zemsty? - spytała zdezorientowana i z przerażeniem spojrzała na Behemota, który wydał z siebie kolejny, gardłowy pomruk.

- Przez ciebie straciłem kogoś bardzo ważnego, wiesz? I teraz musisz cierpieć, suko pierdolona - warknąłem z chęcią mordu w oczach.

- Hyunjin, porozmawiajmy - wydukała, a ja napawałem się strachem w jej oczach oraz głosie.

- Smacznego, Behemot - klasnąłem w dłonie i odwróciłem się, by nie patrzeć na to.

Czułem cholerną satysfakcję z tego, co właśnie zrobiłem i miałem odejść w swoją stronę, gdy w mojej głowie pojawiła się myśl o Seungminie. Jego łagodne spojrzenie, wesoły głos i to, jak jego ramiona zaciskały się wokół mnie. Nie chciałby tego. Nie wybaczyłby mi.

- Behemot, stój - powiedziałem cicho, zanim kot rzucił się na krzyczącą dziewczynę - Słuchaj mnie, kurwo. Jeśli zbliżysz się jeszcze raz do mnie albo jakkolwiek mi podpadniesz to następnym razem go nie zatrzymam. Nie waż się nikomu o tym pisnąć - syknąłem, podchodząc do mnie, by ostrzem rozciąć jej policzek.

Odsunąłem się po tym i wpatrywałem się w sylwetkę dziewczyny, która biegła przed siebie, nie odwracając się nawet. Miałem nadzieję, że to załatwi sprawę i będzie miała nauczkę. Zawsze było lepsze niż to, co planowałem na początku.

- Muszę się uspokoić - szepnąłem do siebie, bo prawie zrobiłem coś potwornego. Przecież nie byłem taki - Wracamy - mruknąłem do kota, który z powrotem był wielkości zwykłego dachowca.

Gdybym pozwolił na to, pewnie zawiódłbym Seungmina, a tego nie chciałem.

Zrezygnowany ruszyłem w drogę powrotną, nie spiesząc się. Nic tam mnie nie czekało, więc wolałem przejść się jeszcze i ochłonąć, by nie zrobić niczego głupiego. Przecież prawie zabiłem jakąś durną laskę, która miała zbyt wysokie ego. 

Jakie było moje zdziwienie, gdy po otworzeniu drzwi do pokoju zobaczyłem skuloną postać na moim łóżku. Nasze spojrzenia skrzyżowały się, a ja kompletnie zamarłem, zapominając o tym, jak się oddycha.

My little angel | SeungjinWhere stories live. Discover now