63

1K 95 21
                                    


Siedziałem z Jeonginem w jego pokoju i opowiadałem mu dokładnie całą historię, która kryła się za moim nagłym zniknięciem. Opowiedziałem mu o tych kilku dniach w więzieniu oraz o tym, jak zrzekłem się swojej pozycji diabła, by stać się człowiekiem. Musiałem wszystko tłumaczyć mu dwa razy, bo nie dowierzał.

Mi samemu było ciężko uwierzyć w to, że byłem jedynie śmiertelnikiem bez żadnych dodatkowych mocy, jednak musiałem przyzwyczaić się. Przynajmniej cały czas przy moim boku był Behemot, który stał się najzwyczajniejszym w świecie kotem. Wszystko stało się normalne.

Młodszy zaoferował mi, że przez jakiś czas mogę u niego mieszkać, póki nie miałem pracy oraz mieszkania, więc posłałem mu szeroki uśmiech. Nie miałem nawet innego wyjścia, dlatego byłem mu wdzięczny. Z góry nawet zapewnił, że jeśli Seungmin również zrezygnuje z bycia aniołem też będzie mógł u niego zamieszkać. W końcu miał sporo miejsca.

Nie mogłem sobie wymarzyć lepszych przyjaciół niż on, Chan i Jisung. Cała trójka cholernie nam pomogła i nie miałem pojęcia, jak miałbym im się odwdzięczyć. Czułem, że nie zasługuję na tyle dobroci i życzliwości, jednak nie chciałem się z nikim wykłócać o to.

Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi, więc Yang poszedł sprawdzić kto to, a wrócił z szerokim uśmiechem. Może początkowo mnie to zaniepokoiło, jednak przeszło mi, gdy zauważyłem pozostałych przyjaciół, których poszedłem wyściskać. Byłem im taki wdzięczny.

- Dziękuję - szepnąłem do nich, ściskając ich mocno.

- Nie dziękuj, od tego są przyjaciele - zaśmiał się cicho Jisung.

- Wiecie co z Seungminem? - wymamrotałem nagle.

- Może sam sprawdź? Jest na zewnątrz - parsknął Chan z szerokim uśmiechem, a ja od razu wyleciałem z pokoju, by wybiec przed budynek.

Gwałtownie zatrzymałem się, widząc Kima, który wpatrywał się w już nocne niebo. Światło księżyca tak pięknie oświetlało jego twarz, a chłodnawy wiatr rozwiewał jego ciemne, lśniące włosy. Wyglądał, jak prawdziwy anioł, mimo że już nim nie był. Dla mnie nie potrzebował aureoli ani skrzydeł bym mógł go tak nazywać.

- Minnie.. - szepnąłem i zrobiłem krok w stronę chłopaka, który podskoczył zdziwiony.

- Hyunjin - uśmiechnął się szeroko, po czym sam rzucił mi się na szyję ze łzami - Tak strasznie tęskniłem! Myślałem, że już cię nie zobaczę - jęknął, a chwilę potem poczułem coś mokrego na szyi.

- Nie płacz, aniołku. Ja też tęskniłem - wydukałem cicho i zacząłem powoli gładzić jego plecy - Już dobrze. Jesteśmy tu razem, tak? Nie płacz, mały - uśmiechnąłem się pod nosem.

- Muszę ci coś powiedzieć - wymamrotał, a ja odsunąłem się, by spojrzeć w jego zeszklone oczy.

- Ja też, ale nie płacz - otarłem jego policzki z łez i posłałem mu ciepły uśmiech.

- Ty pierwszy - szepnął, gdy ja dalej gładziłem jego policzek.

- Niech ci będzie. Nie wiem co sobie o mnie teraz pomyślisz, ale mam nadzieję, że mnie nie znienawidzisz - westchnąłem ciężko, patrząc mu głęboko w oczy - Kocham cię, Minnie. Teraz, gdy nie jestem diabłem, a ty aniołem, mogę to powiedzieć na głos wreszcie - szepnąłem czule i cały czas jeździłem spojrzeniem po jego twarzy.

- A wiesz, że ja ciebie też? Właście to chciałem ci powiedzieć - wydukał zawstydzony, jednak zaczął chichotać pod nosem.

- Co się tak chichrasz? - prychnąłem szczęśliwy, przykładając swoje czoło do tego jego.

- Bo jestem szczęśliwy - pokazał mi język, przez co sam zaśmiałem się cicho.

Chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, jednak nie wytrzymałem długo. Moje serce szalało ze szczęścia, ponieważ młodszy odwzajemnił moje uczucia. Miałem ochotę płakać, skakać i krzyczeć jednocześnie, jednak była jedna rzecz, której pragnąłem bardziej.

Po dość długim wpatrywaniu się w jego oczy, zacząłem powoli zmniejszać dzielący nas dystans aż wreszcie nasze usta spotkały się, łącząc się w delikatnym, pełnym miłości pocałunku. Obaj staraliśmy się przekazać sobie uczucia, które żywiliśmy do siebie od dłuższego czasu w każdym najmniejszym muśnięciu. Wreszcie mogłem skosztować jego słodkich ust.

Nie zamierzałem odrywać się od niego zbyt szybko, więc objąłem go szczelnie w pasie,by przyciągnąć jego ciało bliżej siebie, a on zarzucił ręce na mój kark. Nasze usta idealnie do siebie pasowały i od razu odnalazły wspólny rytm, podobnie, jak nasze serca. Nic nie było w stanie oderwać nas od siebie.

Odrobinę pogłębiłem wciąż czuły pocałunek, na co Seungmin wtulił się we mnie bardziej z cichym pomrukiem i naprawdę już obaj mieliśmy gdzieś trzy pary oczy, które wpatrywały się w nas z okna. Woleliśmy się skupić na słodkich muśnięciach i gorącym uczuciu, które płonęło w naszych sercach.

- Tak strasznie cię kocham - szepnąłem, gdy oderwaliśmy się od siebie przez brak tlenu.

- Ja ciebie też, diabełku - zaśmiał się cicho, topiąc tym samym moje serce.

My little angel | SeungjinWhere stories live. Discover now